POV Anne
Zmów notoryczny budzik,
przeszkadzał mi się wyspać. Hałas robił się coraz głośniejszy.
Jęknęłam sfrustrowana powtarzającą się melodią. Usiadłam na
łóżku i przetarłam oczy. Mój wzrok powędrował za okno, było
ciemno, bardzo ciemno. Wzdrygnęłam się na moje wspomnienia z
dziecięcych lat. Poszłam do garderoby i wybrałam ciuchy.
Wyszłam z pomieszczenia
przeznaczonego na ubrania i skierowałam się do łazienki. Po
wzięciu kąpieli w dużej wannie, która stała przy prysznicu
ubrałam wybrany zestaw. Wymaszerowałam przez drzwi prowadzące na
długi biały korytarz, zabierając ze sobą czerwono-czarną
walizkę. Zostawiłam bagaż przed pokojem, który należał do mnie.
Zeszłam na dół, uważając żeby się nie wywalić z powodu butów.
No co … nie wszystkie dziewczyny umieją chodzić na obcasach, a ja
w szczególności. Gdy skończyłam ‘’schodzić’’ po
schodach, chodź nie wiem czy można to nazwać schodzeniem.
Zobaczyłam przymuloną Meggie, która prawie spała opierając się
o twardą ścianę.
Poszłam do kuchni, z
zamiarem zjedzenia czego pysznego. Linda jak zwykle na nogach z
uśmiechem coś gotowała. Do nosa dostał się zapach racuchów , to
Polska potrawa a u nas w Canadzie się takich nie robi. Dostała ten przepis od Moniki. Podane przez
Lindę to po prostu istny…kosmos.
Po zjedzonym śniadaniu, wyszłam z jadalni w której
konsumowałam posiłek. Na dole zauważyłam już przyniesione
walizki przez szofera. Wyszłam z willi zarzucając na siebie przed
tym czarną jesienną kurtkę. Szturchnęłam przyjaciółkę, na co
odpowiedziała tysiącami sztyletów z oczu, wystawiłam jej język.
Wiem zachowuje się jak dziecko, lecz innym to RACZEJ nie
przeszkadza. Zeszłam po marmurowych schodkach, na wyłożoną
kamieniami drużkę. Spojrzałam się ukradkiem za siebie, by
zobaczyć tam dużą wille w kolorze jasnego błękitu. Starłam małą
łezkę z policzka, na wspomnienia, piękne i te okropne. Przeszłam
jak najszybciej mogłam do limuzyny. Weszłam na jej tyły,
przysiadając się obok mojej przyjaciółki…która spała. Nie no
po prostu super…czujecie ten sarkazm? Mam nadzieje, sięgnęłam do
kieszeni moich rurek. Po chwili wyjęłam telefon i słuchawki,
włączyłam piosenkę Katy Perry – Last Friday Night. Patrzyłam
przez przyciemnioną szybę na rozmazane plamy krajobrazu. Pojazd
gwałtownie zahamował, a ja spojrzałam na przód limuzyny ze
znakiem zapytania ‘’wymalowanym’’ na twarzy. Kierowca
spojrzał na nas niepewnie po czym wysiadł z mechanizmu, co po nim
uczyniła cała nasza rodzina, oczywiście prócz mojej śpiącej
siostry. Przeraziłam się na widok skulonego, małego szczeniaczka.
Powolutku podreptałam do niego. Cały się trzęsł, ze strachu.
Wzięłam małe stworzonko na ręce i wszyscy wróciliśmy do
samochodu. Pojazd ponownie zaczął przyśpieszać, a ja przez całą
drogę głaskałam Robbiego. No co? Ma już imię, które mu nadałam,
dosłownie przed chwilą.
***
Zatrzymaliśmy się na
lotnisku. Gdy rodzice wysiedli, postanowiłam obudzić Meg. Wpadłam
na genialny i niepowtarzalny pomysł. Przyłożyłam Robbiego do
twarzy Meg. Piesek zaczął lizać moją śpiącą siostrę. Mruczała
coś pod nosem. Przetarła zaspane oczy i zaczęła piszczeć widząc
mojego, nowego, włochatego przyjaciela.
-Nie no znowu mnie
budzisz?!- syknęła Meggie, a ja prawie nie mogłam się powstrzymać
od śmiechu, gdyż pocierała rękawem swój policzek.
-No już, już
przepraszam. Musiałam cię i tak czy siak obudzić, bo dojechaliśmy
na miejsce.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Ok, wybaczam, ale i tak
się odegram.-wystawiła mi język. Po małej kłótni wyszłam z
moją przyjaciółką z samochodu, oczywiście zabierając Lorda
Robbiego. Szłyśmy za pozostałymi w tyle śmiejąc się z dowcipów.
Wsiadłyśmy do prywatnego samolotu, w sumie to nie jesteśmy sławni
tylko nasi rodzice. Tata jest biznesmenem firmy menadżerskiej, a
mama zajmuję się projektowaniem ubrań.
-Zajmuje przy oknie.
-krzyknęła Meg.
-Kurcze.- powiedziałam
pod nosem. Walnęłam się w czoło z otwartej ręki. Przypominając
sobie, że samolot jest dwu piętrowy. Położyłam pieska na
pokładzie samolotu. Ten od razu pobiegł do mojej sis. Byłam
zazdrosna nie powiem no, ale wybaczę mu, przecież musi się oswoić.
Weszłam zakręconymi schodami na górę, po chwili po pokładzie
pojazdu rozległ się głos stewardessy.
-Proszę o zapięcie
pasów, zaraz startujemy.- powiedziała do mikrofonu. Szybko
podbiegłam do pierwszego lepszego fotela i zapięłam pasy. Odpięłam
pas, gdy miły głos pani oznajmił, że jest już bezpiecznie.
Podeszłam do okna i podziwiałam piękne chmury pode mną.
Zauważyłam chmurkę, która przedstawiała chomika, który jeździł
hulajnogą po musztardzie. No co mam bujną wyobraźnie. Gdy mi się
znudziło poszłam do ‘’salonu’’, gdzie oglądałam głupie
kreskówki na plazmowym ekranie. Później doszła do mnie Meg.
Wyłączyłam telewizor i zaczęłyśmy rozmowę na temat nowej
szkoły oraz uczniów. Nie miałam ochoty rozmawiać o tym, ale się
przełamałam.
***
Ok, mamy rozdział 2, nie jestem z niego bardzo zadowolona. Postanowiłam, że rozdziały będę dodawała w piątek, sobotę lub niedzielę. Miłego czytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz