Obudził
mnie najgorszy dźwięk świata, tak, to był durny, stary budzik.
Usiadłam na łóżku i po omacku nie otwierając oczu szukałam
przeklętego urządzenia. Leżało na szafce nocnej. Szybkim ruchem
ręki, wyłączyłam budziciela, który wybrał mnie na ofiarę.
Zeszłam mozolnym krokiem z mojego przytulnego łóżeczka, kierując
się do ogromnej garderoby. Wybrałam luźne ciuchy i powędrowałam
do łazienki, by wziąć zimny prysznic.
Wyszłam
z łazienki z ręcznikiem na sobie. Podeszłam do łoża i ubrałam
na siebie wcześniej wybrane ciuchy. Schodząc po szklanych schodach,
minęłam pokojówkę, Monikę. Posłałam jej ciepły uśmiech, co z
przyjemnością odwzajemniła. Szłam przez długi korytarz, dążąc
do kuchni. Kuchnia była duża, większa niż mój pokój. A on był
naprawdę spory. Potrawami zajmowała się miła, starsza i
wyrozumiała kobieta, Linda. Podeszłam do szafki, w której
znajdowały się szklanki. Wzięłam moją ulubioną szklankę, którą
dostałam od Meggie. Wybrałam dla niej, kubeczek z kwiatami.
Zaparzyłam wody, by wlać ją do szklanek. Wsypałam po parę
łyżeczek kawy. Pomieszałam i zaniosłam do jadalni. Poczekałam na
Meg, lecz po pół godzinie zdenerwowana wparowałam do jej sypialni.
W sypialni mojej przyjaciółki bazowały kolory: biały i szary.
Podeszłam szybkim krokiem do jej łóżka. Spała...ja się pytam
jak można spać do 12.00? Spoko rozumiem, że wczoraj była na
imprezie, ale bez przesady. Przeszłam przez drzwi, prowadzące do
łazienki Meggie. Wzięłam różową miednice i nalałam do niej
jedną czwartą wody. Wzięłam, teraz ciężką miskę z wodą na
swoje słabe ramiona. Powędrowałam z powrotem do pokoju Meg.
Stanęłam nad śpiącą przyjaciółką. Przechyliłam miednicę
i...po całej willi rozniósł się wrzask Meggie.
-Masz
przerąbane.-powiedziała przez zaciśnięte zęby ze złą miną.
-Do
której to się śpi, co?-powiedziałam z ''bananem'' przyklejonym do
twarzy.
-Do
której chce.-wytknęła mi język.
-Dobra
wstawaj, kawę ci zrobiłam i już pewnie jest zimna.- powiedziałam
do niej próbując nie wybuchnąć śmiechem, gdyż włosy miała
przyklapnięte z powodu wody.
-Ok..ok
już wstaje.-powiedziała od niechcenia.
POV
Meggie
Co
ona sobie wyobraża? Budzić mnie i to w taki sposób. Poszłam
wysuszyć mokre włosy. Po ich trudnym rozczesaniu, zawróciłam do
swojego pokoju. Przeszłam z niego do garderoby i wybrałam ciuchy
zamiast mokrej piżamy.
Zeszłam
na dół do jadalni, w której była Anne, czekająca na posiłek.
Usiadłam przy sześcio-osobowym stole. Po jakimś czasie do pokoju
przyszła Linda z naleśnikami.
Naleśniki nie dość, że były pięknie podane to smakowały jak
raj. Do jadalni wparowała Liv, nasza przyszywana matka.
-Ojciec
was prosi do gabinetu.-powiedziała trzydziesto-dwu latka,
podejrzanym głosem. Tak jakby, ...cieszyła się z czegoś. Ale z
czego?
-Czy
coś się stało?-zapytała jako pierwsza Ann. Nie dostałyśmy
odpowiedzi. Liv wyszła z jadalni, w której przed chwilą jadłam
śniadanie. Szybko wymieniłam się spojrzeniami z przyjaciółką,
po czym wstałam z krzesła i powędrowałam do gabinetu. To samo
zrobiła za mną Anne. Kierowałyśmy się na pewną ''śmierć''.
Korytarz dłużył się niemiłosiernie. Stałyśmy przed drzwiami do
pokoju "tortur"spojrzałam na Ann a ona na mnie .Wzięłyśmy
po głębokim oddechu i chwyciłam za klamkę.
-Dzień dobry, dziewczynki mam nowinę. - powiedział głęboki męski głos.
-Dzień dobry, dziewczynki mam nowinę. - powiedział głęboki męski głos.
-Jaką?
- spytała ze zdziwieniem i ze strachem w głosie Ann.
-Zostałyście
przyjęte na uniwersytet College London.-powiedział nasz ojciec
,Jasper.
-Źle
nam było w tej szkole?! - powiedziałam z gniewem w głosie.
-Oczywiście
, że nie ale chcemy byście uczyły się lepiej a szczególnie ty
Meggie.- spojrzał na mnie srogim wzrokiem
-Pff.-
prychnęłam.
-Ja
nigdzie nie jadę!-krzyknęła Ann zrozpaczona. Moja przyjaciółka
wybiegła z gabinetu.
-I
widzisz co zrobiłeś? Znowu zmieniasz jej otoczenie - prychnęłam z
pogardą w głosie. Wyszłam trzaskając drzwiami , pobiegłam za
Anne .Tą rozmowę słyszała Monika. Gdy dobiegłam do pokoju mojej
przyjaciółki drzwi były zamknięte. O nie…to nie może się
powtórzyć. Zaczęłam walić w drzwi jak najmocniej.
-Otwórz!-
krzyknęłam, roztrzęsiona. Z za rogu korytarza wyłoniła się
sylwetka Moniki. Polka miała zmartwioną twarz. Widząc mnie
podbiegła. Spojrzałam na nią, a ona szybko pobiegła na zaplecze
po zapasowy klucz. Bardzo się martwiłam o Ann, była słaba po
rozstaniu z Jacksonem. Poczułam coś na rękach, coś po nich
płynęło. Przestałam uderzać o drewniane drzwi. Spojrzałam na
dłonie, pokryte były szkarłatną cieczą. Otrząsnęłam się, gdy
usłyszałam ja pokojówka otwiera zamek. Wbiegłam potykając się o
swoje nogi do pokoju, do którego próbowałam się dostać.
Usłyszałam szloch dobiegający z łazienki. Podeszłam spokojniej,
lecz nadal szybko do czarnych drzwi. Nacisnęłam klamkę i ku mojemu
zdziwieniu drzwi były otwarte. Jednym zwinnym ruchem nadgarstka,
pociągnęłam klamkę, która natychmiast ustąpiła. Otworzyłam
szerzej drzwiczki. Widziałam już ten obraz w przeszłości. Był
straszny, sylwetka kruchej dziewczyny stojącej nad umywalką.
Trzymającą w prawej ręce żyletkę, przykładając ją do lewego
nadgarstka. Szybko wyrwałam przyjaciółce ostry przedmiot raniąc
się odrobinę. Anne pisnęła ze strachem patrząc na moje dłonie.
Podbiegła do mnie i mocno przytuliła szepcząc ciche:
''przepraszam''. Monika odchrząknęła. Kurcze zapomniałam, że
tutaj jest.
-Eee…mogła
by pani nie mówić rodzicom?- zapytałam z nadzieją w głosie.
Monika często zajmowała się nami, dobra cały czas.
-Dobrze,
ale opatrzę ci rany.- powiedziała z troską po czym spojrzała w
stronę moich zakrwawionych dłoń. Uśmiechnęłam się lekko. Ann
wzięła apteczkę i podała naszej opiekunce. Podziękowałam
polce, gdy skończyła. Do łazienki Anne weszła Liv. Dopiero teraz
zobaczyłam jak pięknie wygląda.
-Co
wy tu robicie?- zapytała od niechcenia.
-Nic.-
odpowiedziałam równie ponurym głosem.
-Pakujcie
się, jutro wylatujecie o 8.55.- dopowiedziała z chytrym
uśmieszkiem.
-Mam
im pomóc?- odezwał się Monika po raz pierwszy odkąd weszła Liv.
-Nie
trzeba, jesteśmy już duże.- powiedziała Ann, miękkim głosem.
Gdy matka i opiekunka opuściły pokój, spojrzałam w stronę
przyjaciółki. Posłałam jej słaby uśmiech i powiedziałam
szeptem ''wszystko będzie dobrze''. Lecz sama w to nie wierzyłam.
Wyszłam z ''komnaty'' Anne, mówiąc szczerze pokoje są naprawdę
duże.
No
w końcu mieszkamy w willi bogatych Jaspera i Liv Vegas. Wyciągnęłam
lekko zakurzoną fioletową walizkę i zaczęłam wkładać do niej
ciuchy i bieliznę. Do drugiej torby pakowałam buty. Gdy skończyłam
spojrzałam na zegarek w białej oprawce. Wskazywał on godzinę
23.52. Ziewnęłam po czym skierowałam się po piżamę, by móc
wziąć zimny prysznic po ciężkim dniu w domu. Po skończeniu
relaksowania się poszłam spać, lecz nie tak od razu myślałam,
myślałam o uniwersytecie, o ludziach i o … Ann. ''Jak się tam
będzie czuła?'' i ''Co się wydarzy?''.
***
Oto pierwszy rozdział, jak myślicie co wydarzy się w Londynie? Jak wrażenia? Chyba troszkę nudne, ale to pierwszy rozdział.
Postacie, które doszły w tym rozdziale:*Monika Wirter
*Linda Kennet
*Liv Vegas
*Jasper Vegas
dobre! nieźle piszesz ale czasami robisz częste powtórzenia! będę czytać i komentować! Weny!
OdpowiedzUsuńPS- Ciekawe czy poznasz kim jestesm! :)
O bosz, ale się cieszę! Pierwszy (nie anonimowy) komentarz.
UsuńPs. No nie wiem, czy zgadnę xD