sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 2 "Wyjazd "

POV Anne
Zmów notoryczny budzik, przeszkadzał mi się wyspać. Hałas robił się coraz głośniejszy. Jęknęłam sfrustrowana powtarzającą się melodią. Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Mój wzrok powędrował za okno, było ciemno, bardzo ciemno. Wzdrygnęłam się na moje wspomnienia z dziecięcych lat. Poszłam do garderoby i wybrałam ciuchy.
Wyszłam z pomieszczenia przeznaczonego na ubrania i skierowałam się do łazienki. Po wzięciu kąpieli w dużej wannie, która stała przy prysznicu ubrałam wybrany zestaw. Wymaszerowałam przez drzwi prowadzące na długi biały korytarz, zabierając ze sobą czerwono-czarną walizkę. Zostawiłam bagaż przed pokojem, który należał do mnie. Zeszłam na dół, uważając żeby się nie wywalić z powodu butów. No co … nie wszystkie dziewczyny umieją chodzić na obcasach, a ja w szczególności. Gdy skończyłam ‘’schodzić’’ po schodach, chodź nie wiem czy można to nazwać schodzeniem. Zobaczyłam przymuloną Meggie, która prawie spała opierając się o twardą ścianę. 
Poszłam do kuchni, z zamiarem zjedzenia czego pysznego. Linda jak zwykle na nogach z uśmiechem coś gotowała. Do nosa dostał się zapach racuchów , to Polska potrawa a u nas w Canadzie się takich nie robi. Dostała ten przepis od Moniki. Podane przez Lindę to po prostu istny…kosmos.
 Po zjedzonym śniadaniu, wyszłam z jadalni w której konsumowałam posiłek. Na dole zauważyłam już przyniesione walizki przez szofera. Wyszłam z willi zarzucając na siebie przed tym czarną jesienną kurtkę. Szturchnęłam przyjaciółkę, na co odpowiedziała tysiącami sztyletów z oczu, wystawiłam jej język. Wiem zachowuje się jak dziecko, lecz innym to RACZEJ nie przeszkadza. Zeszłam po marmurowych schodkach, na wyłożoną kamieniami drużkę. Spojrzałam się ukradkiem za siebie, by zobaczyć tam dużą wille w kolorze jasnego błękitu. Starłam małą łezkę z policzka, na wspomnienia, piękne i te okropne. Przeszłam jak najszybciej mogłam do limuzyny. Weszłam na jej tyły, przysiadając się obok mojej przyjaciółki…która spała. Nie no po prostu super…czujecie ten sarkazm? Mam nadzieje, sięgnęłam do kieszeni moich rurek. Po chwili wyjęłam telefon i słuchawki, włączyłam piosenkę Katy Perry – Last Friday Night. Patrzyłam przez przyciemnioną szybę na rozmazane plamy krajobrazu. Pojazd gwałtownie zahamował, a ja spojrzałam na przód limuzyny ze znakiem zapytania ‘’wymalowanym’’ na twarzy. Kierowca spojrzał na nas niepewnie po czym wysiadł z mechanizmu, co po nim uczyniła cała nasza rodzina, oczywiście prócz mojej śpiącej siostry. Przeraziłam się na widok skulonego, małego szczeniaczka. Powolutku podreptałam do niego. Cały się trzęsł, ze strachu. Wzięłam małe stworzonko na ręce i wszyscy wróciliśmy do samochodu. Pojazd ponownie zaczął przyśpieszać, a ja przez całą drogę głaskałam Robbiego. No co? Ma już imię, które mu nadałam, dosłownie przed chwilą.
***
Zatrzymaliśmy się na lotnisku. Gdy rodzice wysiedli, postanowiłam obudzić Meg. Wpadłam na genialny i niepowtarzalny pomysł. Przyłożyłam Robbiego do twarzy Meg. Piesek zaczął lizać moją śpiącą siostrę. Mruczała coś pod nosem. Przetarła zaspane oczy i zaczęła piszczeć widząc mojego, nowego, włochatego przyjaciela.
-Nie no znowu mnie budzisz?!- syknęła Meggie, a ja prawie nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, gdyż pocierała rękawem swój policzek.
-No już, już przepraszam. Musiałam cię i tak czy siak obudzić, bo dojechaliśmy na miejsce.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Ok, wybaczam, ale i tak się odegram.-wystawiła mi język. Po małej kłótni wyszłam z moją przyjaciółką z samochodu, oczywiście zabierając Lorda Robbiego. Szłyśmy za pozostałymi w tyle śmiejąc się z dowcipów. Wsiadłyśmy do prywatnego samolotu, w sumie to nie jesteśmy sławni tylko nasi rodzice. Tata jest biznesmenem firmy menadżerskiej, a mama zajmuję się projektowaniem ubrań.
-Zajmuje przy oknie. -krzyknęła Meg.
-Kurcze.- powiedziałam pod nosem. Walnęłam się w czoło z otwartej ręki. Przypominając sobie, że samolot jest dwu piętrowy. Położyłam pieska na pokładzie samolotu. Ten od razu pobiegł do mojej sis. Byłam zazdrosna nie powiem no, ale wybaczę mu, przecież musi się oswoić. Weszłam zakręconymi schodami na górę, po chwili po pokładzie pojazdu rozległ się głos stewardessy.
-Proszę o zapięcie pasów, zaraz startujemy.- powiedziała do mikrofonu. Szybko podbiegłam do pierwszego lepszego fotela i zapięłam pasy. Odpięłam pas, gdy miły głos pani oznajmił, że jest już bezpiecznie. Podeszłam do okna i podziwiałam piękne chmury pode mną. Zauważyłam chmurkę, która przedstawiała chomika, który jeździł hulajnogą po musztardzie. No co mam bujną wyobraźnie. Gdy mi się znudziło poszłam do ‘’salonu’’, gdzie oglądałam głupie kreskówki na plazmowym ekranie. Później doszła do mnie Meg. Wyłączyłam telewizor i zaczęłyśmy rozmowę na temat nowej szkoły oraz uczniów. Nie miałam ochoty rozmawiać o tym, ale się przełamałam.
***
Ok, mamy rozdział 2, nie jestem z niego bardzo zadowolona. Postanowiłam, że rozdziały będę dodawała w piątek, sobotę lub niedzielę. Miłego czytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz