sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 18 "Buszowanie w domu Weyna"

To już rok istnienia mojego bloga!
POV Meggie
Obudziłam się w łóżku... nie moim łóżku. Zaraz! Impreza, alkohol, David. Pośpiesznie rozejrzałam się po pomieszczeniu, na szczęście chłopak leżał obok mnie. Wzdrygnęłam się i spojrzałam pod kołdrę. Uff... jestem w bieliźnie. Wstałam po cichu i wzięłam swoją wczorajszą sukienkę, którą później założyłam w łazience. Miałam wielkie szczęście, że drzwi prowadzące do wcześniej wspomnianego pomieszczenia były w tej sypialni. Po ubraniu się postanowiłam zbudzić chłopaka.
-David pobudka.- szepnęłam, szturchając piwnookiego w ramię.
-Daj spać!- warknął. O nie panie Swift, nie będziemy się tak bawić.- pomyślałam. Rozejrzałam się po pokoju. Hmm... komoda, burko, książki... nie... lusterko, laptop, jakieś ciuchy, szafka. Podeszłam do szafki, po czym otworzyłam ją na rozcież. Książki, duuuużo książek. Z westchnieniem zamknęłam mebel. Wyszłam z pokoju, by poszukać przydatnych rzeczy. Na korytarzu pod ścianą spał chłopak, a obok niego dziewczyna. Wyminęłam parę i zeszłam po schodach. W salonie było strasznie brudno, mnóstwo puszek po piwie i butelek po wódce, czy winie, sporo do połowy pełnych szklanek. Starając się na nikogo, ani na nic, nie nadepnąć ruszyłam w stronę kuchni. Weszłam do pomieszczenia, gdzie był podobny syf co w salonie. Zaczęłam otwierać szafki, znalazłam leki przeciw bólowe, które wzięłam. Sama miałam małego kaca, ale Davidowi bardziej się one przydadzą. Wracając, znalazłam dość sporej wielkości garnek, do tego wzięłam sobie drewnianą łychę. Weszłam z powrotem na piętro i później do sypialni, w której się znaleźliśmy. Stanęłam nad chłopakiem, po czym z zamachem uderzyłam łyżką w garnek. Ciemnowłosy natychmiastowo znalazł się w pionie z mordem wymalowanym na twarzy. Zaczęłam się rechotać jak opętana. Jego reakcja – bezcenna. Wygramolił się z łóżka, podszedł do mnie i... poczochrał po głowie. Serio, David? Serio?- prawie wrzasnęłam na głos. Zaczęłam poprawiać nastroszone włosy. I tak nagle mnie olśniło.
-ANNE!
-Co, Anne?- zdezorientowany chłopak wpatrywał się we mnie jak w wariatkę.
-No, Anne.- złapałam się za głowę.
-Co, no, Anne?- wyraźnie był rozbawiony tą sytuacją.
-A wal się.- warknęłam i założyłam ręce na klatce piersiowej.
-Oj, Meg. Nie obrażaj się.- przytulił mnie. Nie ulegnę, nie ulegnę... nie ulegnę... nie... ulegnę... RZESZ! Odwzajemniłam uścisk chłopaka z lekkim uśmiechem.
-Słuchaj przeszukajmy cały dom Weyn'a, jak nie będzie w nim Anne, to znaczy, że na noc wróciła do domu.- wyjaśniłam.
-Nie lepiej na początku zobaczyć czy Anne, nie ma u siebie?- zapytał. Spojrzałam na niego tak, jakbym chciała go zabić. -Okej, okej... zrobimy jak uważasz.- zaśmiał się, na co ja wywróciłam oczami.
-Pomyślałam, żebyś ty sprawdził parter, a ja sprawdzę pierwsze piętro, pasi?- szturchnęłam go lekko w ramię.
-Pasi. - pokazał mi język, po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł z pokoju. Pościeliłam łóżko i również zrobiłam to, co David przed chwilą. Korytarz był długi i dość wąski. Postanowiłam zacząć od początku. Otworzyłam pierwsze drzwi po prawej. Lekko zaskrzypiały, przez co wzdrygnęłam się. Przy tym wszystkim towarzyszyło odzywające się sumienie. Nie mój dom, a buszuje w nim i zaglądam w praktycznie każdy, najmniejszy zakamarek. W pomieszczeniu znajduje się sporej wielkości biurko, dużo półek i szafek z książkami i kilka lekko zakurzonych i starych obrazów w brązowych ramkach. Na biurku była masa jakiś papierów oraz dokumentów. Postanowiłam nie być aż tak chamska i nie przeglądać ich. Szybko wyszłam z jak mi się zdaje czyjegoś biura. Zamknęłam drzwi, po czym weszłam do pokoju naprzeciwko tego, w którym byłam chwilę temu. Drzwiczki cicho zaskrzypiały, przez co się wzdrygnęłam. Zaczęłam się rozglądać, w środku panował nieskazitelny porządek. Nie to co u mnie w szafie.- pomyślałam. Zapaliłam światło, po sekundzie mogłam więcej dostrzec. Brzoskwiniowe ściany, rama łóżka i komoda w tym samym odcieniu brązu, biały, puchaty dywan, pasujący do wygładzonej, również białej pościeli. Zgasiłam światło i wyszłam po cichu z pokoju. Weszłam do trzeciego, zwykła, wygodna i oczywiście bardzo zadbana łazienka. Utrzymana w zieleni i żółci. Nie zwracając uwagi na szczegóły, poszłam dalej. Kolejna sypialnia, tym razem bardziej „nastoletnia”. Wiecie wodne łóżko, porozwalane ciuchy i gdzieniegdzie gry na konsole. Pokój w kolorze pomarańczowym zdecydowanie wyróżniał się od tych wszystkich pomieszczeń, w których już byłam. Przeszukałam jeszcze trzy pokoje ( małą bibliotekę, dziwne pomieszczenie z masą luster i chyba pokój gościnny). Podeszłam do drzwi z napisem „Weyne”. Im byłam bliżej, tym lepiej słyszałam dobiegające stamtąd głosy. Lekko przystawiłam ucho nasłuchując i robiąc przy tym zapewne komiczną minę:
-Nie wiem o co ci chodzi.- usłyszałam dobrze znany mi głos, to musi być Anne. Normalnie to pewnie już dawno te drzwi były by wyłamane, a ja wrzeszczałabym: Z buta wjeżdżam, wyłamuje zamek jednym strzałem! No, ale to nie jest mój dom. Zeszłam... wróć... zbiegłam ze schodów na parter. Zaczęłam szukać Davida. W salonie go nie było, przedpokój też odpadł. Usłyszałam szmery w kuchni, więc się tam skierowałam. No tak kto by pomyślał, że szanowny Swift raczy poszukać mojej przyjaciółki w lodówce. Ehh, faceci. Chłopak kręcił tyłkiem w rytm lecącego przeboju z radia, które musiał włączyć wcześniej. Mimo, że muzyka była puszczona cicho, widać było, że David się wczuł w to... co teraz robi. Odchrząknęłam starając się nie zaśmiać:
-I jak tam poszukiwania?- zaczęłam wesołym tonem, chłopak podskoczył przestraszony i złapał się za klatkę piersiową. No dobra nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać jak wariatka, która uciekła z psychiatryka. Na szczęście nie musiałam się długo śmiać sama, gdyż Swift dołączył do mnie. Chwilę się śmieliśmy, do puki ja nie przestałam.
-A jak tam twoje poszukiwania?- zagadał.
-Znalazłam ją i musisz mi pomóc.- powiedziałam ciągnąc go za nadgarstek na zewnątrz.
-Mam się bać?- chłopak zaśmiał się, lecz widać było, że przynajmniej w 10% to pytanie jest na poważnie.
-Raczej nie.- odparłam, obchodząc willę. Okej, to chyba ten balkon.- praktycznie szepnęłam pod nosem. -Teraz się skup. Podejdziemy pod ścianę, kucniesz, weźmiesz mnie na barana, później ja stanę na twoich barkach i wejdę na balkon.- tłumaczyłam gestykulując rękami.
-O-okej.- zawahał się, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Podeszliśmy do ściany i chłopak wziął mnie na barana. Wplątałam ręce we włosy Davida i spróbowałam stanąć na jego barkach, jak to zaplanowałam. Niestety pierwsza próbą nie do końca wyszła. Przy drugiej próbie poszło lepiej. Stałam na prostych nogach, niestety nadal nie dosięgałam celu.
-Troszkę wyżej.- szepnęłam.
-Musiałaś włożyć szpilki?- mruknął z grymasem Swift.
-Nie marudź.- odburknęłam. -Jest!- wrzasnęłam, gdy udało mi się złapać jednej z małych kolumn. Dobra, teraz tylko się podciągnąć. - powtarzałam sobie w myślach. Zebrałam się w sobie i jak nigdy na wf'ie podciągnęłam swoje ciało. Przerzuciłam nogi na drugą stronę balkonu. Już miałam pukać w szybkę, gdy sobie coś uświadomiłam. Jak ja z Anne stąd zejdziemy?! Trudno, już nie ma odwrotu. Podeszłam do okna, starając się być niezauważoną. Na razie idzie mi w miarę okej. Widziałam trochę nie wyraźne postacie, przez białą firankę. Na pewno było to trzech chłopaków i jedna dziewczyna- zapewne Ann. Coś mówili, ale niestety nic nie mogłam usłyszeć. Dobra, raz kozie śmierć. Zapukałam dość mocno w szybę. Po chwili jakiś chłopak z masą loków na głowie, odgarnął na bok firankę. Był bardzo zdziwiony, tak jak i pozostali. Mimo wszystko, zielonooki wpuścił mnie do środka. Oczywiście jak wiadomo, od razu podbiegłam do przyjaciółki i z całej siły przytuliłam.
-Martwiłam się o ciebie.- szepnęłam jej we włosy. Stałyśmy tak parę minut, gdy przypomniałyśmy sobie, że nie jesteśmy w pomieszczeniu same. -To my może już pójdziemy. - powiedziałam do nich. Ju... jak on miał, a tak... Justin prychnął pod nosem. Nie przejęłam się tym zbytnio, póki nie doszłam do drzwi, których nie mogłam otworzyć. Po prostu świetnie.- warknęłam w myślach.
-Moglibyście nas wypuścić?- zapytała grzecznie Anne. Chłopaki jedynie zaczęli się śmiać.
-O nie moi drodzy, tak się nie bawimy. Liczę do trzech, albo wywarze drzwi.- warknęłam. -1... 2... i 3!- z nogi przywaliłam w drzwi, przez co puściły zawiasy. Nie patrząc na nich, a w sumie, czemu nie? Mieli komiczne wyrazy twarzy, w stylu: co się właśnie stało?
Wyszłam z pokoju, ciągnąc za sobą Anne. Przydały się lekcje karate. Wyszłyśmy przed dom i skierowałyśmy się po Davida. Zdezorientowany szedł za nami, pod czas krótkiej drogi powrotnej do domu. Byłam w miarę wyspana, tak samo jak David, za to widać było, że Ann chętnie by się przespała. Oczywiście moja siostra poszła spać, a ja z chłopakiem oglądaliśmy seriale.

**
Ten rozdział jest tak jakby o niczym, no ale cóż lepsze to niż nic.

Nie wierze, to już rok na tym blogu. Jestem taka szczęśliwa, nawet nie wiem kiedy to zleciało. Bardzo przyjemnie pisze mi się te opowiadanie (oczywiście jeśli mam czas). Czytałam nie dawno wszystkie rozdziały od pierwszego do siedemnastego. Nie wiem, czy wy też widzicie jak przez ten czas zmienił się mój styl pisania, ale ja to zauważyłam. I mogę szczerze powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Jak zakładałam tego bloga moim marzeniem, było mieć 1000 wyświetleń, nigdy bym nie pomyślała, że licznik pokaże ponad 10000 wejść. I te wszystkie miłe komentarze, nawet nie wiecie jak bardzo mi one pomagają. Dobra, nie przedłużam, bo się rozpisałam :)

niedziela, 11 października 2015

One-shot 2

One-shota dedykuję Monice: Moniczka:-)
-Justin, no proszę.- zrobiłam minkę w stylu kota ze Shreka.
-Nie.- pokręcił głową.
-Proszę... ładnie proszę.- mówiłam cały czas się uśmiechając.
-Ehh... i co ja z tobą mam?- westchnął i mnie przytulił.
-Czyli się zgadasz?- dopytywałam.
-Tak.- zaśmiał się. Chwilkę jeszcze się przytulaliśmy, po czym poszliśmy do mojego pokoju. Chłopak siadł na łóżku, no dobra „siadł” to złe określenie... walnął się na moje łóżko. Ja za ten czas poszłam zmienić ubranie.

Wyszłam z łazienki, zastając grającego na komórce blondyna. Odchrząknęłam dość głośno, by zwrócić na siebie uwagę.
-Idziemy?- spytałam podekscytowana.
-Spoko.- wstał. Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z pokoju, a później z domu. Justin wsiadł na miejsce kierowcy, ja zaś siadłam obok niego. Włączyłam radio i po krótkiej chwili śpiewaliśmy wesoło piosenki. Około 20 minut później byliśmy na parkingu przy Oxford Street. Niedawno dostałam pieniądze od Jaspera i postanowiłam zaszaleć. Wyszłam szybko z samochodu, jeszcze przed Justinem. Ruszyłam przed siebie rozglądając się dookoła. Blondyn musiał za mną biec, by móc mnie dogonić.
-Może trochę zwolnisz.- zaśmiał się.-Mamy przecież cały dzień.
-No dobra.- zwolniłam kroku. Pierwszym sklepem, do którego weszliśmy był „New Look”. Kochałam kupować tu sukienki i bluzki. Podeszłam do pierwszej, która rzuciła mi się w oczy. Była błękitna w czarne kwiatki. Wzięłam swój rozmiar i poszłam szukać dalej. Justin jak to on miał w zwyczaju, poszedł wybierać mi bieliznę. Wybrałam sobie jeszcze granatową sukienkę na ramiączkach, bufiastą fioletową spódnice i czarne trampki. Skierowałam się do przymierzalni. Zaczęłam od sukienki... zdecydowanie lepiej wygląda na manekinie. Wzięłam się za spódniczkę... pogrubia mnie. Z grymasem przymierzyłam buty... chociaż one są dobre. Zdecydowałam się wziąć same trampki. Wychodząc z przymierzalni zostałam przytrzymana przez Justina. Podał mi seksowną miętowo-białą bieliznę.
-Serio?- zapytałam podnosząc jedną brew.
-Serio.- przytaknął szczerząc się. Głupek...-pomyślałam. Z westchnieniem weszłam z powrotem do przymierzalni. Przyjrzałam się jeszcze raz kompletowi, po czym przyłożyłam do ciała. Wpatrywałam się w swoje odbicie lekko przekręcając głowę w prawo. Próbowałam wyobrazić sobie siebie w tym. Spojrzałam na rozmiar... no niby mój, ale wygląda na mniejszy. Raz kozie śmierć. Wzięłam bieliznę do koszyka, w którym były już buty. Wyszłam po raz kolejny, z tej samej przymierzalni. Po sekundzie blondyn zjawił się przy mnie, był zdezorientowany. Oglądał mnie od góry do dołu.
-Czemu nie masz na sobie seksownej bielizny?- spytał zawiedziony. Zachichotałam z jego miny, w tym momencie miał komiczny wyraz twarzy.
-Jak się w nią wcisnę to ci się w niej pokarze.- zaproponowałam szeroko się uśmiechając. Chłopak westchną, powoli kiwając głową na zgodę. Zapłaciłam przy kasie. Następnym sklepem była Zara, w której kochałam kupować wszelkiego rodzaju spodnie i sukienki. Na pierwszy rzut padła biała koronkowa sukienka, którą sam Justin mi pokazał. Brązowooki miał niezły gust. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Mój wzrok automatycznie zatrzymał się na leginsach w landrynkowy wzorek. Podbiegłam do niego w takim tempie, jakby była to ostatnia sztuka w całym Londynie, w dodatku w moim rozmiarze. Weszłam do przymierzalni i ubrałam się w sukienkę. Była naprawdę ładna, a na mnie nie wyglądała tak źle... w sumie była idealna. Wzięłam ją do koszyka i przymierzyłam spodnie. Bardzo mi się podobały, w szczególności z tym wzorkiem. Wyglądałam przyzwoicie, więc ją również wpakowałam do koszyka. Zapłaciłam i wyszłam razem z Justinem ze sklepu. Była 15:56, przez te zakupy trochę zgłodniałam. Weszliśmy do McDonalda, ja zamówiłam sobie 2 for U, a chłopak McWrapa z colą. Po zjedzeniu, postanowiliśmy wrócić do domu. Zmęczyłam się, cóż Oxford Street nie jest krótką ulicą. Przypomniałam sobie, że lodówka w domu świeci pustkami. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w stronę mieszkania, zahaczając o supermarket. Z dwiema dużymi siatami wpakowałam się przez drzwi wejściowe. Zdyszana położyłam siatki na blacie kuchennym, rozpakowałam jedzenie. Zawróciłam do salonu, odnalazłam wzrokiem Justina, który oglądał jakiś mecz. Zabrałam torebki z nowo zakupionymi ciuchami i zaniosłam do swojego pokoju. Postanowiłam zrobić popcorn, pod czas pstrykania przyglądałam się brązowookiemu. Ze zdenerwowanie przygryzał dolną wargę i trzymał zaciśnięte ręce w pięści na kolanach. Ehh... nigdy nie byłam dobra w żadnym sporcie, do tego nie znam żadnych drużyn, ani piłkarzy. Przesypałam zrobioną kukurydzę do miski i ruszyłam w stronę chłopaka. Usiadłam obok niego i przelotnie spojrzałam na telewizor. Anglia przeciwko Polsce*. Obserwowałam grę, mężczyzn, którzy ganiali za piłką. Ehh... ja rozumiem piwo i imprezy, ale to? To głupie, przynajmniej dla mnie.
-GOL!- z zamyślenia wyrwał mnie okrzyk radości blondyna. Zdezorientowana spojrzałam na ekran, na którym pokazana była radość Anglików. Gdy pierwsza połowa skończyła się wynik był taki sam, dzięki czemu Justin był bardzo szczęśliwy. 1:0 dla czarno-niebieskich. Spojrzałam na chłopaka, który również mi się przyglądał. Przybliżył się i już po chwili... zaczął bezlitośnie łaskotać.
-J-justnnn proszzze, prze-przestań!- darłam się w niebo głosy. Chłopak chichocząc przestał i pocałował mnie w czubek nosa. Z wielkim uśmiechem oglądałam drugą połowę. W pewnym momencie to Polacy strzelili gola. Mam pewien pomysł.
-GOL!- wydarłam się podskakując i klaszcząc rękami, jak dziecko, które właśnie dostało wymarzoną zabawkę.
-Osz ty, przeciwko swoim?- warknął zabawnie chłopak i ruszył w moją stronę. Ja z piskiem wbiegłam na górę uciekając przed nim. Uciekłam do pokoju Meggie. Rozejrzałam się szybko po pokoju i za kryjówkę obrałam sobie garderobę. Weszłam między ubrania i czekałam. Justin wszedł do pokoju, słyszałam jak chodził po nim. Usłyszałam kłapnięcie drzwiami, niepewnie wyszłam z pomieszczenia na ubrania. Zamknęłam za sobą cicho drzwi. Gdy nagle...
-BUU!
-Aaa! Rzesz... JUSTIN! Głupku!- ale mnie wystraszył. Chłopak jedynie się zaśmiał i pociągnął z powrotem do salonu. Oglądaliśmy Harrego Pottera cały czas się przytulając.
**
*- ten mecz odbył się w 2012 roku.

**
O MÓJ BOŻE! JEJU! NIE WIERZE, PRZYBYŁO MI PONAD 4000 WYŚWIETLEŃ! O MAMUNIU! KOCHAM WAS! Anka ogarnij się... nie jednak nie mogę! Do tego doszło ok. 11 komentarzy! Bardzo wam dziękuję i przepraszam, że to nie jest wyczekiwany przez was rozdział. Mam remont w domu i pisanie go jest trudne.

sobota, 26 września 2015

Rozdział 17 "Pamięć potrafi zawieść"

POV Anne
Obudziłam się i od razu spróbowałam się podnieść. Niestety spałam na podłodze... pod łóżkiem, przez co walnęłam głową w spód mebla. Jęknęłam i wyczołgałam się. Wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Był to pokój jakiegoś chłopaka. Był w kolorach: biały i czarny. Na ścianach były zawieszone trzy deskorolki. Dopiero teraz zobaczyłam, że ktoś leży na łóżku. Podeszłam bliżej, był to Justin. Zakryłam ręką usta, by powstrzymać śmiech. Spał z ręką zwisającą po lewej stronie i nogą po prawej. Miał lekko rozchylone wargi, dzięki czemu mogłam zobaczyć jak miarowo oddychał. Do tego wszystkiego dochodziła poduszka znajdująca się przy jego nogach i nieład na głowie. Nie mogłam się powstrzymać i cicho zachichotałam. Spojrzałam na okno, zobaczyłam tam Jackoba, który spał na parapecie. Był zwinięty w kulkę i wyglądał tak dziecinnie. Zauważyłam drzwi, zapewne prowadziły do łazienki. Otworzyłam je i od razu wywróciłam się. Powoli podniosłam się na łokciach i zdezorientowana spojrzałam za siebie. Pod drzwiami spał Weyne. No to nieźle zabalowaliśmy. Stanęłam na nogi i podeszłam do umywalki. Przemyłam twarz i spróbowałam zmyć makijaż, który pod czas imprezy trochę mi się zepsuł. Gdy skończyłam wyszłam z łazienki, przeszłam przez pokój wczorajszego gospodarza. Chciałam wyjść z sypialni, ale drzwi były zamknięte. Po prostu super!- skomentowałam w głowie. Wyszłam na balkon, przypomniało mi się jak Justin skoczył z mojego balkonu. Tu była podobna wysokość, jednak ja nim nie jestem i nie skoczę za nic. Zimne powietrze pobudziło moje myślenie. Do głowy naleciało jedno ważne pytanie. Jak ja się znalazłam w tym pokoju? I dlaczego z nimi? No dobra to są dwa pytania, ale to nie ma różnicy. Potarłam ramiona, na dworze było naprawdę chłodno i mimo, że miałam na sobie sweterek, to nadal było mi zimno. Wróciłam do środka domu i zamknęłam za sobą drzwi balkonowe. Podeszłam do drzwi wyjściowych, które aktualnie były zamknięte. Odwróciłam się do nich plecami i zsunęłam się na podłogę. Westchnęłam ciężko i przeczesałam włosy ręką. Jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju. Zauważyłam nad biurkiem naścienny czarny zegarek. Była 10:42, zaraz... przecież dzisiaj poniedziałek! Natychmiastowo się podniosłam i nie wiedziałam co zrobić. Postanowiłam zbudzić któregoś z chłopaków. Podeszłam do Jack'a i po chwili szturchnęłam go. Zielonooki jedynie mruknął coś pod nosem i prawie spadając z parapetu, przekręcił się na drugi bok. Rozczarowana skierowałam się w stronę łazienki i tym razem szturchnęłam Weyn'a. Niestety on nawet nie drgnął, kucnęłam przy nim i zaczęłam nim potrząsać. Chłopak jedynie wyjęczał: "Mamo daj mi się wyspać". No po prostu super. Przewróciłam oczami i podeszłam do łóżka. Ostatnia deska ratunku. Pochyliłam się nad nim.
-Justin.- szepnęłam nad jego uchem. Wydawało się, że blondyn nic nie zrobi. Odsunęłam się i już miałam wrócić pod drzwi. Gdy chłopak złapał mnie za nadgarstek, szybko przyciągnął mnie do siebie tak, że po sekundzie byłam w jego ramionach. Nie wiedziałam, czy zrobił to specjalnie, czy przez sen. Zarumieniłam się i odchrząknęłam cicho. Byłam do niego tyłem, więc nie wiedziałam, czy ma otwarte oczy. Przełknęłam ciężko ślinę i spróbowałam się wyswobodzić z uścisku.
-Już uciekasz?- jego gorący oddech na mojej szyi sprawił, że zadrżałam.
-Chciałabym, ale drzwi są zamknięte.- mruknęłam. Chłopak cicho westchnął, czułam, że schował twarz w moje włosy. Nie ukrywam, że było to przyjemne, ale nieco niekomfortowe. Usłyszałam jak ktoś podnosi się niezdarnie z podłogi. Skierowałam wzrok w stronę łazienki, Weyne przytrzymywał się futryny, widać było na pierwszy rzut oka, że miał niezłego kaca. Właśnie, czemu ja nie mam kaca? To dziwne, a najgorsze, że większości domówki nie pamiętam. Chłopak spojrzał w moją i Justina stronę. Mimo jego złego samopoczucia, cwanie się uśmiechnął. Moje policzki przybrały różowy kolor. Weyne miał już coś powiedzieć, gdy nagle usłyszeliśmy bardzo głośny huk. Justin natychmiast usiadł, a że nadal byłam przez niego przytulana, również byłam zmuszona siąść.
-Ałł.- zawył poszkodowany Jackob. Cicho zachichotałam, mogłam usłyszeć, że Weyne i Justin także się śmieją. Korzystając z okazji wyswobodziłam się z uścisku.
-Weyne, czy mógłbyś otworzyć drzwi?- spytałam niezręcznie, po czym spuściłam wzrok na bose stopy. Zaraz co?! Gdzie są moje buty?! Wzięłam w zęby dolną wargę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu nadal nie podnosząc wzroku. Poczułam jak ktoś oplata mój brzuch i przyciąga do siebie. Dokładnie poznałam ten zapach. To był Justin, który po dłuższej chwili położył głowę na moim ramieniu. Wpatrywałam się w łóżko, a raczej w moje buty, które były pod nim. Słyszałam jak Weyne przeklina pod nosem. Zapewne nie mógł znaleźć klucza, westchnęłam zdezorientowana. Justin przyjemnie jeździł palcami po moim brzuchu, to było takie przyjemne. Nie wiem, czy on wie jaką przyjemność tym mi sprawia.
-Jak ci się podobała impreza?- spytał. Postanowiłam, że skłamię. Może czegoś się dowiem, gdy im powiem, że wszystko pamiętam. Musiałam tylko poczekać na odpowiedni moment.
-Bardzo.
-Cieszę się, a co najbardziej ci się podobało?- dalej wypytywał. Chwilę się zastanawiałam, po czym odpowiedziałam.
-W sumie to wszystko było fajne.- uśmiechnęłam się. Taa... wszystko co pamiętam, czyli pyszny, kolorowy drink. I koniec. Chłopak podniósł głowę.
-A pamiętasz co tu się działo?- spytał. I teraz przyszedł ten moment.
-Oczywiście.- uśmiechnęłam się, chciałam, żeby to wyglądało na to, że sobie wspominam chwile, których tak naprawdę nie pamiętam. Chłopak od razu zabrał ręce, zdezorientowana odwróciłam się w jego stronę. Był zawiedziony, odwrócił wzrok, by później znowu na mnie spojrzeć.

Zaczęłam ciężej oddychać, blondyn spojrzał na chłopaków. Zapomniałam, że oni są nadal w sypialni. Justin powrócił do mnie, nasze spojrzenia skrzyżowały się. Był zły.
-Jeżeli wydasz nas policji inaczej porozmawiamy.- warknął, zmarszczyłam brwi. Gdzie się podział ten słodki chłopak, który przed chwilą mnie czule przytulał?
-D-dlaczego miałabym to zrobić?- zająknęłam się, nie wiem co siedziało wczoraj. Po za tym bałam się tej wersji brązowookiego.
-Nie wiem, czy wiesz, ale to nie jest do końca legalne.- po plecach przebiegł mnie dreszcz. Zrezygnowana westchnęłam, po czym wzięłam dużo powietrza. Ten plan miał inaczej wyglądać. Mieli mi powiedzieć co się stało, a nie sprawić by w mojej głowie pojawiło się jeszcze więcej pytań. Justin podszedł do mnie tak, że między nami było niecałe dziesięć centymetrów. Przeszywał mnie swoim wzrokiem, nie powiem... chwilę to trwało. Zaśmiał się sarkastycznie, po czym znowu spoważniał. Byłam zdezorientowana i czułam się niepewnie. Nie miałam pojęcia o co może im chodzić... a może i jednak wiem. Z tego co zrozumiałam to chyba się domyślił, że kłamię. Nerwowo rozejrzałam się po pokoju, w celu poszukiwania innego wyjścia. Okno! Jak na moje „szczęście”, chłopaki kłócili się, bo rozmową raczej tego bym nie nazwała, przy oknie. Spojrzałam w stronę otwartych drzwi do łazienki. Coś małego przykuło moją uwagę. Zmrużyłam oczy, by wyostrzyć wzrok. To był srebrny klucz! To oczywiste, przecież Weyne spał w łazience! Ale ja jestem głupia.- skarciłam się w myślach. Spojrzałam na chłopaków, na szczęście nie zwracali na mnie uwagi. Starałam się jak najciszej podejść do klucza. Niestety podłoga w sypialni zaskrzypiała... i po co ja jadłam wczorajszy obiad?! Do łazienki brakowało mi zaledwie czterech kroków. Jackob zauważając to, zamknął mi drzwi przed nosem. A co jakby chciało mi się siku, to co?! Właśnie! To jest pomysł!
-A ty dokąd?- syknął Jack. Przełknęłam ślinę, by zaprzestać drżeniu mojego głosu.
-D-do łazienki.- uśmiechnęłam się jak najbardziej naturalnie potrafiłam. Chłopak speszył się i przepuścił do pomieszczenia z prysznicem. Weszłam, po czym zamknęłam się. Wzięłam klucz i rozejrzałam się po łazience. Wcześniej się jej nie przyglądałam, a teraz mam na to chwilkę. Podłoga była wyłożona kafelkami w kolorze kawy z mlekiem, trzy ściany były białe, a czwarta w kolorze płytek. Na wyróżniającej się ścianie wisiała umywalka, a pod nią było dużo szafek. Nad umywalką wisiało piękne duże lustro. W pomieszczeniu był również prysznic, w którym można było siąść, czy puścić muzykę. Też chcę taką kabinę.- uśmiechnęłam się. Prócz tego była jeszcze toaleta, do której podeszłam. Spuściłam wodę, by chłopaki myśleli, że na serio robiłam siku. Podeszłam do umywalki i umyłam ręce, po czym wróciłam do sypialni. Klucz schowałam do kieszeni bluzy. Justin podszedł do mnie, po moich plecach przeszły ciarki.
-Nie ładnie tak kłamać.- nachylił się nade mną. Mimo, że starałam nie patrzeć w jego tęczówki, jego karmel po prostu mnie pochłaniał.
-Nie wiem o co ci chodzi.- wydukałam. Chłopak zaśmiał się, a w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
-Domyśliłem się, że nie wiesz, ale wiesz, że to daje mi przewagę? Mogę po prostu opowiedzieć ci jakąś historyjkę, a ty i tak nie będziesz wiedziała, czy żartuję, czy mówię najszczerszą prawdę.- powiedział. No i miał mnie...

**
Tak wiem... długo nie było rozdziału, przepraszam. Rodzice odcięli mnie od neta... no może nie do końca, ale dziennie mogę być godzinę na komputerze. Przepraszam też, że ten rozdział jest do dupy. Ale cóż raz się zdarza taki, raz inny. Od razu uprzedzam, że rozdział nawet może się pojawić za miesiąc. Za wszystko jeszcze raz przepraszam.

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 16 "Niezła domówka"

POV Anne
Siedziałam w swojej garderobie szukając dla siebie stroju, w którym mogłabym pójść na domówkę, do Weyn'a. Wstałam niezdarnie i podeszłam do ubrań po prawej stronie, były schludnie powieszone na wieszakach. Wzięłam do rąk granatową koszulę z krótkim rękawkiem. Westchnęłam i odwiesiłam koszulę na miejsce, przecież nie pójdę na imprezę, jak na rozpoczęcie, czy zakończenie roku szkolnego. Szukałam dalej. Znalazłam śliczną, kremowo-czarną sukienkę... zaraz nie przypominam sobie, żebym taką posiadała. No tak... za pewne jest Meggie, tylko jak ona się znalazła w mojej garderobie? Nie ważne, wstałam i skierowałam się do pokoju Meg, zabierając ze sobą jej zgubę. Gdy weszłam do jej azylu, coś na mnie spadło, podniosłam to „coś” z głowy. To był zielony sweterek z pandą. Spojrzałam na środek pokoju i zastałam tam, zapewne pół ciuchów z jej garderoby. Ze zdziwieniem patrzyłam jak kolejne ubrania, dosłownie wylatują zza brązowych drzwi.
-Meggie?- zapytałam dziwnie, rzadko się zdarzało coś takiego.
-Hmm?- mruknęła nawet na mnie nie patrząc. Przewróciłam oczami.
-Co ty robisz?- usiadłam obok swojej przyjaciółki.
-Wiesz... szukam czegoś...- chodziła zdenerwowana po całym pomieszczeniu.
-Czego dokładniej?- zapytałam zaciekawiona, dziewczyna odwróciła się i spojrzała na kremowo-czarną sukienkę.
-Tej sukienki!- wydarła się, po czym podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.-Gdzie ją znalazłaś? Tyle jej szukałam.
-To już moja słodka tajemnica.- zaśmiałam się, wiedziałam, że nie lubi tajemnic, a w szczególności, gdy je znam tylko ja. Lubie się z nią drażnić. Oddałam jej kieckę i poszłam do swojego pokoju. Już widzę, jak główkuje nad tym, gdzie była. Weszłam jeszcze raz do swojej garderoby i już wiedziałam co ubiorę. Z uśmiechem skierowałam się do łazienki, umyłam zęby i wzięłam kojącą kąpiel z udziałem malinowej piany. W samym ręczniku zaczęłam rozczesywać włosy, wysuszyłam, by później wyprostować i uczesać w najzwyklejszego koka. Nałożyłam na policzki trochę różu, pomalowałam rzęsy i maznęłam usta matową, wiśniową szminką. Byłam zadowolona z mojego lekkiego makijażu. Wytarłam się do końca i ubrałam we wcześniej wybrany komplet.

POV Meggie
Nawet teraz, robiąc sobie kreski eyelinerem, główkowałam na temat mojej sukienki.

Ubrana i umalowana spojrzałam na zegarek naścienny w brązowej obramówce, w moim pokoju. Była już 19:47, a może dopiero? Słyszałam głośnią muzykę z domu obok. Zeszłam na dół i dobrze, że tam byłam, bo pewnie nie usłyszałabym pukania do wejściowych drzwi. Podeszłam do nich i je otworzyłam. Z uśmiechem wpuściłam Davida do środka. Przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie w przedpokoju, oczywiście jak to ja, zarumieniłam się. Chwilę staliśmy ukradkiem na siebie zerkając, odchrząknęłam i przywitałam się.
-Hej.
-Cześć.- odpowiedział lekko się uśmiechając.-Ślicznie wyglądasz.- dodał, a ja cicho powiedziałam „dzięki”. Na całe szczęście przybiegła do nas Anne, wyglądała naprawdę ładnie.
-No hej.- powiedziała szeroko się uśmiechając i oto mi chodziło. Bardzo chciałam, żeby była szczęśliwa.
-To co, idziemy? Nic się nie stanie, jak przyjdziemy wcześniej.- zaproponował David, a my tylko przytaknęłyśmy. Przeszliśmy przez nasze podwórko na chodnik, z chodnika na parcele Weyn'a. Otworzyłam bramkę, za mną wszedł David, a za nim niepewnie Anne. Wzięłam ją pod ramię i posłałam pocieszający uśmiech. To jej pierwsza impreza, coś czuję, że będzie ciężko, ale damy sobie radę. Zawsze dajemy. Zapukaliśmy do drzwi, co było głupie, ponieważ było tak głośno, że sama nie słyszałam swoich myśli. Gdy miałam otworzyć, jakaś dziewczyna mnie uprzedziła otwierając z drugiej strony. Zielonooka blondynka o skąpym stroju wyminęła nas i poszła na przód domu, gdzie było równie dużo ludzi co w środku. Dziewczynie słabo to szło, gdyż była nieźle wstawiona. Wywróciłam oczami i ciągnąc za sobą Ann, weszłam do przedpokoju. Musiałam się sporo po przepychać, by dostać się do salonu. Kątem oka zauważyłam jak moja przyjaciółka krzywi się i zatyka nos. Nie dziwię jej się, nie dość, że jest tu dużo spoconych nastolatków, to jeszcze smród papierosów i innych używek. No cóż, musi się przyzwyczaić. Mój wzrok napotkał chłopaków, którzy właśnie zwalniali kanapę. Od razu ruszyłam w tamtą stronę. Wygodnie usiadłam na meblu, po mnie zrobiła to również Anne.
-Co powiecie na drinka?- zaproponował David, oczywiście krzyczał, bo gdyby mówił normalnym tonem na pewno nie usłyszałby samego siebie.
-Chętnie.- odpowiedziałam za mnie i Ann, widziałam, że piwnooka zamierza odmówić, ale nie zdążyła, gdyż David był już przy mini domowym barku. Po kilku sekundach chłopak przyszedł niosąc trzy niebieskie drinki.
-Dla pięknych dam, Blue Hawaiian Colada.- mówiąc to podał nam po jednym, a sam zaczął sączyć swojego przez słonkę. Ten drink był tak cholernie dobry, że to prawie nie możliwe. W moim żołądku poczułam przyjemne ciepło od razu zrobiłam się odważniejsza. Poczekałam aż piwnooki dokończy koktajl alkoholowy, po czym natychmiastowo wstałam i porwałam go na parkiet. Tańczyliśmy do klubowej muzyki zatracając się w niej, do tego dochodziły przerwy na kolejne i kolejne kolorowe trunki.
POV Anne
Po prostu zarąbiście zostałam sama siorbiąc końcówkę swojego drinka. Był naprawdę dobry, postanowiłam wstać i poprosić o jeszcze jednego. Plan wcieliłam w życie i zamówiłam kolejny raz niebieskie wysokoprocentowe picie. Po trzecim drinku poszłam poszukać kogoś ciekawego. Oczywiście nie za bardzo mi się to udawało, miałam rozmazany wzrok, do tego dym, który się unosił w zapewne całym domu, nie pomagał. Starałam się utrzymać w pionie, niestety moja równowaga mnie zawiodła i przewróciłam się na kogoś, mogłam wyczuć, że to był chłopak. Na szczęście miał refleks i nie wylądowaliśmy na twardych panelach. Spojrzałam na niego i już poznałam Jackob'a, po jego słynnych loczkach. Rzuciłam się na niego zamykając w uścisku. Wyczułam ostry, drażniący nos zapach papierosów i czegoś czego dawno nie czułam. Odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy, po czym pociągnęłam na górę. Niestety ktoś nam to uniemożliwił, był to jak mi się zdaje Weyne z Justin'em. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Chłopaki dziwnie na mnie patrzyli, nie tylko Weyne i Justin, ale i Jackob. Zaczęłam coraz mocnej ciągnąć Jack'a na górę. W trójkę zmierzyli się wzrokiem i weszliśmy wszyscy na górę. Ucieszona weszłam do pierwszego pokoju, niestety był zajęty przez parę, chyba nie muszę wam mówić, co tam się działo. Natychmiastowo wybuchłam niepohamowanym śmiechem, można to było usłyszeć, gdyż na piętrze było ciszej, może nie mocno, ale jednak. Loczek, bo tak postanowiłam nazwać mojego przyjaciela, wyciągnął mnie siłą z zajętego pokoju. Przeszliśmy jeszcze trochę korytarza, gdy w końcu doszliśmy do jego końca, gdzie były czarne drzwi. Weyne otworzył drzwi kluczem, po czym zostałam wprowadzona do tego pokoju, na końcu organizator imprezy zamknął za nami drzwi. Nie mogłam się doczekać, więc skierowałam się na łóżko i po prostu się na nie walnęłam. Oni tylko o czymś gadali.
POV Justin
Zszedłem z góry na dół do salonu, prowadząc rozmowę z gospodarzem. Spostrzegłem Jack'a z jakąś dziewczyną, gdy podeszliśmy bliżej nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Jackob był z Anne! A do tego jak ona cholernie, seksownie wygląda. Co on jej zrobił? Albo raczej co ja brałem, że mam aż takie halucynacje? Spojrzałem dziwnie na dziewczynę, która prubowała zaciągnąć mojego przyjaciela na piętro. Kiwnąłem chłopakom głową na znak, że idziemy pogadać na górę. Skierowaliśmy się do sypialni Weyn'a, którą zawsze miał zamkniętą pod czas domówek. Dziewczyna nie wiedząc co zrobić położyła się na łóżko. Postanowiłem zostawić ją na razie w spokoju, jest nieźle wstawiona.
-Stary, co ty jej zrobiłeś?- spytał jako pierwszy Weyne.
-Ja nic. Ona na mnie wpadła, gdy już taka była.- tłumaczył się.
-Co my teraz z nią zrobimy?- spytałem zerkając na dziewczynę, która próbowała liczyć swoje palce u rąk. Była tak skupiona, że zachciało mi się śmiać, ale to powstrzymałem i tylko pozwoliłem na mały uśmiech. Podszedłem do Anne i już chciałem coś powiedzieć, gdy piwnooka wstała, ominęła mnie i poszła do Jackob'a. Super, woli go ode mnie... Zaraz co?!- potrząsnąłem głową i podszedłem do okna, które otworzyłem.
-Proszę daj mi tylko raz.- usłyszałem za sobą. Zdziwiony odwróciłem się i zobaczyłem klęczącą przed moim przyjacielem dziewczynę. Zaśmiałem się z jej pozycji.
-Nie rozumiem.- powiedział zdezorientowany Jack. W sumie nie dziwię się mu, sam nie wiem o co jej chodzi.
-Powiedz w prost, skarbie. - podszedłem i kucnąłem koło niej.
-No wiesz...- uśmiechnęła się.
-Nie wiem, dlatego pytam. - zaśmiałem się, po czym usiadłem przy niej. Chłopaki postąpili jak ja, dziewczyna po jakimś czasie też siadła.
-Chcę jednego małego, nikłego zaciągnięcia się marihuaną. - powiedziała szczerząc się. Natychmiast spojrzałem na przyjaciela, kurwa, jak mógł jej powiedzieć?! Po chwili wpatrywania się w niego, zauważyłem, że chłopak również nie wie jak brązowowłosa się dowiedziała, czym się zajmujemy.
-Skąd to wiesz? - spytałem zdziwiony.
-Wyczułam. - wzruszyła ramionami. - To co mogę, czy nie?
Zrobiła taką słodką minę, że trudno było jej odmówić. Wyciągnąłem zrobionego wcześniej jointa i odpaliłem zapalniczką. Zaciągnąłem się pierwszy, po czym przekazałem Anne. Zadziwiająco łatwo jej poszło, a nawet sprawiało jej to przyjemność. Podała dalej do Weyn'a, a on do Jack'a. Wypaliliśmy całego blanta, teraz zabawa była przednia w szczególności, że my byliśmy przyzwyczajeni w porównaniu do piwnookiej. Dziewczyna leżała na podłodze wpatrując się w sufit.
-Co tam Anne? - spytałem próbując być poważnym, ale jej wychodziło to lepiej.
-Cicho! Sean właśnie wyznaje miłość Eleonor.- powiedziała przykładając palec do ust. Nie wytrzymałem i po prostu zwijałem się ze śmiechu.
-Chłopaki, dlaczego mam pod łóżkiem białą ośmiornicę?- spytał Weyne wytrzeszczając oczy. Wstałem wycierając oczy z łez, oczywiście łzy były ze śmiechu. Spojrzałem na drzwi, po których spływała różnokolorowa farba. Na bank chce mieć takie coś w pokoju.
-Aaaaa! Chłopaki mam proste włosy! Dlaczego?!- Jack stał przed lustrem dotykając swoich węży.
-Ja bym lepiej uważał na węże. - zaśmiałem się.
-Nie znacie się. Przecież on ma na głowie białą ośmiornicę spod łóżka. - powiedział Weyne.
-Ale wy głupi, przecież on jest łysy.- stwierdziła dziewczyna odwracając wzrok od sufitu pokrytego świecącą, zieloną mazią.
**
Jak myślicie czy Justin wygra zakład w takim stanie? Ja już mam to zaplanowane, ale wy możecie główkować.

Ps. Zapraszam do zakładki "kontakt" :)

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 15 "Ta dwuznaczność"

Miłego czytania kochani <3
POV Anne
Obudziłam się na kanapie w salonie. Najwyraźniej musiałam tu przysnąć pod czas oglądania filmów. Wstałam i przeciągnęłam się. Spanie na tym meblu nie jest zbytnio wygodne. Postanowiłam zrobić omlety na słodko. Gdy skończyłam smażyć, zaczęłam smarować ciasto dżemem truskawkowym. Weszłam na górę, już miałam pukać do drzwi, gdy one się otworzyły. A ja, razem z Meggie zderzyłyśmy się czołami. Oj, będzie śliwa.
-Meg zrobiłam śniadanie.- powiedziałam z grymasem, pocierając delikatnie miejsce zderzenia. Dziewczyna od razu pobiegła do kuchni. Zbiegłam po schodach i skierowałam się w stronę kuchni. Wzięłam dwa talerze i zaniosłam do jadalni, gdzie siedziała moja uśmiechnięta siostra. Podstawiłam jej talerz pod nos, Meg od razu zaczęła zajadać.
-To jakie masz plany na dzisiaj?- spytałam, kończąc posiłek.
-Słyszałam, że Weyne znowu robi imprezę...- odpowiedziała mi z pełną buzią. -Może poszła byś razem ze mną?- spytała trzepocząc rzęsami. Chwilkę nic nie mówiłam, wzrok skupiłam na swoich paznokciach.
-No nie wiem. Jutro jest szkoła.- westchnęłam.
-Nie daj się prosić, Ann.
-Okej, okej, zgoda.- wiśniowo-włosa pisnęła. -O której zaczyna się ta domówka?
-Około 20.
Wstałam od stołu, sprzątnęłam brudne naczynie do zmywarki. Po chwili Meg zrobiła to, co ja przed chwilą.
-A co będziemy robić przez resztę dnia?
-Myślę, że skoro lepiej się czujesz. To możemy poopalać się i popływać w basenie.- powiedziała rozradowana. Wiedziałam, że nie pozwoli mi siedzieć w domu, gdy na dworze jest w miarę słonecznie. Weszłam do swojego pokoju, z którego przeszłam do garderoby. Wybrałam sobie limonkowy strój kąpielowy, na to założyłam zwykłą, białą bluzkę i dżinsowe, krótkie spodenki. Skierowałam się do pokoju przyjaciółki, wiedziałam, że będzie miała dylemat do wybrania stroju kąpielowego. Prawie zawsze tak jest.
-O, Anne. Jak dobrze, że przyszłaś, pomożesz mi?- spytała, ja tylko pokiwałam twierdząco głową. W lewej ręce miała granatowe bikini ze złotymi zdobieniami, a w prawej białe bikini z czarnymi kokardkami.
-Zdecydowanie biały.- powiedziałam z przekonaniem. Nie czekając na nią wróciłam jeszcze do swojego pokoju po olejek do opalania i ręcznik. Wyszłam na tyły domu, gdzie znajdował się basen. Zdjęłam ubrania i zaczęłam się smarować lepkim płynem. Postanowiłam powoli wejść do wody, na szczęście była ciepła. Z przyjemnością pływałam w basenie, gdybym mogła zasnęłabym jak na najwygodniejszym łożu królewny. Spojrzałam w stronę drzwi tarasowych, przez które właśnie przeszła Meggie. Uśmiechnęłam się w jej stronę, puściła mi oczko, na co zaśmiałam się. Wyszłam z basenu i położyłam się na leżaku. Nastawiłam sobie budzik za trzydzieści minut, bo oczywiście zasnęłam. Po wyłączeniu urządzenia przekręciłam się na brzuch. Gdy byłam cała opalona, wskoczyłam na bombę do letniej wody w basenie. Chwilkę popływałam, po czym wyszłam i wytarłam się ręcznikiem. Weszłam na górę, do swojego pokoju, by móc się przebrać.

Założyłam słuchawki i sięgnęłam po książkę. Gdy tylko dotknęłam okładki, przed oczami pojawił mi się Justin, który przypierał Rebece do szyby. Pokręciłam głową siadłam na łóżku i zagłębiłam się w świat, w którym żyła bohaterka mojej lektury.
POV Meggie
Nawet nie zauważyłam kiedy Anne wyszła z basenu i zniknęła w głębi domu. Przeniosłam się do domu i wyjęłam lody z zamrażarki. Mmmm... orzechowe, ukochany smak lata. Przeniosłam się z pysznościami do salonu. Odpaliłam telewizor i siadłam na kanapie, oglądając jakieś teleturnieje. Po jakiejś godzince, pudełko po lodach było całkowicie puste. Wyłączyłam TV, miałam już udać się do swojego pokoju, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Bez zastanowienia udałam się w stronę dźwięku. Otworzyłam, a moim oczom ukazał się David. Rozpromieniłam się natychmiastowo, chłopak nie odwzajemnił mojego gestu, stał wmurowany. Nic nie rozumiałam, czarnowłosy lekko się uśmiechnął. Wszedł do środka przybliżył się do mnie i... wytarł lody z mojej górnej wargi. Od razu się zarumieniłam, chłopak bardziej zmniejszył odległość ode mnie. Nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha:
-Pasuje ci twój śliczny rumieniec, szczególnie do tego białego bikini.
Nie wierze! Nie przebrałam się! Moja twarz pewnie wygląda jak wielki czerwony pomidor. Spuściłam wzrok na swoje ręce, przy okazji patrząc na swoje ciało, czy przypadkiem David nie żartował. Chłopak widząc co robię podniósł mój podbródek i oparł się o moje czoło swoim. Czułam jak przez ręce przechodzi przyjemny prąd, powodując trzęsienie dłoni. Patrząc w jego piwne oczy czułam jakbym smakowała najwykwintniejszy alkohol na całym świecie. Poczułam jak chłopak chwyta moje ręce w swoje i splata razem palce.

David powoli zbliżał się do mnie, a może mi się tylko wydawało, że ta sytuacja dzieje się w zwolnionym tempie. Nasze spragnione siebie wzajemnie usta się spotkały, chłopak z wyczuciem i delikatnością muskał moje wargi. "Motylki" w moim brzuchu wypełniały mnie w całości. Po paru sekundach oderwaliśmy się od siebie, byłam taka szczęśliwa. W oczach czarnowłosego także można było zobaczyć szalejące iskierki radości.
-Meg... chciałbym się zapytać... to znaczy... ehh... poszłabyś ze mną na randkę?- wydukał.
-Z wielką chęcią.- szczerze odpowiedziałam. -Też chcę cię o coś spytać... poszedłbyś ze mną... i Anne na kolejną imprezę do Weyna?
Chłopak od razu się zgodził. Weszliśmy do salonu, a ja od razu go przeprosiłam i poleciałam się przebrać. Wbiegłam do garderoby, biorąc w rękę ładną, zwiewną, błękitną sukienkę. Wzięłam do tego białe szpilki, no co? Nie ważne gdzie, obcasy zawsze się przydadzą. Zbiegłam po schodach jak wariatka, jak to moje szczęście na dole schodów stał David. Wpadłam na chłopaka, który razem ze mną wylądował na panelach.
-Sorki.- uśmiechnęłam się przepraszająco. Chłopak natomiast roześmiał się wesoło.
-A dokąd tak się panna śpieszyła, co?
-A do ciebie.- powiedziałam, ale zanim zorientowałam się co, piwnooki musnął moje usta. Oczywiście, gdy sobie zdałam sprawę w jakie pozycji się znajduje z Davidem, moja twarz po raz kolejny dziś stała się najbardziej dojrzałym i czerwonym pomidorem świata.
POV David
Zapukałem do drzwi dziewczyn, otworzyła mi brudna Meggie w białym seksownym bikini. Zaraz, co?! Wpatrywałem się zachwycony w nią. Uśmiechnąłem się, wszedłem do środka i stanąłem dość blisko Meg. Wytarłem jej buzie kciukiem. Przybliżyłem się bardziej do dziewczyny.
-Pasuje ci twój śliczny rumieniec, szczególnie do tego białego bikini.- wyszeptałem z uśmiechem. Policzki wiśniowo-włosej zrobiły się bardziej różowe. Brązowooka spuściła wzrok ze mnie, nie chciałem przestawać patrzeć w jej karmelowe oczy. Podniosłem jej głowę tak, bym mógł jej śliczne oczy widzieć. Zauważyłem, że ręce dziewczyny lekko się trzęsą, więc splotłem nasze palce razem. Tak bardzo chciałem ją pocałować, tak bardzo, że... pocałowałem ją. Jej słodkie usta smakowały arbuzem, nie wiem jak, ale właśnie tak było. Czułem dziwne kucie w brzuchu, jakby wybuchały tam sylwestrowe fajerwerki. Gdy nasz pocałunek (niestety) dobiegł końca, widziałem, że Meggie była bardzo szczęśliwa, ja także. Przypomniałem sobie, że muszę ją o coś spytać, strasznie się stresowałem.
-Meg... chciałbym się zapytać... to znaczy... ehh... poszłabyś ze mną na randkę?- tak! Na reszcie to powiedziałem, teraz pytanie, czy się zgodzi.
-Z wielką chęcią.- odpowiedziała z uśmiechem, zachciało mi się skakać z radości, ale opanowałem się. -Też chcę cię o coś spytać... poszedłbyś ze mną... i Anne na kolejną imprezę do Weyna?
Od razu przytaknąłem, cieszyłem się, że będę mógł spędzić z wiśniowo-włosą więcej czasu. Mam nadzieje, że ta domówka będzie lepsza od poprzedniej. Dziewczyna zaprowadziła mnie do salonu i pobiegła na górę się przebrać..., a może ubrać? Nie ważne, mimo że nie było jej tylko chwile, nie mogłem wytrzymać i skierowałem się na schody. Zanim zdążyłem postawić nogę na pierwszym schodku, Meggie zbiegając wpadła prosto na mnie. A ja z zaskoczenia przewróciłem się, przez co brązowooka wylądowałam pomiędzy moimi nogami... hmm, dość dwuznacznie.
-Sorki.- uśmiechnęła się przepraszająco. Ja natomiast zacząłem się śmiać z dwóch powodów: pierwszy, nasza pozycja i drugi, mój super "refleks".
-A dokąd tak się panna śpieszyła, co?- na mojej twarzy nadal widoczny był wielki uśmiech.

-A do ciebie.- to co powiedziała, zadziałało na mnie błyskawicznie i cmoknąłem ją. Wiśniowo-włosa najwyraźniej dopiero teraz zorientowała się jak bardzo dwuznacznie to wygląda. I jak ona ma w zwyczaju natychmiastowo na jej twarzy pojawił się słodki rumieniec.
**
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, a jak już się pojawił to jest w nim mało akcji i ogólnie mało napisałam. Mam nadzieje, że nie gniewacie się na mnie. Od razu uprzedzam, że nie wiem kiedy będzie następny rozdział :)

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 14 "Laska taka, jak inne"

Chłopak miał ponownie złączyć nasze usta, gdy... zabrzmiał dzwonek jego komórki. Warknął, a ja zdezorientowana patrzyłam na to co zamierza zrobić. Zszedł ze mnie, więc mogłam normalnie siąść. Odebrał telefon, bez przywitania, warknięciem, które brzmiało: „Czego? Jestem zajęty.”. Podniosłam swoją czapkę i otrzepałam z niewidzialnego kurzu, by po chwili mogła z powrotem zająć miejsce na mojej głowie, gdzie wcześniej się znajdowała. Nie lubiłam nigdy podsłuchiwać rozmów, to było bardzo niezręczne. Co ja gadam? Zaraz, przecież ja gadam do siebie. Ugh... nieważne. Wracając do tego co chciałam powiedzieć, umm... pomyśleć, to niezręczne jedynie było moje, dość bliskie spotkanie z Justinem. Przełknęłam głośno ślinę, przecież to nie do pomyślenia. To co się przed chwilą wydarzyło, było nie do pomyślenia. A-a jednak się stało. Westchnęłam ciężko i spojrzałam... w pustą przestrzeń? Natychmiast wstałam, pod bosymi stopami poczułam zimne powietrze. Mój wzrok spoczął na oknie, które było na roścież otwarte. Długie zasłonki powiewały leciutko, tańcząc swój własny taniec. Podeszłam do okna i wyjrzałam. Nie było śladu po chłopaku. Szczerze mogę przyznać, że czuję się jak we śnie. To jest nieprawdopodobne, wręcz niemożliwe. No bo przecież, on – chłopak, za którym lata każda dziewczyna, każda z nich mdleje, gdy tylko na nie spojrzy, nie mówiąc o podejściu i zagadaniu. A ja – skryta, zwykła dziewczyna, nic nie znacząca, mała osóbka, czytająca książki i dobrze ucząca się. Westchnęłam, odsunęłam się i zamknęłam okno. Stanęłam tyłem do ściany i od razu spojrzałam na kwiaty. Gdyby nie były moimi ulubionymi kwiatkami, zapewne już leżałyby na samym dole kosza na śmieci. Wzięłam flakon razem z bukietem i zaniosłam do swojego pokoju. Postawiłam je tuż przy łóżku, obok budzika. Usłyszałam dosyć głośnie otwieranie drzwi i damski krzyk „Już jestem!”. Zbiegłam po schodach i od razu wtuliłam się w Meggie.
-Opowiadaj. Znaleźli twój telefon, czy może kupiłaś nowy? Jeżeli ta druga opcja to, jaki model? Mogę twój numer? Właśnie lecę, po swoją komórkę.- trajkotałam, jak... Meg. Za dużo z nią czasu spędzam. W końcu zaczęłam gadać do siebie, co nie jest do końca normalnym zachowaniem. A może jest, a ja jestem jakimś nienormalnym...
-Anne! Mówię do ciebie!- wrzasnęła. -Najpierw gadasz jak najęta, a później mnie nie słuchasz!
-Przepraszam, Meggie. Powtórzyłabyś mi to co mówiłaś? Proszeee...- zrobiłam minę kotecka z przepraszającymi, dużymi oczkami.
-Okej, okej. Nie umiem się na ciebie długo gniewać.- uśmiechnęła się i pociągnęła moją czapkę w dół, przez co straciłam widoczność. -Mówiłam, że powinnyśmy sobie zrobić babski wieczorek.
-Jej!- pisnęłam podekscytowana. - To trzeba zrobić zakupy. Zmykam na górę się przebrać, tylko mi powiedz, czy jest ciepło, czy zimno.
-Dość zimno i są przelotne opady.- na tą wiadomość westchnęłam.

Po piętnastu minutach zbiegłam z piętra i klapnęłam na kanapie. Od razu przed oczami pojawił mi się Justin, pokręciłam głową. Przede mną stanęła przebrana siostra, wyglądała jak zawsze ślicznie.

Po chwili jechałyśmy autem, słuchając piosenek.
-To, powiesz mi co z tym telefonem?- zapytałam czekając, aż światło z czerwone ustąpi zielonemu światłu.
-Ahh... tak zapomniałam. Nic się nie stało z moim starym telefonem, tylko się trochę klapka porysowała. Ale afery nie będę robić, o małą ryskę.- gdy skończyła mówić uśmiechnęła się do mnie serdecznie, co z przyjemnością odwzajemniłam. Mam bardzo dobry humor, jak na mnie, więc staram się to pokazywać. Po paru minutkach, parkowałam na parkingu pod supermarketem „Aldi”*. Wzięłyśmy duży koszyk na kółkach. Od razu bez zastanowienia do niego weszłam, wystawiłam nogi za wózek. Moja przyjaciółka cały czas się ze mnie śmiała. Wwalałam wszystkie słodycze i inne bomby kaloryczne**, do koszyka, a raczej na siebie. Pod koniec „trasy”, postanowiłam wyjść z wózka i stanąć w cywilizowany sposób w kolejce do kasy. Pomogłam Meggie wyłożyć wszystkie produkty, które postanowiłyśmy kupić, na taśmę. Kasjerka spojrzała na nas spod okularów, zapewne zastanawiała się jak to wszystko zjemy. Szczerzę to też się zastanawiam. Zapłaciłyśmy Nancy, pewnie domyśliliście się jak to odkryłam? Spojrzałam na plakietkę. Hehe, nie ma to jak sobie docinać, od razu walnęłam się w głowę mentalnie. Tym razem prowadziła Meg. Wyjrzałam przez szybę, robiło się ciemno. Dopiero co była 13, skierowałam wzrok na radio. Chwilę przeczekałam i zobaczyłam godzinę. 18:34. To sobie poszalałyśmy. Gdy tylko weszłam do domu, poszłam do salonu i walnęłam się na kanapę. Pożałowałam tego prawie od razu. Moja kochana, siostra postanowiła zrobić to co ja... tylko, że na mnie. Zrzuciłam ją z siebie i zaczęłam się śmiać z jej miny, która wyrażała zdezorientowanie. Pociągnęła mnie za sobą, co nie było mądre, bo tym razem to ja ją zgniotłam.
-Anne, idź przyszykuj przekąski i picie. A ja poszukam fajnych filmów w telewizji.- wzruszyłam tylko ramionami i poszłam rozpakowywać siatki. Po rozpakowaniu ich, postanowiłam przesypać do miski chipsy o smaku fromage. Uwielbiam ten smak, Meg zaś ubóstwia zieloną cebulkę. Wzięłam pod rękę picie, jedną dłonią zabrałam miskę, a drugą złapałam za dwie szklanki. Postawiłam wszystko na stoliczku, który miałyśmy przy kanapie. Przyglądałam się znudzonej siostrze, która przełączała kanały.
-Może weźmy jakiś z naszych.- zaproponowałam z pełną buzią. No, co? Jest to jem.
-Dobry pomysł, ale ty zostajesz tu. Ja wybieram filmy.- wyszczerzyła się i zabrała miskę. Jęknęłam w proteście i założyłam skrzyżowane ręce na klatce piersiowej. Wpatrywałam się w reklamy, które akurat leciały na kanale. Po chwili na dole z wielkim pudłem, pojawiła się moja przyjaciółka. Nawet nie wiedziałam, że mamy ich, aż tyle.
-Zamknij buzie niunia, bo ci mucha wleci.- zaśmiałam się i pokazałam jej język. Dziewczyna siadła na podłodze, a ja obok niej. Wzięłam pierwszy film, który mi się nasuną pod rękę.
-„Taxi 3”.- przeczytałam.
-”Lol”.- powiedziała Meggie.
-”Wredne dziewczyny”.
-”Monte Carlo”.
-”Pamiętnik księżniczki.”
-”Królowa balu”, na prawdę? O mój boże! Ile ja tego filmu szukałam!
-Meg, jak chcesz możemy go obejrzeć.
-Tak! Ale wybierzmy jeszcze coś.
-”Niezgodna”. Oh, jak ja kocham tą aktorkę.- powiedziałam i przytuliłam do siebie pudełko. Meg w tym czasie się na mnie gapiła jak na kosmitę. Po chwili jej ręka po raz kolejny zanurkowała w tekturowym pudle.
-”Straszny film 2”. To też musimy obejrzeć!- coś czuję, że to nie będzie takie fajne. Oglądałam jedynkę i mi się nie za bardzo podobało. No, ale niech jej będzie. Zajrzałam do pudła i wyciągnęłam „Epokę lodowcową 3”. Wyszczerzyłam się w stronę Meggie, pokazując jej bajkę. Dziewczyna zrobiła facepalma, by po chwili mogła spojrzeć na mnie litościwie. Zrobiłam słodziutką minę i od razu wiedziałam, że się zgodzi. Westchnęła i zaśmiała się, co oznaczało (w naszym języku) zgoda. Podbiegłam i włożyłam płytę z bajką do odtwarzacza. Pod czas reklam początkowych, wróciłam się do kuchni. Wzięłam kolejną paczkę chipsów i orzeszki. Wchodząc do salonu, zobaczyłam przyjaciółkę, która zapewne szukała pilota. Zaśmiałam się, był na półce, przy dekoderze DVD. Zaczęłyśmy nasz maraton filmowy, który trwał do białego rana.
POV Justin
Byłem mocno wkurwiony, musiał w takim momencie zadzwonić Tom. Rzesz kurwa, do cholery. Już praktycznie byłem jedną nogą w jej łóżku, a tu co? Pieprzony telefon! Wyskoczyłem przez okno i pobiegłem do samochodu. Odjechałem w miarę przyzwoicie, czyli bez pisku opon. Ahh, szkoda. Myślami wróciłem do zdarzenia sprzed chwili. Jej oczy, błyszczące, piwne. Gdy tylko w nie patrzyłem, czułem się jakbym próbował najlepszego alkoholu na całym świecie. Jej miękkie, delikatnie, kasztanowe włosy, sprawiały uczucie puchu, a do tego pachniały truskawkami. Idealnie pulchne i malinowe usta, słodkie niczym miód. BIEBER, CO TY ODPIERDALASZ?!- wrzasnąłem w myślach i od razu ostro zahamowałem. Chłopie, co z tobą? Czemu myślisz o jakiejś lasce, która jest taka jak inne? Zapewne udaje niedostępną i daje dupy każdemu, bez wyjątku. To po pierwsze, a po drugie, gdzie do cholery mój rozum? Przecież nie musiałem od razu jechać, mogłem skończyć, to co zacząłem i już bym wygrał zakład z Jackob'em.- cały czas oddychałem głęboko, próbując się uspokoić. Tak założyłem się z Jack'iem, oto czy ją przelecę przez pierwszy tydzień, ale to już nie ważne, czas na drugi etap. Romantyk, czyli różne duperele jak słodkie słówka, czy rzeczy. Założyłem się więc zakład wygram, mam jeszcze jutro. Ruszyłem w dalszą drogę, gdyż nie chciałem spędzać całej nocy na jakimś totalnym zadupiu. Jechałem środkiem drogi, gdyż na ulicy byłem tylko ja. Zacząłem driftować. Tak, to od zawsze mnie rozluźniało. Kocham szybką jazdę, kocham adrenalinę.

**
Och jak dobrze napisać kolejny rozdział przy płycie Justina „Believe”. Jak wam się podoba? Nie za nudny? Uda się Justin'owi wygrać zakład, czy może pierwszy raz w życiu przegra?
*Jeden z londyńskich supermarketów.

**Wliczając picie typu coca-cola, chipsy i popcorn.

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 13 "Szczęście, czy pech?"

POV Meggie
Obudziłam się jak nowo narodzona, mimo że wczoraj zasnęłam, razem z Anne, ok. 3 nad rankiem. Teraz jest, spojrzałam na zegar, 12:46. Ahh... i wiadomo dlaczego jestem wypoczęta. Sobota, jak ja kocham weekendy. Wygramoliłam się z łóżka i w podskokach pognałam do garderoby.

Po króciutkim prysznicu, ubrałam się w to, co wybrałam wcześniej. Zeszłam na parter. Już chciałam pytać Ann, co na śniadanie, gdy nie zauważyłam jej w kuchni. Po chwili już stałam przed drzwiami pokoju mojej siostry. Zapukałam, a gdy nie usłyszałam nic, po cichu weszłam. Mój wzrok powędrował w stronę, słodko śpiącej przyjaciółki. Na całym łóżku były porozwalane chusteczki, niektóre z braku miejsca pospadały na podłogę. Dziewczyna słodko pochrapywała, zapewne ma zatkany nos. Jestem ciekawa, gdzie się wczoraj szlajała, że się tak załatwiła. Postanowiłam dać jej pospać i spróbować coś upichcić.
15 min. później
Próbowałam właśnie przewrócić prawie spalonego pancake'jka, obrać pomarańcze na świeży sok i posmarować, ledwo ocalonego od zwęglenia, naleśnika nutellą.
POV Anne
Mimo, że mam katar, obudził mnie zapach (lub jak kto woli odór) spalenizny. Natychmiastowo zerwałam się z łóżka i poleciałam do kuchni. Gdy weszłam zaczęłam machać ręką, by nie udusić się dymem. Pootwierałam wszystkie okna w tym pomieszczeniu i już miałam ochrzanić Meggie za prawdopodobnie, celową próbę wywołania pożaru, gdy przyniosła mi dwa naleśniki oraz sok pomarańczowy. Niby niewiele, ale od serca. Posłałam Meg uśmiech i wzięłam od niej talerz, by później skierować się w stronę jadalni. Zasiadłam do stołu, a moja siostra przede mną.
-Meggie, a ty co zjesz?- spytałam, gdy nic nie miała przed sobą.
-Ja już jadłam.- wiedziałam, że kłamie, a do tego przyglądała się łakomie mojemu śniadaniu. Wstałam od stołu, poszłam po drugi widelec oraz drugi kubek i wróciłam. Wręczyłam te przedmioty Meg, przelałam ze swojej szklanki pół picia. Zaczęłyśmy razem jeść, wbrew pozorom, było dobre. Spojrzałam na przyjaciółkę, dopiero teraz zobaczyłam jak wygląda. We włosach miała biały napój, zapewne mleko, a na policzkach mąkę. Natomiast jej ubranie było czyste, nie powiem tego o kuchni, która teraz wygląda, jakby przeszło tamtędy tornado.
30 min. później
Zmęczona położyłam się na połowie kanapy. Wysprzątałyśmy całą kuchnie, najchętniej teraz bym się przespała. Ale musiałam jeszcze się ubrać. Wgramoliłam się na pierwsze piętro, by móc wejść do mojego pokoju. Wybrałam zwykły strój, w którym mogę swobodnie chodzić po domu.

Po założeniu go, uczesałam włosy w wysokiego kucyka. Usłyszałam krzyk Meg z dołu, więc zeszłam po schodach.
-Anne, jak pewnie wiesz, mój telefon, został w szkole...- powiedziała. -Jeżeli go nie znajdą, czy nie uratują, to kupie sobie nowy. Będę za dwie godzinki, nie idź się kąpać w basenie, bo mi się bardziej rozchorujesz.
-Dobrze, nianiu.- zaśmiałam się. Meg tylko wystawiła mi język, wywróciłam oczami i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i sprawdziłam godzinę. Była za pięć czternasta. Poprzeglądałam parę kanałów, by w końcu zatrzymać się na „Czarownicy”. Półtorej godziny później usłyszałam dzwonek do drzwi, zdziwiona poszłam otworzyć.
Pierwsze co zobaczyłam to dużo fioletowych róż, aż zaniemówiłam z wrażenia. Spojrzałam ponad kwiatki, jak pewnie się domyślacie, to był Justin. Wpuściłam go do domu, wzięłam od niego bukiet. Nalałam wody do flakonu i wstawiłam róże. Oczywiście powąchałam je, pachniały tak słodko.
Byłam w pięknym ogrodzie mojej prawdziwej rodziny. Z tego co pamiętam, gdzie się nie spojrzało były rozmaite kwiaty. Najwięcej było, moich ulubionych róż.
Położyłam rękę na czoło, zapewne mam dziwne omamy, przez gorączkę. Spojrzałam w stronę Justina, który jakby był u siebie, rozłożył się na praktycznie całej kanapie. Westchnęłam i usiadłam obok niego, oczywiście w sporej odległości. Gdy zapatrzyłam się w film, nawet nie poczułam kiedy mnie objął. Masował moje ramie, przez co dostałam, o dziwo przyjemne dreszcze. Jego dotyk mnie uspokajał, wyciszał. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Dziwnie się poczułam, mój oddech przyśpieszył. Jego dłoń wtopiła się w moje włosy, delikatnie je przeczesując. Nie mogłam się oprzeć pokusie i już po chwili spojrzałam na jego usta. On jak na złość oblizał wargi, przez co przygryzłam wargę. Spojrzałam w jego oczy, miałam wrażenie, że pociemniały. On zaś wpatrywał się w moje usta, postanowiłam oblizać górną wargę, jak to on zrobił wcześniej. Przełknął ślinę, przez co jego jabłko Adama, poruszyło się w górę i w dół. Dzieliło nas tylko nie całe 5 centymetrów. Po sekundzie poczułam te upragnione usta, na swoich. Zamknęłam oczy, rozkoszując się nim. Chłopak zaczął lekko poruszać wargami, czułam miętę i papierosy. Przejechał po mojej dolnej wardze, ja nie chcąc zajść za daleko, nie wpuściłam jego języka do mojej buzi. Jednak on przygryzł moją dolną wargę, przez co syknęłam i otworzyłam usta. Zadowolony ze zwycięstwa, wsadził język do mojej buzi. Chciałam go od siebie odsunąć, ale dotknął mojego podniebienia, przez co jęknęłam. Justin swoim językiem, ocierał o mój. Było mi tak przyjemnie. Położył swoje ręce na moich biodrach, lekko ciągnąc w górę. Omotana, siadłam okrakiem na jego kolanach. Zaczęło mi brakować powietrza, więc przerwałam pocałunek. Jednak, gdy tylko wzięłam powietrze, chłopak znów zaatakował moje usta. Ręce zsuną na moje pośladki i lekko ścisnął, przez co pisnęłam, a on mruknął. Poczułam, jak Justin delikatnie kładzie mnie na kanapie. Znów wzięłam chwilkę przerwy na oddech, ale ponownie spokojne oddychanie, przerwał mi język chłopaka. Chłopak drażnił się ze mną liżąc mi podniebienie. Nie mogąc tego dłużej utrzymać jęknęłam gardłowo. Założyłam ręce na jego szyję, by przyciągnąć go jeszcze bliżej siebie. Justin oderwał się ode mnie i przeszedł z pocałunkami na szyję. Czułam jak przygryza i ssie moją skórę na szyji. Zaczęłam się śmiać, ale przyłożyłam lewą rękę do ust, by stłumić chichot. Nie ma to jak łaskotki w takim miejscu. Po chwili Justin odsunął się trochę i podziwiając swoje dzieło mruknął z zadowoleniem. Oddychałam ciężko, można by powiedzieć, że dyszałam. Serce waliło mi tak mocno, że miałam wrażenie jakby ktoś próbował zrobić dziurę młotem pneumatycznym, ale tylko powoduje trzęsienie. Chłopak miał ponownie złączyć nasze usta, gdy...
**
Hehe... nie ma to jak, niektóre zakończenia ;p

wtorek, 16 czerwca 2015

One-shot 1 "Wrzaski i piski"

One-shota dedykuję Madzi; It's too late to cry
Oraz zapraszam na jej bloga: Never let me go
POV Anne
Siedziałam z Justinem na kanapie w salonie w domu moim i Meggie. Szeptaliśmy sobie słodkie słówka. Gdy nagle zauważyłam wielkiego, włochatego pająka. Pełzał po dębowych panelach prosto w naszą stronę. Strasznie nienawidzę i boję się tych stworzeń. Jak to ja, zaczęłam przeraźliwie piszczeć. Od razu stanęłam na miękkim meblu. Justin odwrócił się, gdy pokazałam pewien punkt na podłodze, przez który tak panicznie piszczałam. On widząc zwierze, również zaczął piszczeć. Mogłabym powiedzieć, że jego pisk wydawał się bardziej kobiecy niż mój. I tak we dwoje staliśmy i wrzeszczeliśmy. Ja chowałam się za Justinem, a on sam starał się mnie wypchać do przodu na pożarcie. Usłyszałam otwieranie głównych drzwi, jednak nadal nie przestałam piszczeć. Justin również usłyszał specyficzny dźwięk. Spojrzeliśmy sobie w oczy by zaraz wrzasnąć:
-MEG!- zaczęliśmy się cofać na sam koniec kanapy, gdyż pająk był coraz bliżej. Moja zdezorientowana siostra weszła, jak gdyby nigdy nic, do salonu. Przeszła obok pająka, nie zauważając go. Czerwono włosa spojrzała na nas dziwnie i usiadła na miękkim meblu. Ja znów wskazałam miejsce, w którym znajdywał się zwierz. Moja przyjaciółka jak na zawołanie zaczęła się drzeć i przytuliła się do mnie, tak samo jak Justin. Po raz drugi dzisiejszego (okropnego) poranka usłyszałam odgłos otwieranych drzwi.

-DAVID!- w trójkę wrzasnęliśmy. A kiedy chłopak wszedł do pomieszczenia, Meggie zaczęła mówić jego imię nieustannie, co kilka powtórzeń brała głębokie wdechy i zaczynała od początku. Ja po raz trzeci wskazałam na podłogę. Patrzyłam razem z Justinem i Meg, jak David bierze pajęczaka na rękę. Wszyscy zaczęliśmy jak opętani wrzeszczeć i piszczeć. Coś czuję, że jutro nie będę mogła nic mówić.- pomyślałam. Chłopak przeszedł koło nas, przesunęliśmy się na oparcie kanapy. Przeważyliśmy ją, przez co się wywaliła, a my z nią. Widziałam Davida podchodzącego do okna, który coś strzepną z ręki. Wiadomo, że „coś” było pająkiem. Ohydnym, włochatym i obleśnym pająkiem.
**
Nie umiem pisać one- shortów. Jak pewnie się domyślacie ten one-short jest moim pierwszym. I tak wiem, że jest beznadziejny. Ale cóż... życie.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 12 "Niesamowity taniec, z niesamowitą osobą"

POV Anne
Wesoła jak nigdy, patrzyłam na oddalający się samochód Davida. Zaczęłam iść w stronę centrum Londynu. Postanowiłam porozglądać się po mieście. Zważywszy, że byłam przy Victoria Street, doskonale widziałam Big Bena. Nie miałam pieniędzy przy sobie, bym mogła go dziś zwiedzić. Nagle poczułam czyjeś ręce na biodrach, wzięłam głęboki wdech, spowodowany zaskoczeniem. Osoba za mną zaczęła mnie ciągnąć w swoją stronę, obracając przy tym. Moja spódniczka zawirowała, przez co na mojej twarzy zaczęły się pojawiać wypieki. Wpadłam na czyjąś umięśnioną klatkę piersiową. Moja prawa ręka trafiła na ramię chłopaka, druga zaś została złapana w czyjąś dużą dłoń. Niepewnie spojrzałam w górę, zauważyłam mleczno-czekoladowe oczy Justina.
-A co tak piękna dama robi sama w centrum Londynu?- zapytał szczerząc się na widok moich rumieńców. Staliśmy w pozie jak do wolnego tańca. Nie odzywałam się zawstydzona, jednak nadal nie spuszczałam wzroku z niego.
-Umm...- zająknęłam się. Zagrzmiało, przez co się wzdrygnęłam. - Justin zaraz lunie deszcz.- wyszeptałam.
-”Nie czekaj, aż burza minie. Naucz się tańczyć w deszczu.”- wypowiedział, a po chwili z nieba zaczęły spadać coraz większe krople wody. -To co? Zatańczysz?- spytał, ze swoim standardowym uśmiechem.
-Ale... ja nie umiem tańczyć.- spuściłam wzrok na jego klatkę piersiową. On podniósł mój podbródek, tak, że musiałam na niego patrzeć.
-Nie szkodzi, nauczę cię.- nie mogłam spuścić wzroku z jego olśniewającego uśmiechu. Nawet nie wiem kiedy sama zaczęłam się uśmiechać.
-Ok.- powiedziałam cicho. Zaczął powoli, dyktując rytm. Rytm, który kojarzył mi się ze spadającymi kroplami na szybę. Każdy jego krok był płynny. Nie zwracał uwagi na ludzi przechodzących koło nas, czy na to, że jesteśmy cali przemoknięci. Nadążałam za nim, czułam się jakbym była w jakimś transie. Justin obrócił mnie, by znowu powrócić do tańca. Po paru krokach chłopak złapał mnie za talię, podniósł i zaczął się kręcić.

Odstawił mnie na ziemię. Spojrzałam się na niego i zachichotałam. Miał przylizaną grzywkę. Wyglądał tak słodko... zaraz przecież ja go nie lubię! Zatrzymałam się, Justin zrobił to samo. Wpatrywał się we mnie zdziwiony. Zdjęłam rękę z jego barku, a drugą wyrwałam. Spojrzałam na niego ostatni raz i zaczęłam biec w stronę domu. Słyszałam jak mnie woła, jednak starłam się nie odwracać. Wyjęłam telefon i sprawdziłam godzinę. Była 11:52, ale ten czas leciał. Było ciemno przez burzowe chmury, wydawało mi się, że jest około 18. Biegłam przed siebie, przepychając się między ludźmi. Jedni nie zwracali na mnie uwagi, drudzy oglądali się wściekle, a jeszcze inni krzyczeli za mną, żebym uważała. Byłam cała mokra; ubrania, buty, czy włosy, całe przemoczone. Było mi bardzo zimno, szczególnie gdy mocno wiał lodowaty wiatr. Burza się nasilała, było coraz więcej grzmotów i błyskawic. Właśnie przebiegałam przez pasy dla pieszych, które były bez świateł. Usłyszałam z prawej głośny pisk opon. Wrzasnęłam przestraszona i upadłam na asfalt. Z czarnego samochodu szybko wysiadł David. Chłopak pomógł mi wstać i dał koc. Siadłam na tyłach auta, nie odzywałam się. Rozłożyłam się na wszystkich tylnich siedzeniach i moje oczy skierowałam na przeciwne okno. Z daleka można było zobaczyć krople przebiegające po całej szybie.
POV Justin
-Anne!- wrzasnąłem po raz trzeci. Spieprzyłem nawet nie wiem jak, ani czym, ale spieprzyłem. Już było tak blisko, by do końca mi zaufała. Może jeszcze jutro uda mi się to i owo zdziałać. Coś czuję, że niedługo podda się i da mi wolną rękę. Wtedy ja będę mógł wykreślić ją z listy dziewczyn do przelecenia. Uśmiechnąłem się do siebie, idąc w stronę parkingu szkolnego. Jakbyście się pytali, to tak, śledziłem Anne. Widziałem jak zadowolona wyszła poza obszar szkoły. Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę mojego domu. Po paru minutach zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałem na ekran i bez wahania odebrałem.
-Justin przyjedź do magazynu po towar. Niejaki Alby Walker, chce trochę LSD.- powiedział Tom. Zmieniłem kurs i zawróciłem w stronę opuszczonych magazynów.
-A ile dokładnie tego chce?- zapytałem.
-Dziesięć bibułek, zanim coś powiesz. Tak wiem, że to dużo, ale ważne czy chłopak ma kasę.- oznajmił, na co ciężko westchnąłem.
-Ok, zaraz dojadę.- odparłem i rozłączyłem się. Patrzyłem na drogę, lecz moje myśli powędrowały do zdarzenia sprzed chwili. Do Anne. Jej słodki chichot, piękne oczy, czy... malinowe, pełne usta. Kasztanowe włosy, przyklapnięte do twarzy z powodu deszczu albo delikatne ciało. Zatrzymałem auto pod jednym ze starych magazynów. Szybko wszedłem do budynku, rozglądając się zauważyłem stół i walizkę. To był niespotykany jak na razie przeze mnie widok. Zawsze ktoś pilnował towaru. Podszedłem wolnym krokiem do mebla. Gdy już miałem wziąć walizkę, poczułem czyjąś obecność. Natychmiast wyciągnąłem pistolet i szybko się odwróciłem. Przyłożyłem mężczyźnie broń do czoła, chłopak od razu się przeraził.
-C-czy t-ty je-jesteś Justin, Justin Bi-Bieber?- spytał drżącym głosem, co chwilę się jąkał. Zacząłem się niepohamowanie śmiać, on nie wiedząc co zrobić zaczął się śmiać razem ze mną. Natychmiast przerwałem i prychnąłem. Jak on śmie śmiać się razem ze mną? Razem z Justinem Drew Bieberem, prawą ręką Toma?- zapytałem sam siebie w myślach. Nie odpowiedziałem na jego pytanie tylko sam zadałem inne:
-Jesteś nowy w tej branży?
-T-tak.
-Czy Tom naprawdę jest taki głupi, by zatrudniać niedoświadczonych?- powiedziałem bardziej do siebie, niż do trzęsącego się chuchra.- Wiesz, że dawno byłbyś martwy, gdyby ktoś inny odbierał towar?- teraz pytanie skierowałem do chłopaka. On tylko przełknął ślinę. Schowałem broń z powrotem do spodni. Bez słowa wyszedłem z punktu odbioru walizkę, którą ułożyłem na siedzeniu pasażera. Zadzwoniłem do Toma, mówiąc mu, że wziąłem towar. Przy okazji spytałem o miejsce spotkania. Gdy zakończyłem rozmowę od razu skierowałem się w stronę Ebury Street. Miałem się spotkać z chłopakiem przed Tomtom Coffee House. Po 20 minutach dojechałem na miejsce. Wysiadłem z samochodu i zapłaciłem za parkomat. Szedłem wolnym krokiem w stronę kafejki. Oczywiście, żeby się nie rzucać w oczy, otworzyłem walizkę w samochodzie i przełożyłem narkotyki do kieszeni. Zauważyłem zakapturzonego chłopaka. Siedział przy jednym ze stolików, podszedłem i dosiadłem się. Spojrzałem na twarz klienta, młody chłopak, na oko 15-16 latek, wpakował się w wielkie gówno. Nachyliłem się w jego stronę i spytałem:
-Masz forse mały?
-A masz bibułki?- spytał sarkastycznie, co mnie zezłościło. Nie chcąc zwracać na siebie uwagę tylko pokiwałem złowrogo głową. Chłopak sięgnął do kieszeni wyciągając grubą mamonę. Wziąłem do ręki pieniądze i powoli z dokładnością policzyłem. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy suma się zgadzała. Rozejrzałem się w około i pod stolikiem przeniosłem torebeczkę z LSD, przy okazji schowałem gotówkę do kieszeni spodni. Wstałem i poklepałem chłopaka po plecach. Już po chwili jechałem w stronę domu Toma, by dać mu z ręki do ręki zarobiony szmal.
POV Anne
Pod ciepłym kocem w salonie mojego i Meggie domku oglądałam jakąś denną telenowelę. Lecz myślałam o wszystkich zdarzeniach i osobach, które mnie spotkały w Londynie. David słodki chłopak, nieśmiały, a za razem taki wesoły – idealnie pasujący do Meg. Rebeca, którą poznałam pod czas nieprzyjemnej dla mnie rozmowy. Była sprośna i odczuwała we mnie wroga. Weyne, który próbował powstrzymywać mnie przed przyłożeniu Bieberowi. Wydawał się miły i taktowny. Moje przemyślenia przerwała wchodząca do pomieszczenia moja przyjaciółka. Gdy tylko usiadła, obok mnie na sofie, natychmiastowo się w nią wtuliłam. Była taka zimna, co sprawiło mi ulgę.
-Ann, chyba masz gorączkę.- wyszeptała przykładając mi dłoń do czoła.
-Meg, nie przesad...- nie skończyłam, ponieważ zakręciło mnie w nosie i kichnęłam.
-Rozchorowałaś się moja droga siostrzyczko.- wyszczerzyła się do mnie. Oh, ciekawe dlaczego?- spytałam sama siebie sarkastycznie w myślach. Wstałam z miękkiego mebla i skierowałam się na pierwsze piętro. Mogłam usłyszeć chichot Meg.

-Księżniczko Anno Alexandro Black, panny płaszcz się zakurzy.- udawała przejęcie. Zaśmiałam się i podniosłam sunący materiał za mną z podłogi. Wchodząc do mojego pokoju, od razu spojrzałam na zegar naścienny. Była 17:24, ze względu na w miarę wczesną porę. Przyszykowałam sobie długą i relaksującą kąpiel w wannie. Na późniejszą porę umówiłam się z Meg na wieczór filmowy. Będziemy oglądały „Ona to on”, „Paranormal Activity” i „Chłopiec w pasiastej piżamie”. Ten pierwszy to komedia romantyczna, drugi przerażający horror i trzeci, bardzo przygnębiający dramat.
**
Przepraszam bardzo, za całe DWA miesiące bez rozdziału. Zmotywował mnie zbliżający się wynik odwiedzin- 1000! Z tej oto okazji spróbuję stworzyć One-shorta o głównych bohaterach mojego opowiadania :) Przepraszam też, że rozdział jest taki krótki.

czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 11 "Nie za fajny poranek"

POV Justin
Zaraz po odniesieniu Anne, wyszedłem z jej domu. Nie chciało mi się gadać z tym frajerem i imitacją fajnej laski. Wsiadłem do samochodu i zaraz zaparkowałem go na sąsiednim podwórku. Kilka minut wcześniej dostałem od Weyna smsy, że jego rodzice wyjechali w „sprawach służbowych” i z tej okazji zorganizowali małą imprezę. Czemu nie skorzystać? Takie spotkania zawsze były odprężające... a mi przydało by się trochę relaksu. Przeszedłem przez podwórko i bez pukania wszedłem do domu. W mieszkaniu dało się wyczuć dym papierosów i zapach alkoholu. W salonie na kanapie leżał nie przytomny Weyne, miał pół otwarte oczy, wyglądał upiornie. Na dole obok niego, opierał się Jackob. Palił jointa, na jego kolanach w samej bieliźnie siedziała Scarlett... obraz był lekko zamazany przez dym, ale w oddali na balkonie dostrzegłem jeszcze trzy osoby. Przeszedłem przez pokój i oparłem się o framugę. Na zewnątrz stały dwie dziewczyny Vanessa i Rebeca, i Cody, młodszy brat Weyna. Patrzył się na dziewczyny maślanymi oczami i przyglądał się ich piersiom.
-Mogę ich dotknąć?- zapytał z nadzieją.
-Jasne!- Cody oblizał wargi i wyciągną rękę w stronę Rebecy.
-Myślałem, że tylko ja mam do tego prawo...- powiedziałem ironicznie. Dziewczyna obróciła się w moją stronę, wyglądała na wściekłą.
-Nie od kiedy łazisz za tą dziwką!- była nieźle wstawiona, miała nienaturalnie duże źrenice.
-Miałem zamiar ci to wynagrodzić... ale najwyraźniej wolisz żeby zostało tak jak jest.- Venessa przyglądała się mi podejrzliwie, a Cody nadal wlepiał oczy w klatkę piersiową Rebeci.
-To, mogę cie pomacać?- zapytał młody.
-Jasne, że tak!- powiedziałem i uśmiechnąłem się do niego. Odwróciłem się od nich i przez chwile słyszałem za sobą pojękiwanie Rebecy. Nie sprzeciwiła się... dla niej moje słowo było święte. Byłem pewny, że zaraz podejdzie do mnie i zacznie mruczeć przeprosiny. Jak się okazało, parę minut później, miałem racje.
-Justin...- wyszeptała.- przepraszam, przecież wiesz, że nie jest mi łatwo. Kocham cię.- w tym miejscu wzięła głęboki oddech, chciała żebym jej odpowiedział tym samym.- Przecież wiesz jaki jesteś dla mnie ważny... oh, powiedz coś! Zrobię wszystko. Dosłownie wszystko, dla ciebie mogę nawet skoczyć w płomienie.
-Jesteś żałosna. Myślisz, że przydasz mi się martwa, skoro nawet gdy żyjesz nie ma z ciebie pożytku?
-Nie, Justin. Ja tylko chcę żebyś był szczęśliwy. Miałam nadzieję...
-Na co?- przerwałem jej.- Myślisz, że będę tracił na ciebie czas?- uwielbiam bawić się jej uczuciami. Szczególnie kiedy udaje zakochaną i przeprasza mnie choć to ja powinienem przepraszać ją.- Kiedy mnie poznałaś, wiedziałaś, że wchodzisz w otwarty związek. Możesz spotykać się z kimkolwiek zechcesz, ale uparłaś się, że będziesz mi wierna... więc bądź!- w jej oczach pojawiły się łzy.
-Nie mów tak!- powiedziała i wybiegła na korytarz, a potem po schodach na górę. Tego właśnie chciałem. Pobiegłem za nią i zanim zdążyła coś powiedzieć przycisnąłem do ściany.
-Przepraszam...- wyszeptała całując mnie w szyję. Wsunąłem ręce po jej koszulkę, otworzyłem drzwi do sypialni rodziców Weyna i pchnąłem ją na łóżko. Zanim zdążyłem podejść do niej, usłyszałem dzwonek telefonu. Odebrałem.
-Co jest?- zapytałem.
-Dzwonie do ciebie od godziny, Justin.- usłyszałem głos Toma.
-Możliwe, że nie miałem zasięgu.
-Co mnie to obchodzi? Potrzebuje cię. Teraz. Będę u ciebie za godzinę.- rozłączył się... typowe dla Toma.
POV Anne
Obudziłam się w swoim pokoju. Dokładnie pamiętałam to co działo się tego wieczoru. Bałam się co będzie dalej... co Justin zamierza, będziemy się teraz spotykać? Nie chciałam o tym myśleć, ani przebywać w jego towarzystwie. Jestem na siebie zła, że się zgodziłam... teraz już na sto procent się nie odczepi. Co gorsza to spotkanie mi się podobało. Gdyby on był taki przez cały czas... spojrzałam na zegarek, 2:27. Powoli zwlokłam się z łóżka i weszłam do łazienki. Nie cierpię chodzić spać, gdy nie jestem umyta. Czuje wtedy na sobie cały brud, który zbierał się na mnie przez dzień. Weszłam pod prysznic i rozplątałam włosy. Woda otuliła mnie w całości. Wzięłam szampon i zaczęłam myć głowę. W takim momencie powinnam poczuć odprężenie, ale zamiast tego w mojej głowie rozpętała się burza. Jak znalazłam się w pokoju? Jeżeli przyniósł mnie tu Justin, to Meg musiała go wpuścić... pewnie jest wściekła. Ja zawsze się wściekam, kiedy do domu przywozi ją ktoś, kogo nie znam lub ktoś kogo znam i nie ufam. A ona na pewno nie ufa Justinowi... zresztą ja też. Wyszłam z kabiny i przyjrzałam się sobie w lustrze. Moje długie włosy plątały się na dole, wyglądałam potwornie. Makijaż, którego nie zdarzyłam zmyć przed kąpielą, spływał po moich policzkach. Z moich mokrych i potarganych włosów, spływały małe kropelki wody. Szybko podeszłam do umywalki i zmyłam resztki z buzi. By po chwil zacząć się wycierać. Włosy rozczesałam i postanowiłam ich nie suszyć, z jednego powodu, mianowicie był środek nocy. Byłam bardzo głodna, mimo pizzy, którą zjadłam wcześniej. Wyszłam z toalety i owinięta w szlafrok, zeszłam na dół. Wyjęłam z lodówki zimnego kurczaka. Nie lubiłam jeść zimnych potraw, ale teraz posmakowało by mi wszystko. Wzięłam go na górę, nie chciałam obudzić Meg, ale ona czekała już na mnie w pokoju. Siedziała na moim łóżku i przyglądała się zdjęciu, które trzymała w ręce. Cicho usiadłam obok niej. Siedziałyśmy w milczeniu jakieś dziesięć minut, przyglądając się fotografii. Przedstawiała mnie i Meg, dwa lata temu w parku. To był cudowny dzień, pełen atrakcji, wypełniony śmiechem i radością. Obie ubrane w szkolne mundurki, stałyśmy nad brzegiem rzeki, wszystko z tamtego czasu pamiętam doskonale. Ale to minęło i już nie wróci. Usłyszałam ciężkie westchniecie mojej przyjaciółki. Przyglądała mi się.
-Anne, wiem, że masz własny rozum i, że jesteś rozsądna. Po prostu nie chcę, żeby historia się powtórzyła.
-Wiem.- powiedziałam beznamiętnie.
-Tak, wiesz... ale ja tego nie rozumiem.
-Powiem ci... teraz?
-Uhm.
Opowiedziałam jej wszystko po kolei, wspomniałam też o moich zmartwieniach dotyczących Justina.
-Palant.- powiedziała.- Żeby tak na kimś wymuszać randki.
-To nie była randka! Najgorsze jest to, że mi się podobało.
-Tylko jedno mnie zastanawia. Skąd on do cholery wiedział, gdzie masz pokój?
-Skąd mam to wiedzieć?- udałam zdziwioną. Nie lubię jej okłamywać, ale nie chcę żeby wiedziała. Boję się jej reakcji. - Jestem zmęczona.- powiedziałam wymijająco.
-No dobra... to dobranoc.- wyszła z pokoju, gasząc światło. Dopiero teraz przypominałam sobie o kurczaku, ale jak na złość, nie jestem już głodna. Położyłam się i szczelnie przykryłam. Kołdra była bardzo miękka, od razu zrobiło mi się ciepło.
-Dobranoc.- zasnęłam.
Następny ranek okazał się totalną katastrofą. Zaspałam, nie zdarzyłam się pomalować, ani zjeść. Potem potknęłam się na schodach i wylądowałam na tyłku... pobrudziłam spodnie i musiałam pójść i przebrać się w domu. W drodze do szkoły przypominało mi się, że nie wzięłam ze sobą klucza do szafki... fatalnie. Stałam w korku, jakiś kwadrans. Meg było to obojętne, ale je nie chciałam spóźnić się do szkoły. Na parkingu, wjechałam w kosz i na masce samochodu powstało, niewielkie wgniecenie.
-Jasper to załatwi.- powiedziała lekceważąco Meggie.
-Ta... jasne.- powiedziałam bez przekonania i razem ruszyłyśmy do szkoły. Jedyną pozytywną myślą, jest to, że mam pierwszą lekcję z Meg. Weszłyśmy pędem do szkoły... no dobra, ja weszłam pędem do szkoły, a moja przyjaciółka wlokła się za mną. Zostawiłam kurtkę w szatni oraz zmieniłam obuwie. To samo zrobiła Meggie, tylko dużo wolniej.
-Meg szybciej, proszę cię.- westchnęłam, widząc jak po raz trzeci stara się zawiązać idealną kokardkę na swoich wansach.
-Już!- wykrzyknęła, na co się uśmiechnęłam.- Teraz czas na drugi but.- westchnęłam zrezygnowana, opadając na ławkę obok mojej siostry. Po całej szkole rozniósł się znienawidzony dźwięk, przez każdego ucznia – dzwonek na lekcje. Wstałam z mebla, gdy zauważyłam, że Meggie się również podnosi. Zabierając torbę, ruszyłam w stronę mojej szafki. Zostawiłam nie potrzebne książki i zeszyty. Meg zapukała w drzwi, by po chwili pociągnąć metalową klamkę. Przełknęłam ślinę, zdenerwowana. Nie widziałam twarzy pani Giny, ponieważ Meggie jest wyższa ode mnie. Bałam się, że się wścieknie jak pani Clara. Meg zaczęła mówić o naszym niefartownym poranku, mówiąc „naszym” mam na myśli o moim niefartownym poranku. Moja przyjaciółka pominęła krępujące zdarzenia, jak na przykład; fatalne stłuczenie mojego tyłka. O dziwo wychowawczyni nie miała do nas pretensji. Dodając, że i ona nie miała zbyt przyjaznego ranka. Usiadłam razem z Meggie do pierwszej ławki. Starałam się skupić na nauczycielce i słuchać to co mówi. Niestety, jak na złość, dziś wszystko idzie nie po mojej myśli. Od początku lekcji, czułam czyjś palący wzrok na sobie. Oczywiście, nie muszę wam mówić kto, bo pewnie się domyśliliście. Meg szturchnęła mnie pod ławką, wyrywając z „transu”.
-Do ciebie, z tyłu.- powiedziała, gdy tylko zauważyła moje pytające spojrzenie. Niepewnie sięgnęłam po zgniecioną kulkę, na której było niewyraźnie napisane moje imię. Rozejrzałam się po klasie zdezorientowana. O dziwo nikt na mnie nie patrzył, myślałam, że ten „ktoś” będzie chciał widzieć moją minę. Spojrzałam na szatyna, który teraz rozmawiał z chłopakiem o kręconych włosach. Z westchnieniem rozwinęłam kartkę pod ławką.
„Podobało ci się wczoraj? - J.” - przeczytałam, cicho mamrocząc treść pod nosem. No tak, jak mogłam pomyśleć, że Justin się ode mnie odczepi?
„Nie. - A.” - odpisałam niewyraźnie. Zaprzeczyłam samej sobie. Zgniotłam i tak już pogniecioną kartkę, w kulkę. Spojrzałam spod grzywki, czy pani Gina przypadkiem nie patrzy w moją stronę. Na szczęście, nauczycielka pisała coś na tablicy. Odwróciłam się ponownie i zamachnęłam, trafiając kolegę Justina w głowę. Zaśmiałam się pod nosem widząc, jak chłopak próbuje wyciągnąć liścik z loków. Po paru sekundach Bieber już mi odpisywał.
-Anne, odwróć się.- powiedziała ostrzegawczo wychowawczyni. Natychmiast odwróciłam się, poczułam jak moje policzki powoli stają się zaróżowiałe. Co za wstyd! Być przyłapaną i to jeszcze na patrzeniu na Justina.
-Przepraszam.- wymamrotałam pod nosem. Gdy pani Gina powróciła do pisania, poczułam, że ktoś trafił mnie papierową kulką w tył głowy. Na mojej twarzy powstał grymas, ale podniosłam kartkę i przeczytałam kolejne niewyraźne zdania.
„Na prawdę? A ten zachwyt? Hmm?” - ma mnie. Westchnęłam i zaczęłam myśleć nad odpowiedzią, gdy nagle rozbrzmiał dzwonek. Podniosłam zdezorientowana wzrok na równie zdziwioną co ja, nauczycielkę. Spojrzałam na zegar, wiszący nad tablicą. Było jeszcze dobre 20 minut do końca pierwszej lekcji. Po raz drugi zabrzmiał raniące uszy, dźwięk. Widząc minę naszej wychowawczyni, wiedziała już co się dzieje.
-Ok, bez paniki. Ustawcie się w dwójki, tylko szybko.- wstałam z miejsca, trochę przestraszona. - Wychodzimy i trzymamy się klasy.- dopowiedziała. Dzwonek zadzwonił po raz trzeci, teraz to i ja wiedziałam, co się dzieje. Stanęłam w parze z Meg. Szłyśmy za naszą klasą, przez zatłoczony korytarz. Po wyjściu z budynku, dyrektor kazał pani Ginie ustawić nas w dwuszeregu i policzyć. Z tego iż byłam niższa od mojej przyjaciółki, stanęłam przed nią.
-UWAGA!- rozbrzmiał głos dyrektora, który mówił przez megafon.- Z powodu pożaru macie odwołanie lekcje. Jeżeli coś wam ważnego zostało w budynku, postanowimy to uratować. Dziękuję.- mówił, a ja wsłuchiwałam się uważnie. Sprawdziłam kieszeń, odetchnęłam z ulgą wyciągając klucze do domu i telefon. Odwróciłam się w stronę Meggie, na jej twarzy był wymalowany grymas.
-Anne mój telefon został w torbie...- powiedziała zrezygnowana.- i klucze do auta też.- tym razem na mojej twarzy pojawił się grymas.
-Czyli musimy iść do domu na piechotę?- jęknęłam zrezygnowana.
-Najwyraźniej, a na taksówkę, czy autobus nie mamy kasy, bo została w budynku.- odpowiedziała. Spojrzałam na telefon, była 9:17. Zauważyłam zbliżającego się Davida, chciałam mu pomachać. Lecz on domyślając się co chcę zrobić, przyłożył palec do ust, przekazując tym mi bym była cicho.
POV Meggie
Poczułam jak ktoś zakrywa mi oczy. Nie mogła być to Anne, bo ona stała przede mną.
-David?- spytałam nie będąc pewna, czy to na pewno on.
-Yep.- odpowiedział mi zdejmując dłonie z moich oczu, po chwili poczułam jego ręce na moich biodrach. Na mojej twarzy powstał zapewne widoczny rumieniec. Ann widząc to zachichotała, a ja przygryzłam wargę. David dał mi soczystego całusa w policzek. Nie wiem czy to było możliwe, ale zdawało mi się, że kolor moich policzków jest bardziej różowy, niż moje włosy. Usłyszałam chichot Davida, przez co na mojej twarzy powstał uśmiech.
-Powieść was?- zapytał.
-Jeżeli to nie sprawi ci problemu.- powiedziałam cicho, za cicho jak na mnie. Co się ze mną dzieje?

-Jak już kiedyś mówiłem, mieszkamy blisko siebie. Nie martw się.- ostatnie zdanie wyszeptał do mojego ucha. Odwróciłam się w stronę Davida, nasze twarze dzieliło parę centymetrów.
***
Wracam moi drodzy! :D

O ile jeszcze mam do kogo wracać :/