piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 7 "Wspomnienie"

Specjalny rozdział pisany z siostrą cioteczną :)
POV Anne
To „miłe” spotkanie, przerwało nam, grupka chłopaków, która wtargnęła do klasy. Pani Clara, znad moich aktów spojrzała na spóźnialskich. Jej oczy pociemniały.
-O … pan Bieber, co Cię sprowadza na moje zajęcia?- myślałam,że zacznie krzyczeć, a powiedziała to prawie, że szeptem. Wpatrywałam się zdziwiona w nauczycielkę matematyki. Chłopcy nie odpowiedzieli na jej pytanie, tylko chcieli się skierować na swoje miejsca... właśnie CHCIELI, na początku nie wiedziałam o co chodzi.
-Zajęłaś im miejsca, nówko.- powiedziała dziewczyna, siedząca przede mną, swoim piskliwym głosem. Speszyłam się, już chciałam wstawać, gdy nie znany mi jeszcze chłopak o kręconych włosach pociągnął mnie znów na krzesło i usiadł za mną. Natomiast obok mnie siadł jeden z jego kolegów. Czułam się bardzo niezręcznie.
-Cześć, jestem Justin.- wymruczał do mojego ucha. Nie odpowiedziałam i przysunęłam się bliżej okna. By po chwil, skupić swój wzrok na zielonych, lekko poruszających się na wietrze drzewach.Lekcja, mijała nie docierało, ani jedno słowo nauczycielki. Moje myśli przeniosły się do tamtego strasznego dnia.
Byłam w pięknym ogrodzie mojej prawdziwej rodziny. Z tego co pamiętam, gdzie się nie spojrzało były rozmaite kwiaty. Siedziałam w cieniu najwyższego drzewa, skąd mogłam obserwować całe podwórko. Widziałam fontannę, w której kąpało się mnóstwo ptaków. Zaraz obok była czteroosobowa huśtawka, po której „wspinały” się zielone pnącza. Ubrana byłam w zwiewną, białą sukieneczkę, pasującą na pięcioletnią mnie. Przeglądałam rodzinny album ze zdjęciami. Gdy podniosłam główkę, napotkałam piwne oczy mojego brata bliźniaka. Nie pamiętam jego głosu, lecz jego wyjątkowy śmiech. Wtedy właśnie śmiał się ze mnie, nie pamiętam z jakiego powodu, ale wiem, że się zdenerwowałam. Naszą kłótnie przerwał huk. Wstałam na równe nogi, łapiąc brata za rękę. Do ogrodu wbiegł nasz ojciec. Jego twarz lśniła od łez. Rozglądał się nerwowo po ogrodzie, spojrzał w naszym kierunku i zaczął do nas biec. Ukląkł przede mną, objął mnie ramieniem.
-Ona odeszła. Anne mama odeszła.- szepnął drżącym głosem.
-A gdzie poszła?- spytałam niewinnie. Wtulił się we mnie jeszcze mocniej, na szyi poczułam jego łzy. Tata wyciągnął rękę w stronę mojego brata, chcąc go przytulić, ale on puścił moją dłoń. Pobiegł w stronę krzewów malin, które oboje uwielbialiśmy jeść. Tata załkał jeszcze głośniej.
-Jest w lepszym miejscu.- odpowiedział na wcześniej zadane przeze mnie pytanie.
-Czemu nie jesteśmy tam razem z nią?- zapytałam płaczliwym głosem. Nie zdążył mi odpowiedzieć, gdyż drzwi za jego plecami otworzyły się z impetem. Wbiegło przez nie czterech mężczyzn, w takich samych mundurach. Każdy trzymał w ręku broń. Krzyczeli coś, lecz nie mogłam do końca ich zrozumieć. Tata wziął mnie na ręce, ale próbowali mnie od niego „oderwać”. Dwóch mężczyzn zaczęło odciągać mnie od ojca. Zaczęłam wrzeszczeć i płakać. Nie wiedziałam mojego brata. Jeden z mężczyzn coś do mnie mówił, lecz nie zwracałam na niego uwagi. Chciałam do taty, mamy i brata...
Nagle zdałam sobie sprawę, że siedzę na lekcji matematyki, w nowej szkole. Coś wyrwało mnie z zamyślenia... poczułam na swoim kolanie dotyk, dotyk ręki chłopaka siedzącego obok mnie. Zesztywniałam, spojrzałam w prawo, prosto na niego. Siedział na miejscu i przyglądał się w zamyśleniu tablicy, jakby nigdy nic. Jakby wcale nie dotykał mojego uda. Odwrócił głowę w moją stronę i się uśmiechną, przeszły mnie dreszcze. Chciałam krzyczeń, żeby przestał, ale nie mogłam nawet się poruszyć...
Zadzwonił dzwonek. Bez namysłu zerwałam się z miejsca i pobiegłam w stronę drzwi. Korytarze powoli się zapełniały, przepychałam się przez uczniów, próbując dostać się do sali, w której odbywała się następna lekcja Meggie. Gdy dobiegłam, nie było jej tam, zawróciłam do szafki. Zauważyłam tam Justina z jego dwoma kumplami. Brązowooki chłopak trzymał Davida za kołnierz. Chłopak nie dotykał nogami do ziemi. Poczułam ukucie bólu, gdy zobaczyłam przerażenie mojego kolegi. Przez moje ciało przeszła fala złości. Nie znałam Davida długo, ale już teraz byłam pewna, że mogę się z nim zaprzyjaźnić. Nie odstraszał mnie jak większość chłopców. Czułam, że mogę mu zaufać. Nie zastanawiając się dłużej, szybkim krokiem poszłam w ich stronę. Nie zdążyłam zadać mu nawet jednego ciosu, ponieważ jeden z jego kolegów złapał mnie w szczelnym uścisku, odciągając od Justina. Poczułam ciepły oddech na karku.
-To dla twojego dobra.- szepnął. O nie! Nie poddam się, puki mam odwagę, postaram się z całych sił pomóc Davidowi. Na chwilę stanęłam nieruchomo,po chwili obróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Poluzował uścisk, korzystając z jego nieuwagi z pięści uderzyłam go w brzuch. Jego uśmiech zmienił się w grymas. Pędem rzuciłam się w stronę Justina. Próbowałam odciągnąć go od Davida. Parę razy odtrącił mnie, po pewnym czasie przestało mu się to podobać. Puścił Davida i ruszył na mnie. W tym momencie cała moja odwaga „wyparowała”. Zaczęłam się trząść, a wokół nas zbierała się pokaźna „publiczność”. Zaczęłam się cofać, na co on zaczął się przybliżać. Poczułam jego silne dłonie na moich biodrach. Poszedł ze mną do szafek i „przygwoździł” mnie do nich z furią. Poczułam ciepłą ciecz spływającą mi po karku. Zaczęłam mieć mroczki przed oczami, nie czułam już rąk Justina. Zsunęłam się po szafkach, a może to była ściana? Nie wiem, nie jestem pewna. Ostatkiem sił uśmiechnęłam się, myśląc, że to koniec. Zamknęłam oczy, widziałam tylko ciemność. Czułam spokój.
POV Justin
Rozejrzałem się, zobaczyłem więcej gapiów, niż przy normalnej bójce. Popatrzyłem na poszkodowaną, na jej swetrze widać było krew. Przypomina mi kogoś, kogo znam od dawna. Rozpoznałem w niej dziewczynę z pierwszej lekcji. Po chwili podbiegły do niej dwie osoby. Dziewczyna o wiśniowych włosach i ten frajer, patrzyli na mnie ze złością. Odwróciłem się i zauważyłem Weyna.
-Stary, przesadziłeś … i to bardzo.- powiedział, najwyraźniej nie spodobał mu się mój wyczyn. Westchnąłem i odwróciłem się patrząc na dziewczynę. Zauważyłem, że laluś podnosi ją, włożył jej jedną rękę pod kark, a drugą pod kolana. Nie wyglądała na martwą, więc nie przejąłem się tym za bardzo. Usłyszałem dzwonek, postanowiłem się urwać z lekcji. Zszedłem na dół do szatni, chcąc zabrać swoje rzeczy. Drogę zagrodziła mi wiśniowa piękność. Uśmiechnąłem się do niej seksownie.
POV Meggie
Kiedy zobaczyłam jego parszywą gębę i obrzydliwy uśmiech. Poczułam mdłości i zapragnęłam mu przyłożyć. Tak też zrobiłam.

-Za co?!- krzyknął. O … ja pierdole, o jest głupi czy głupszy? Ku mojej radości z jego twarzy zniknął uśmieszek.
-Za Anne!- odkrzyknęłam.-Co ty sobie wyobrażasz? Kim jesteś, żeby się znęcać nad słabszymi?!- dodałam.
-Kto to Anne?- zapytał z niewinną miną. Ja mu zaraz chyba drugi raz przyłożę.-Jeśli chodzi o tamtą dziewczynę, to sobie na to zasłużyła.- dopowiedział jak gdyby nigdy nic.
-Zasłużyła?! Tym, że chciała obronić mojego przyjaciela przed tobą, a sama oberwała.?!
-Tego frajera?- spytał z kpiną.
-Nie jesteś wart nawet takiego „frajera”.- wysyczałam. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, przewrócił oczami i po prostu wyszedł ze szkoły.
POV David
Niosąc Anne do szkolnej pielęgniarki, czułem na sobie wzrok wszystkich. Nikt nie chciał mi pomóc. Nigdy nie widziałem w tej szkole, żeby ktoś postawił się Justinowi, nawet nauczyciele. Jak na swój wiek dziewczyna była bardzo lekka i drobna. Była niska, sięgała mi do ramienia. Mimo tej drobności uratowała mnie, przykro mi, że to się stało. Wolałbym już sam oberwać. Stałem przed drzwiami pielęgniarki, próbując je otworzyć lewą ręką, co kompletnie mi nie wychodziło. Rozejrzałem się nerwowo po korytarzu. Widząc obojętność ludzi zamknąłem oczy. Kiedy je otworzyłem drzwi były otwarte. Zdezorientowany patrzyłem na złą Meggie.
-Co się gapisz? Właź.- powiedziała. Posłusznie skierowałem się do środka. Położyłem Anne na kozetce, pielęgniarka bez słowa podeszła do niej.
-Co jej się stało?
-Dzieło Biebera.- westchnąłem.
-Mogłam się tego spodziewać. Dobrze, idźcie na lekcje.- odpowiedziała. Widziałem rosnące zdenerwowanie na twarzy Meg.
-Ja mam tak po prostu wyjść?! Gdy moja przyjaciółka mnie potrzebuje?!- wybuchła.
-Tak.- odpowiedziała szkolna doktorka.- To tylko rozcięcie, nie ma się czym przejmować.- powiedziała spokojnie. Moja przyjaciółka już chciała otworzyć usta, by zaprotestować. Nim to się stało, złapałem ją za dłoń i siłą wyciągnąłem z gabinetu.
-Co ty robisz?- zapytała mnie z wyrzutem. Po korytarzu rozniosło się echo.-Anne sama nie da rady, … nie zrozumiesz.- zaczęła z wyrzutem, kończąc zdanie szeptem.
-Widzę, że ty też nie dajesz sobie rady.- powiedziałem cicho.- Mogę Ci jakoś pomóc... -wbiłem wzrok w podłogę. myśląc, że tego nie słyszała, odwróciłem się i skierowałem się do sali 58.

-Dobrze.- złapała mnie za rękę.-Myślę, że przyda nam się twoja pomoc.- dopowiedziała z lekkim uśmiechem.
***

Oto siódmy rozdział, jak dla mnie wyjątkowy. Nie dlatego, że jest w nim dużo akcji i perspektyw, to dlatego, że pisałam go z siostrą cioteczną, którą pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz