Specjalny rozdział pisany z siostrą cioteczną :)
POV Anne
To „miłe” spotkanie, przerwało
nam, grupka chłopaków, która wtargnęła do klasy. Pani Clara,
znad moich aktów spojrzała na spóźnialskich. Jej oczy
pociemniały.
-O … pan Bieber, co Cię sprowadza na
moje zajęcia?- myślałam,że zacznie krzyczeć, a powiedziała to
prawie, że szeptem. Wpatrywałam się zdziwiona w nauczycielkę
matematyki. Chłopcy nie odpowiedzieli na jej pytanie, tylko chcieli
się skierować na swoje miejsca... właśnie CHCIELI, na początku
nie wiedziałam o co chodzi.
-Zajęłaś im miejsca, nówko.-
powiedziała dziewczyna, siedząca przede mną, swoim piskliwym
głosem. Speszyłam się, już chciałam wstawać, gdy nie znany mi
jeszcze chłopak o kręconych włosach pociągnął mnie znów na
krzesło i usiadł za mną. Natomiast obok mnie siadł jeden z jego
kolegów. Czułam się bardzo niezręcznie.
-Cześć, jestem Justin.- wymruczał do
mojego ucha. Nie odpowiedziałam i przysunęłam się bliżej okna.
By po chwil, skupić swój wzrok na zielonych, lekko poruszających
się na wietrze drzewach.Lekcja, mijała nie
docierało, ani jedno słowo nauczycielki. Moje myśli przeniosły
się do tamtego strasznego dnia.
Byłam w pięknym ogrodzie mojej
prawdziwej rodziny. Z tego co pamiętam, gdzie się nie spojrzało
były rozmaite kwiaty. Siedziałam w cieniu najwyższego drzewa, skąd
mogłam obserwować całe podwórko. Widziałam fontannę, w której
kąpało się mnóstwo ptaków. Zaraz obok była czteroosobowa
huśtawka, po której „wspinały” się zielone pnącza. Ubrana
byłam w zwiewną, białą sukieneczkę, pasującą na pięcioletnią
mnie. Przeglądałam rodzinny album ze zdjęciami. Gdy podniosłam
główkę, napotkałam piwne oczy mojego brata bliźniaka. Nie
pamiętam jego głosu, lecz jego wyjątkowy śmiech. Wtedy właśnie
śmiał się ze mnie, nie pamiętam z jakiego powodu, ale wiem, że
się zdenerwowałam. Naszą kłótnie przerwał huk. Wstałam na
równe nogi, łapiąc brata za rękę. Do ogrodu wbiegł nasz ojciec.
Jego twarz lśniła od łez. Rozglądał się nerwowo po ogrodzie,
spojrzał w naszym kierunku i zaczął do nas biec. Ukląkł przede
mną, objął mnie ramieniem.
-Ona odeszła. Anne mama odeszła.-
szepnął drżącym głosem.
-A gdzie poszła?- spytałam
niewinnie. Wtulił się we mnie jeszcze mocniej, na szyi poczułam
jego łzy. Tata wyciągnął rękę w stronę mojego brata, chcąc go
przytulić, ale on puścił moją dłoń. Pobiegł w stronę krzewów
malin, które oboje uwielbialiśmy jeść. Tata załkał jeszcze
głośniej.
-Jest w lepszym miejscu.-
odpowiedział na wcześniej zadane przeze mnie pytanie.
-Czemu nie jesteśmy tam razem z
nią?- zapytałam płaczliwym głosem. Nie zdążył mi odpowiedzieć,
gdyż drzwi za jego plecami otworzyły się z impetem. Wbiegło przez
nie czterech mężczyzn, w takich samych mundurach. Każdy trzymał w
ręku broń. Krzyczeli coś, lecz nie mogłam do końca ich
zrozumieć. Tata wziął mnie na ręce, ale próbowali mnie od niego
„oderwać”. Dwóch mężczyzn zaczęło odciągać mnie od ojca.
Zaczęłam wrzeszczeć i płakać. Nie wiedziałam mojego brata.
Jeden z mężczyzn coś do mnie mówił, lecz nie zwracałam na niego
uwagi. Chciałam do taty, mamy i brata...
Nagle zdałam sobie
sprawę, że siedzę na lekcji matematyki, w nowej szkole. Coś
wyrwało mnie z zamyślenia... poczułam na swoim kolanie dotyk,
dotyk ręki chłopaka siedzącego obok mnie. Zesztywniałam,
spojrzałam w prawo, prosto na niego. Siedział na miejscu i
przyglądał się w zamyśleniu tablicy, jakby nigdy nic. Jakby wcale
nie dotykał mojego uda. Odwrócił głowę w moją stronę i się
uśmiechną, przeszły mnie dreszcze. Chciałam krzyczeń, żeby
przestał, ale nie mogłam nawet się poruszyć...
Zadzwonił dzwonek.
Bez namysłu zerwałam się z miejsca i pobiegłam w stronę drzwi.
Korytarze powoli się zapełniały, przepychałam się przez uczniów,
próbując dostać się do sali, w której odbywała się następna
lekcja Meggie. Gdy dobiegłam, nie było jej tam, zawróciłam do
szafki. Zauważyłam tam Justina z jego dwoma kumplami. Brązowooki
chłopak trzymał Davida za kołnierz. Chłopak nie dotykał nogami
do ziemi. Poczułam ukucie bólu, gdy zobaczyłam przerażenie mojego
kolegi. Przez moje ciało przeszła fala złości. Nie znałam Davida
długo, ale już teraz byłam pewna, że mogę się z nim
zaprzyjaźnić. Nie odstraszał mnie jak większość chłopców.
Czułam, że mogę mu zaufać. Nie zastanawiając się dłużej,
szybkim krokiem poszłam w ich stronę. Nie zdążyłam zadać mu
nawet jednego ciosu, ponieważ jeden z jego kolegów złapał mnie w
szczelnym uścisku, odciągając od Justina. Poczułam ciepły oddech
na karku.
-To dla twojego
dobra.- szepnął. O nie! Nie poddam się, puki mam odwagę, postaram
się z całych sił pomóc Davidowi. Na chwilę stanęłam
nieruchomo,po chwili obróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu
w oczy. Poluzował uścisk, korzystając z jego nieuwagi z pięści
uderzyłam go w brzuch. Jego uśmiech zmienił się w grymas. Pędem
rzuciłam się w stronę Justina. Próbowałam odciągnąć go od
Davida. Parę razy odtrącił mnie, po pewnym czasie przestało mu
się to podobać. Puścił Davida i ruszył na mnie. W tym momencie
cała moja odwaga „wyparowała”. Zaczęłam się trząść, a
wokół nas zbierała się pokaźna „publiczność”. Zaczęłam
się cofać, na co on zaczął się przybliżać. Poczułam jego
silne dłonie na moich biodrach. Poszedł ze mną do szafek i
„przygwoździł” mnie do nich z furią. Poczułam ciepłą ciecz
spływającą mi po karku. Zaczęłam mieć mroczki przed oczami, nie
czułam już rąk Justina. Zsunęłam się po szafkach, a może to
była ściana? Nie wiem, nie jestem pewna. Ostatkiem sił
uśmiechnęłam się, myśląc, że to koniec. Zamknęłam oczy,
widziałam tylko ciemność. Czułam spokój.
POV Justin
Rozejrzałem się,
zobaczyłem więcej gapiów, niż przy normalnej bójce. Popatrzyłem
na poszkodowaną, na jej swetrze widać było krew. Przypomina mi
kogoś, kogo znam od dawna. Rozpoznałem w niej dziewczynę z
pierwszej lekcji. Po chwili podbiegły do niej dwie osoby. Dziewczyna
o wiśniowych włosach i ten frajer, patrzyli na mnie ze złością.
Odwróciłem się i zauważyłem Weyna.
-Stary,
przesadziłeś … i to bardzo.- powiedział, najwyraźniej nie
spodobał mu się mój wyczyn. Westchnąłem i odwróciłem się
patrząc na dziewczynę. Zauważyłem, że laluś podnosi ją, włożył
jej jedną rękę pod kark, a drugą pod kolana. Nie wyglądała na
martwą, więc nie przejąłem się tym za bardzo. Usłyszałem
dzwonek, postanowiłem się urwać z lekcji. Zszedłem na dół do
szatni, chcąc zabrać swoje rzeczy. Drogę zagrodziła mi wiśniowa
piękność. Uśmiechnąłem się do niej seksownie.
POV Meggie
Kiedy zobaczyłam
jego parszywą gębę i obrzydliwy uśmiech. Poczułam mdłości i
zapragnęłam mu przyłożyć. Tak też zrobiłam.
-Za co?!- krzyknął.
O … ja pierdole, o jest głupi czy głupszy? Ku mojej radości z
jego twarzy zniknął uśmieszek.
-Za Anne!-
odkrzyknęłam.-Co ty sobie wyobrażasz? Kim jesteś, żeby się
znęcać nad słabszymi?!- dodałam.
-Kto to Anne?-
zapytał z niewinną miną. Ja mu zaraz chyba drugi raz
przyłożę.-Jeśli chodzi o tamtą dziewczynę, to sobie na to
zasłużyła.- dopowiedział jak gdyby nigdy nic.
-Zasłużyła?!
Tym, że chciała obronić mojego przyjaciela przed tobą, a sama
oberwała.?!
-Tego frajera?-
spytał z kpiną.
-Nie jesteś wart
nawet takiego „frajera”.- wysyczałam. Spojrzał na mnie ze
zdziwieniem, przewrócił oczami i po prostu wyszedł ze szkoły.
POV David
Niosąc Anne do
szkolnej pielęgniarki, czułem na sobie wzrok wszystkich. Nikt nie
chciał mi pomóc. Nigdy nie widziałem w tej szkole, żeby ktoś
postawił się Justinowi, nawet nauczyciele. Jak na swój wiek
dziewczyna była bardzo lekka i drobna. Była niska, sięgała mi do
ramienia. Mimo tej drobności uratowała mnie, przykro mi, że to się
stało. Wolałbym już sam oberwać. Stałem przed drzwiami
pielęgniarki, próbując je otworzyć lewą ręką, co kompletnie mi
nie wychodziło. Rozejrzałem się nerwowo po korytarzu. Widząc
obojętność ludzi zamknąłem oczy. Kiedy je otworzyłem drzwi były
otwarte. Zdezorientowany patrzyłem na złą Meggie.
-Co się gapisz?
Właź.- powiedziała. Posłusznie skierowałem się do środka.
Położyłem Anne na kozetce, pielęgniarka bez słowa podeszła do
niej.
-Co jej się stało?
-Dzieło Biebera.-
westchnąłem.
-Mogłam się tego
spodziewać. Dobrze, idźcie na lekcje.- odpowiedziała. Widziałem
rosnące zdenerwowanie na twarzy Meg.
-Ja mam tak po
prostu wyjść?! Gdy moja przyjaciółka mnie potrzebuje?!- wybuchła.
-Tak.-
odpowiedziała szkolna doktorka.- To tylko rozcięcie, nie ma się
czym przejmować.- powiedziała spokojnie. Moja przyjaciółka już
chciała otworzyć usta, by zaprotestować. Nim to się stało,
złapałem ją za dłoń i siłą wyciągnąłem z gabinetu.
-Co ty robisz?-
zapytała mnie z wyrzutem. Po korytarzu rozniosło się echo.-Anne
sama nie da rady, … nie zrozumiesz.- zaczęła z wyrzutem, kończąc
zdanie szeptem.
-Widzę, że ty też
nie dajesz sobie rady.- powiedziałem cicho.- Mogę Ci jakoś
pomóc... -wbiłem wzrok w podłogę. myśląc, że tego nie
słyszała, odwróciłem się i skierowałem się do sali 58.
-Dobrze.- złapała
mnie za rękę.-Myślę, że przyda nam się twoja pomoc.-
dopowiedziała z lekkim uśmiechem.
***
Oto siódmy rozdział, jak dla mnie wyjątkowy. Nie dlatego, że jest w nim dużo akcji i perspektyw, to dlatego, że pisałam go z siostrą cioteczną, którą pozdrawiam. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz