wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 8 cz.2 ''Genialne pomysły Justina ''

POV David
Zastanawiałem się co będę robił na imprezie u najlepszego kumpla Justina Biebera. Szczerze nie chciałem tam iść. Ale kiedy poszliśmy z Meg do parku, był tam Weyne. Podszedł do nas, a właściwie do niej, bo mnie traktował jak powietrze, zaprosił ją na imprezę. Zdziwiłem się z jakim entuzjazmem przyjęła jego propozycje. W końcu był najlepszym przyjacielem chłopaka, który pobił jej przyjaciółkę. Poczułem zazdrość, kiedy uśmiechnęła się do niego promiennie. Ale nie protestowałem. Miałem zamiar bawić się dobrze... jeśli to było możliwe. Było mi lepiej kiedy złapała mnie pod rękę w przedpokoju. Wyglądała cudownie.
-Idziemy?- popatrzyła na minie pytająco, bo staliśmy na schodach jakieś dwie minuty.- Wszystko okej?
-Tak!- zeszliśmy ze schodów i przeszliśmy przez podwórko. Raczej nie było daleko, dom Weyna znajdował się po prawej stronie domu Meggie, z tego co słyszałem jego rodzice wyjechali na weekend z okazji rocznicy. Zadzwoniłem do wielkich drzwi...
-Cześć Meg! I ty jakkolwiek się nazywasz...-moja przyjaciółka weszła do domu, najwyraźniej nie słysząc ostatnich słów Weyna, przez głośną muzykę. Był to typowy melanż bogatych dzieciaków z Londynu. Wszędzie roiło się od dziewczyn, które ich zdaniem były seksowne, duże sztuczne biusty i głębokie dekolty. Meg nie pasowała do tego towarzystwa ja zresztą też. Wszystkie „laski” były tak samo ubrane: obcisłe sukienki opinały się na ich ciałach i wyglądały jak by zaraz miały pęknąć, buty na zbyt wysokim obcasie, w których nie potrafiły chodzić, miały ten sam odcień czerwieni. Wszystkie machały drogimi torebkami od „Chanel” albo „Gucciego”. Miałem na sobie zwykłe trampki, rurki i koszulkę z lekko wyblakłym nadrukiem, poczułem się jak bałwan, Meg chodziarz miała markowe i dobrane ciuchy.
-To co?- powiedziała, próbując przekrzyknąć hałas.- Idziemy po piwo? -Kiwnąłem głową na zgodę.
POV Anne
Do mojego pokoju dochodziły już odgłosy imprezy. Z okna widać było kolorowe światła i ludzi kąpiących się w basenie w ubraniach. Okna domu były lekko zamglone od dymu papierosowego i różnych innych używek. Na dole wszędzie były zapalone światła, zauważyłam wiśniowe włosy Meg odróżniające się od blondów każdego odcieniu. Zmrużyłam oczy i spróbowałam powrócić do książki.
POV Justin
Imprezy u Weyna zawsze były udane... dziewczyny w obcisłych sukienkach biegały korytarzami skarżąc się na za małą ilość alkoholu. Ludzie z innych szkół, których nie znałem witali mnie i skandowali imię mojego kumpla. Wszędzie było mnóstwo dymu i puszek po piwie. Jakiś koleś biegał po salonie w samych slipkach z głową jelenia na twarzy. W ogrodzie było pełno uczniów pływających w basenie... Gdy zobaczyłem dziewczynę o wiśniowych włosach opadła mi szczęka. Weyne naprawdę ją zaprosił? Już chciałem podejść do przyjaciela i zapytać co ona tu robi, ale drogę zastąpiła mi Rebeca.
-Co robisz?- zapytała piskliwym głosem, łapiąc mnie za rękę.
-Nic...- odparłem próbując się jej wyrwać, jednak ściskała moja dłoń zbyt mocno.
-Idziemy na górę?- zapytała. Zawsze musiała się wpieprzyć, ta dziewczyna zaczynała mnie wkurzać. Jeszcze nigdy nie dałem jej wyraźnych znaków, że mi się podoba...ale kiwnąłem głową. Pociągnęła mnie za sobą do schodów, a potem na górę. Otworzyła drzwi do pokoju Codiego, młodszego brata Weyna. Zamknąłem je za sobą i odwróciłem się do niej, rzuciła mi oskarżycielskie spojrzenie i powiedziała:
-Na ostatniej imprezie obiecałeś, że zadzwonisz... a ty nawet nie odzywasz się do mnie w szkole, myślałam, że mówisz serio.
-Myślisz, że pamiętam co obiecałem ci na imprezie na której upiłem się do nieprzytomności?
-Justin, nie denerwuj mnie!- na ostatniej imprezie, obiecałem, że zadzwonię do jakichś piętnastu dziewczyn, ale tak naprawdę żadna mnie nie interesowała. Zamknąłem oczy by się uspokoić, kiedy je otworzyłem stała zbyt blisko.
-Proszę powiedz, że tym razem zadzwonisz.
-N...- chciałem powiedzieć „nie” ale w tym momencie coś przykuło moja uwagę. W domu obok paliło się światło,a na łóżku siedziała Anne, czytała książkę opierając swoją głowę o ścianę. Coś wpadło mi do głowy... bez zastanowienia pocałowałem Rebece, pisnęła lekko, ale zaraz odwzajemniła pocałunek. Chciała skierować mnie w stronę łóżka, złapałem ją za biodra i popchnąłem do okna. Całując ja po szyi patrzyłem na Anne, wreszcie podniosła wzrok, ale wciąż nie patrzyła w moim kierunku. Uderzyłem dłonią w okno. I właśnie o to chodziło, dziewczyna patrzyła prosto na mnie, a Rebeca całowała mnie po szyi. Korzystając z jej zdezorientowania i osłupienia, uśmiechnąłem się do niej i zacząłem rozpinać sukienkę drugiej dziewczyny, nie patrząc na nią. Moja partnerka zaczęła zdejmować mi koszulkę, poczułem coś w rodzaju zadowolenia.
POV Anne
Nie wiem co się ze mną działo, nie mogłam się ruszyć. Patrzył na mnie i uśmiechał się jakby nigdy nic. Dziewczyna, która przed nim stała, najwyraźniej nie wiedziała do czego wykorzystuje ją ten palant. Wstałam tak nagle, że aż mnie zamroczyło, przewróciłam się, z drugiego okna widać było jak wybucha śmiechem. Czułam jak płoną mi policzki, wstałam, tym razem powoli starając się na niego nie patrzeć. Podeszłam do okna chcąc zasunąć rolety, dziewczyna która obejmowała Justina odwróciła się, poczerwieniała, ale zdziwienie i zawstydzenie zniknęło z jej twarzy, a na ich miejscu pojawiła się wściekłość. Odwróciła się do chłopaka, jednym ruchem zapięła sukienkę, i dała mu liścia, ale on nawet na nią nie spojrzał. Wybiegła z pokoju, a ja oczami wyobraźni zobaczyłam jej łzy pływające po policzkach. Ukuło mnie poczucie winy, nie wiedziałam czemu, w końcu ja jej nic nie zrobiłam. Ostatni raz spojrzałam na okno, Justin wciąż w nim stał i patrzył na mnie uśmiechając się. Zaciągnęłam roletę i starając się o tym nie myśleć, wróciłam do łóżka.
POV Meggie
Czułam na swoich biodrach ręce Davida, przytulił mnie do siebie, zamknęłam oczy i wytliłam się w jego ramię. Pachniał świeżym powietrzem, spojrzałam na niego, a on na mnie.
-Idziemy?- zapytał. Była już 02.30, ale impreza trwała w najlepsze. Nie bawiłam się najlepiej, wszędzie były tłumy ludzi, wszyscy tańczyli nie przejmując się tym, że właśnie przyłożyli komuś niechcący w nos z łokcia albo nadepnęli mu na stopę... miałam dość, ale w tej chwili czułam się cudownie. David obejmował mnie mocno ramieniem. Wypiłam tylko jedno piwo, nie miałam, ochoty pić więcej. Pokiwałam głową i złapałam go za rękę, wyszłam z domu. Od razu poczułam różnicę, ciężkie powietrze które rozchodziło się po całym mieszkaniu zmieniło się na rześkie, co przyniosło mi ulgę... byliśmy już przy furtce, otworzył ją i przepuścił mnie.
Weszłam do swojego ogrodu, zamkną bramkę, która sięgała mi do klatki piersiowej. Zostając po drugiej stronie, odwróciłam i podeszłam trochę bliżej. Wstrzymał oddech, zbliżyłam stoją twarz do jego i powstrzymałam się od pocałowania go, zamiast tego dałam mu buziaka w policzek.
-To do zobaczenia, jutro.- powiedział.
-Tak, pierwszą lekcje mamy razem?
-Uhym...- drzwi w domu w którym nadal trwała impreza, otworzyły się nagle, wyszły z niego dwie osoby. Zmierzali w naszym kierunku, ale mnie to nie obchodziło. Nadal patrzyłam w oczy Davida. Zaczęłam się przybliżać, już miałam go pocałować, gdy usłyszałam za sobą gwizdanie. Gwałtownie odwróciłam się w stronę, z której dochodził hałas.
-No, nieźle frajer znalazł sobie farbowaną sukę!- wykrzyknął Justin, był wyraźnie pijany. Podtrzymywał go Jackob, który uśmiechał się szyderczo, on też nie był trzeźwy.
-Jak tam… Amy? Angie? Amber? Amanda?-zaczął wymieniać.-… ANNE! Tak to była Anne!- wykrzyknął. Przewróciłam oczami, zbulwersowana. Postanowiłam ich ignorować, co było trudne. Zauważyłam wściekłość wymalowaną na twarzy Davida. Zaczął biec w stronę pijanych nastolatków, pobiegłam za nim. Szybko otworzyłam bramkę i złapałam go za ramię.
-Pedałek wyrywa się do walki, no chodź!- zaczął się drzeć Justin.
-Nie rób tego... - wyszeptałam w jego ucho.- nie są tego warci.- powiedziałam głośniej, tak by mnie usłyszeli. Złapałam przyjaciela za rękę i poprowadziłam w stronę parku.
POV Justin
-No, nieźle frajer znalazł sobie farbowaną sukę!- wykrzyknąłem, nie do końca wiedząc co mówię, czy robię. Wszystko lekko drgało, na szczęście podtrzymywał mnie Jackob. Przypomniałem sobie kruchą dziewczynę, którą rzuciłem o szafki szkolne.
-Jak tam... Amy? Angie? Amber? Amanda?- nie... to nie tak... MAM!- ...ANNE! Tak to była Anne!- wykrzyknąłem dumny z siebie. Po wykrzyknięciu tych słów zaczął do mnie biec ten idiota, którego imienia nie znałem. Powstrzymała go Mary? Tak chyba, tak.
-Pedałek wyrywa się do walki, no chodź!- zacząłem go podpuszczać. Zaśmiałem się bez powodu. Różowo-włosa, mówiła coś na ucho swojemu koledze. By po chwili spojrzeć na nas, z pogardą i wypowiedzieć słyszalnie:
-Nie są tego warci.- ale czego? Zdezorientowany patrzyłem na oddalających się w stronę parku. Do głowy wpadł mi kolejny genialny pomysł... moim zdaniem genialny. Wyrwałem się Jackobowi.
-Stary, mam jeszcze coś do załatwienia. Jedź do domu.- powiedziałem. Chwiejnym krokiem szedłem do willi Mary i Anne. Potykając się, zbliżałem się tam. Miałem lekkie kłopoty z wejściem po schodach, chciałem zadzwonić do drzwi, ale się powstrzymałem. Złapałem za klamkę, lekko pociągnąłem do siebie a drzwi odstąpiły...co było dziwne, myślałem, że będą zamknięte. Pewnie dziewczyna zapomniała o tym. W domu panowała cisza i ciemność, z kieszeni wyciągnąłem telefon i zapaliłem go by oświetlić popieszczenie w, którym się znajdowałem, no cóż dużo to nie dało. Po omacku, wspiąłem się po schodach, co nie było łatwe...mianowicie wywróciłem się. Po kolei otwierałem każde drzwi, pierwsze były zamknięte na klucz, w drugim pomieszczeniu nikogo nie było, gdy podszedłem do trzecich drzwi zawahałem się, ale je otworzyłem. Pokój był duży, oświetliłem go sobie telefonem, parapet był ogromny leżało na nim mnóstwo poduszek, różnej wielkości. Na przeciwko dużego łóżka stało biurko, nad którym wisiała półka wypełniona książkami. Przeniosłem wzrok z powrotem na największy mebel w pokoju, chwiejnym krokiem podszedłem do niego, w pościel zawinięta była Anne, to musiała byś ona. Jej włosy rozrzucone były po poduszce, jedna ręka zwisała bezwładnie z łóżka, drugą trzymała pod policzkiem. Zdjąłem buty i kleknąłem przy niej, oddychała powoli i spokojnie, włożyłem dłonie pod jej kolana i kark, przesunąłem ją delikatnie w stronę ściany. Kładąc się obok niej wywróciłem lampkę, robiąc dużo hałasu, dziewczyna poruszyła się niespokojnie, spojrzałem na stolik nocny była równo 04:00. Patrzyłem jak śpi, zastanawiając jak zareaguje kiedy się obudzi. Lekko gładziłem jej policzek. Czemu to robię? Czy to miało jakikolwiek sens? Przysunąłem się bliżej, objąłem ją ramieniem, słyszałem bicie jej serca. Minęło dwadzieścia minut, a ja czułem, że odpływam.
**
Hejo, hej moi kochani :) W tym rozdziale była wzmianka o Cod'im Williamsie, czyli braciszku Weyna, a oto i Cody:

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 8 cz. 1 "Niezręczna sytuacja"

POV Anne
Leżałam w łóżku, przykryta ciepłą kołdrą. Gdy próbowałam podnieść głowę, przeszył mnie ból, który przypominał o wydarzeniach dzisiejszego dnia. No tak, pierwszy dzień w szkole okazał się totalną katastrofą … jak zawsze. Przypomniałam sobie lekcję matematyki, jak się okazuje jedyną, której nie opuściłam. Pamiętam jego rękę na kolanie, a później udzie. Dzwonek, który okazał się dla mnie zbawieniem. Przerażoną twarz Davida przyciśniętego przez Justina do szafek. Pamiętam moją furię, która doprowadziła mnie do tego stanu. Dlaczego to zrobiłam? Tego nie wiem i chyba w najbliższym czasie się tego nie dowiem. To co zrobiłam na pewno nie było mądre. Ale czy tego żałuję? Nie, przynajmniej Davidowi się nic nie stało. Kiedy obudziłam się u pielęgniarki, wyjaśniła mi co się stało. W sumie, to nie wiem jak się tam znalazłam. Chciała poinformować o tym rodziców, ale nie mogłam martwić taty. Poprosiłam ją, żeby tego nie robiła. Zgodziła się, ale nie chętnie. David odwiózł mnie do domu, bo Meg kończyła godzinę po nim. Moje myślenie, przerwało ciche pukanie do drzwi, które się otworzyły. Pojawiła się w nich głowa Davida.
-Chcesz coś do picia?Zamówiłem pizze, jakbyś była głodna, bo dobrym kucharzem nie jestem.- powiedział uśmiechając się do mnie.
-Zaraz zejdę na dół i sama zrobię sobie herbatę...- nie chciałam żeby mnie wyręczał, w końcu to tylko rozbita głowa.-ale dziękuje.
Zeszłam na dół a potem prosto do kuchni, na blacie kuchennym stało pudełko z pizzą. Po kuchni roznosił się zapach sera i pieczonych warzyw. Zrobiłam dwie herbaty i skierowałam się w stromę jadalni, gdzie czekał. Usiadłam naprzeciwko niego i upiłam łyk napoju, gorąca i słodka ciecz wypełniła moją buzię.
-Dzięki.-powiedział, po jego słowach zapadło niezręczne milczenie. Zastanawiałam się co mogę mu powiedzieć, nie chciałam wracać do bójki w szkole, nie było sensu o tym rozmawiać. Najzwyczajniej nie miałam co powiedzieć, ale chyba nie powinnam się obwiniać, w końcu nie rozmawiałam z żadnym chłopakiem od miesięcy, unikałam ich wzroku, jakiegokolwiek kontaktu.
POV Meggie
Ostatnia lekcja ciągnęła się w nieskończoność. Siedziałam na końcu sali i myślałam tylko o Anne, po ostatnich przejściach z jej byłym miała bardzo słabą psychikę. W przeciągu miesiąca próbowała zrobić sobie krzywdę cztery razy. Nasz ojciec najwyraźniej tego nie zauważył, ona potrzebuje stałego miejsca, domu w którym zapomni o przeszłości. Obwiniałam siebie o tę przeprowadzkę, mimo że jesteśmy tu niecały tydzień widziałam, że sobie nie radzi... kiedy zadzwonił dzwonek wyszłam z klasy jako pierwsza. Przypomniałam sobie o Davidzie, kiedy zapytał mnie czy chcę pomocy poczułam, że właśnie tego potrzebowałam... wsparcia.
Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik. Czas szybko mi mijał, po drodze zatrzymałam się w spożywczym i zrobiłam zakupy. Zaparkowałam przed domem. Letnie słońce przedzierało się przez śnieżno białe chmury. Wszędzie było mnóstwo zieleni, trawa była trochę wysuszona, nie padało przez całe trzy dni, co było bardzo dziwne. Zapragnęłam zostać na dworze i cieszyć się piękną pogodą, która w Londynie była rzadkością. Zamiast tego weszłam po schodach i zadzwoniłam do drzwi. Otworzył mi David. David nadal był w naszym domu? Zdziwiona i trochę zaniepokojona uśmiechnęłam się do niego.
-Cześć!- jego twarz rozjaśnił uśmiech.
-Hej. Co z Anne?- zapytałam z niepokojem.
-Chyba okej, przed chwilą wypiła kubek herbaty i zjadła trochę pizzy. Teraz jest w sypialni, wydaje mi się, że śpi.
-To dobrze, martwiłam się o nią.- odetchnęłam z ulgą.
POV David
Po chwili wpatrywania się w jej oczy, przepuściłem ją w drzwiach. Weszła do domu i zdjęła buty.
-Ładną mamy pogodę.- czemu pytam o pogodę? Ta moja kreatywność...
-Tak, też to zauważyłam. Wyszła bym na spacer...- powiedziała i posłała mi promienny uśmiech. Czy teraz powinienem zaproponować wyjście?
-Mogę cie oprowadzić po okolicy.- uśmiechnąłem się niepewnie.
-Jasne! To dobry pomysł.-odparła, a ja poczułem ulgę.-Tylko coś przekąszę, bo ze stresu nie jadłam drugiego śniadania.- dopowiedziała.
-Okej, jest pizza, którą wcześniej jadła Ann.-powiedziałem i razem z nią poszliśmy do kuchni. Usiadła przy blacie i wzięła dwa kawałki. Po zjedzeniu,wstała i podeszła do mnie. Nie byłem do końca pewien co zamierza. Zrzuciła ręce na moją szyję i położyła głowę na moim ramieniu. Zaskoczony i jednocześnie zadowolony objąłem ja w pasie. Już wiedziałem, że to nie będzie tylko przyjaźń. Czułem szybkie bicie jej serca. Podniosła głowę i spojrzała w moje oczy. Uniosłem dłoń i dotknąłem jej twarzy, uśmiechnęła się, zanurzyła rękę w moich włosach.
POV Meggie
Zaczęłam przybliżać swoją twarz do jego twarzy. Właściwie, nie wiedziałam, czemu to robię. Zapragnęłam poznać go lepiej. Czy to było dziwne? Znamy się dopiero nie całe cztery dni, ale coś mnie do niego przyciągało. Nie ważne co... zazwyczaj umawiałam się z bad boyami, z osobami które nie miały za grosz rozsądku czy rozumu. On był inny, patrzył na mnie inaczej niż ci wszyscy palanci, czułam, że go potrzebuje. Jego ręce delikatnie obejmowały moją twarz, położyłam swoje dłonie na jego ramionach i stanęłam na palcach. Widziałam każdy centymetr jego twarzy, trochę piegów na nosie, piwne i niesamowite oczy. Byłam tak blisko niego, nasze wargi prawie się stykały, kiedy zamknęłam oczy by go pocałować, usłyszałam kroki na schodach. Anne. Moje serce zabiło szybciej, nie mogła zobaczyć mnie z nim w takiej sytuacji. Straciła by do niego zaufanie. Odsunęłam nie od niego tak gwałtownie, że uderzył głową w ścianę. Z trudem powstrzymałam śmiech, wyglądał jak szczeniak.
-Zrobiłem coś nie tak?- zapytał speszony.
-Nie!- krzyknęłam.- Później ci wyjaśnię...-dodałam widząc jego zdziwienie. Anne weszła do kuchni, uśmiechnęła się do mnie i przeszła obok nas. Wyjęła coś z lodówki i wyszła z kuchni bez słowa.
-Anne! Zaraz wychodzę, potrzebujesz czegoś?- Zapytałam z troską.
-Nie, baw się dobrze.-w jej głosie wyczułam rozbawienie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Spojrzałam na chłopaka stojącego metr ode mnie, miał zdezorientowaną minę i zaróżowione policzki. Złapałam go za rękę i wyprowadziłam z domu.
POV Anne
Wchodząc na górę słyszałam jak się ubierają. Pomyślałam o Meggie, w końcu znalazła kogoś godnego siebie. David różnił się od jej byłych, w przeciwieństwie do nich był miły ,zabawny i uroczy. Mimo wydarzeń dzisiejszego dnia czułam szczęście. Usiadłam na dużym, miękkim łóżku wypełnionym poduszkami. Wzięłam książkę ze stolika nocnego i zatraciłam się w lekturze, która zwykle przynosiła mi ukojenie.
*30 min później*
Od książki odciągną mnie szczęk otwieranego zamka. Meggie? Tak wcześnie? Drzwi do mojej sypialni otworzyły się nagle. Stanęła w nich moja przyjaciółka, uśmiechnęła się zagadkowo. Posłałam jej pytające spojrzenie, na co podbiegła do mojego łózka i zaczęła po nim skakać. Śmiałam się z niej, ona też się śmiała.
-Anne...- przestała skakać i uśmiechnęła się pogodnie.- Czy chcesz pójść ze mną i Davidem na imprezę?- zapytała.
-Nie, raczej nie. Nie mam ochoty...- przez jej twarz przeszedł cień zaniepokojenia, ale znikną tak szybko jak się pojawił.
-W porządku. Możesz pomóc wybrać mi sukienkę?
-Jasne! Gdzie David?
-David...? a tak... jest w salonie.- twarz Meggie spłonęła rumieńcem. Wstała z łóżka i pociągnęła mnie za sobą do swojej sypialni.
-Kto organizuje tę imprezę?
-Weyne... To obok nas, ten dom widać z twojego okna.- usłyszałam jej głos dochodzący z garderoby. Zastanawiałam się czy dalej rozmawiać o imprezie, czy zapytać o Davida. Interesowało mnie co się wydarzyło na tym „spacerze”, ale to mógł być krepujący temat dla mojej przyjaciółki, zresztą nie chciałam się wtrącać.
-Myślisz, że tak będzie dobrze?- Zapytała wychodząc z szafy. Mała na sobie czarną sukienkę, bardzo obcisłą z głębokim dekoltem. Do tego złote dodatki; złoty łańcuszek bez żadnego wisiorka i bransoletkę. Czarne szpilki na platformie, dodawały jej dziesięć centymetrów wzrostu.
-Nie.- powiedziałam stanowczo.-Zbyt smutno i elegancko.- przewróciła oczami i weszła do garderoby.
-Weyne, to bardzo fajny chłopak...- powiedziała.- szkoda, że nie chcesz iść .- po jej słowach zapadła niezręczna cisza. Nie wiedziałam dlaczego...ale bardzo przeżyłam ostatnie rozstanie z chłopakiem. Powinnam się rozerwać i zapomnieć o wszystkim, ale nie miałam na to ochoty. Nie teraz, nie tak wcześnie i nie po tym co się dziś wydarzyło. Zmusiłam się do lekkiego uśmiechu i bez przekonania powiedziałam.
-Może następnym razem?... Po prostu nie dziś, okej?
-Tak, masz rację.-wyszła z garderoby.- I jak?- rozpromieniłam się, wyglądała pięknie, właśnie tak jak powinna wyglądać dziewczyna w jej wieku, bez zmartwień i kłopotów.
-Uczeszesz mnie?- Zapytała, po czy usiadła przed toaletką. W niemej odpowiedzi pokiwałam głową.
-Jak?- uśmiechnęłam się do niej w lustrze.
-Jak chcesz... normalnie...
Po dziesięciu minutach stania nad Meg i ciągłego poprawiania jej włosów, zdrętwiały mi ręce . Wreszcie mogłam podziwiać swoją pracę, wyglądała ślicznie. Jej włosy związane były w luźnego kłosa. Wyszłam z jej pokoju i zeszłam na dół, chciałam pogadać z Davidem... Wiedziała, że moja przyjaciółka, czasem, po alkoholu potrafi odlecieć i zachowywać się bardzo hymm... nieodpowiedzialnie? Ale co właściwie chciałam mu powiedzieć? Żeby na nią uważał i się zaopiekował? Weszłam do salonu, oglądał telewizje. Usiadłam obok i powiedziałam:
-Zaraz zejdzie.-odwrócił głowę w moja stronę i uśmiechną się.
-A ty nie idziesz?- zapytał zdziwiony.

-Nieee, nie mam ochoty...- w drzwiach stanęła Meg, chłopak siedzący obok mnie lekko otworzył buzię ale zaraz ją zamkną. Ta reakcja mnie nie zdziwiła, wyglądała młodziej niż zwykle, wiśniowe włosy odgarnięte do tyłu odsłaniały jej wydatne kości policzkowe, usta wydawały się pełniejsze, a skóra jaśniejsza. David wstał i podszedł do Magge uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Pomachała do mnie ręką i wziewała go pod ramię. Razem wyglądali jeszcze lepiej, jego czarne włosy pasowały do jej różowych... byli prawie idealni, bo przecież nikt nie jest idealny. Prawda? Meg rzuciła mi ostanie spojrzenie, wyszeptała mi „ nie czekaj na mnie” i „pa” na pożegnanie, po czym zwrócili się do drzwi i wyszli. A ja znowu zostałam sama.

piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 7 "Wspomnienie"

Specjalny rozdział pisany z siostrą cioteczną :)
POV Anne
To „miłe” spotkanie, przerwało nam, grupka chłopaków, która wtargnęła do klasy. Pani Clara, znad moich aktów spojrzała na spóźnialskich. Jej oczy pociemniały.
-O … pan Bieber, co Cię sprowadza na moje zajęcia?- myślałam,że zacznie krzyczeć, a powiedziała to prawie, że szeptem. Wpatrywałam się zdziwiona w nauczycielkę matematyki. Chłopcy nie odpowiedzieli na jej pytanie, tylko chcieli się skierować na swoje miejsca... właśnie CHCIELI, na początku nie wiedziałam o co chodzi.
-Zajęłaś im miejsca, nówko.- powiedziała dziewczyna, siedząca przede mną, swoim piskliwym głosem. Speszyłam się, już chciałam wstawać, gdy nie znany mi jeszcze chłopak o kręconych włosach pociągnął mnie znów na krzesło i usiadł za mną. Natomiast obok mnie siadł jeden z jego kolegów. Czułam się bardzo niezręcznie.
-Cześć, jestem Justin.- wymruczał do mojego ucha. Nie odpowiedziałam i przysunęłam się bliżej okna. By po chwil, skupić swój wzrok na zielonych, lekko poruszających się na wietrze drzewach.Lekcja, mijała nie docierało, ani jedno słowo nauczycielki. Moje myśli przeniosły się do tamtego strasznego dnia.
Byłam w pięknym ogrodzie mojej prawdziwej rodziny. Z tego co pamiętam, gdzie się nie spojrzało były rozmaite kwiaty. Siedziałam w cieniu najwyższego drzewa, skąd mogłam obserwować całe podwórko. Widziałam fontannę, w której kąpało się mnóstwo ptaków. Zaraz obok była czteroosobowa huśtawka, po której „wspinały” się zielone pnącza. Ubrana byłam w zwiewną, białą sukieneczkę, pasującą na pięcioletnią mnie. Przeglądałam rodzinny album ze zdjęciami. Gdy podniosłam główkę, napotkałam piwne oczy mojego brata bliźniaka. Nie pamiętam jego głosu, lecz jego wyjątkowy śmiech. Wtedy właśnie śmiał się ze mnie, nie pamiętam z jakiego powodu, ale wiem, że się zdenerwowałam. Naszą kłótnie przerwał huk. Wstałam na równe nogi, łapiąc brata za rękę. Do ogrodu wbiegł nasz ojciec. Jego twarz lśniła od łez. Rozglądał się nerwowo po ogrodzie, spojrzał w naszym kierunku i zaczął do nas biec. Ukląkł przede mną, objął mnie ramieniem.
-Ona odeszła. Anne mama odeszła.- szepnął drżącym głosem.
-A gdzie poszła?- spytałam niewinnie. Wtulił się we mnie jeszcze mocniej, na szyi poczułam jego łzy. Tata wyciągnął rękę w stronę mojego brata, chcąc go przytulić, ale on puścił moją dłoń. Pobiegł w stronę krzewów malin, które oboje uwielbialiśmy jeść. Tata załkał jeszcze głośniej.
-Jest w lepszym miejscu.- odpowiedział na wcześniej zadane przeze mnie pytanie.
-Czemu nie jesteśmy tam razem z nią?- zapytałam płaczliwym głosem. Nie zdążył mi odpowiedzieć, gdyż drzwi za jego plecami otworzyły się z impetem. Wbiegło przez nie czterech mężczyzn, w takich samych mundurach. Każdy trzymał w ręku broń. Krzyczeli coś, lecz nie mogłam do końca ich zrozumieć. Tata wziął mnie na ręce, ale próbowali mnie od niego „oderwać”. Dwóch mężczyzn zaczęło odciągać mnie od ojca. Zaczęłam wrzeszczeć i płakać. Nie wiedziałam mojego brata. Jeden z mężczyzn coś do mnie mówił, lecz nie zwracałam na niego uwagi. Chciałam do taty, mamy i brata...
Nagle zdałam sobie sprawę, że siedzę na lekcji matematyki, w nowej szkole. Coś wyrwało mnie z zamyślenia... poczułam na swoim kolanie dotyk, dotyk ręki chłopaka siedzącego obok mnie. Zesztywniałam, spojrzałam w prawo, prosto na niego. Siedział na miejscu i przyglądał się w zamyśleniu tablicy, jakby nigdy nic. Jakby wcale nie dotykał mojego uda. Odwrócił głowę w moją stronę i się uśmiechną, przeszły mnie dreszcze. Chciałam krzyczeń, żeby przestał, ale nie mogłam nawet się poruszyć...
Zadzwonił dzwonek. Bez namysłu zerwałam się z miejsca i pobiegłam w stronę drzwi. Korytarze powoli się zapełniały, przepychałam się przez uczniów, próbując dostać się do sali, w której odbywała się następna lekcja Meggie. Gdy dobiegłam, nie było jej tam, zawróciłam do szafki. Zauważyłam tam Justina z jego dwoma kumplami. Brązowooki chłopak trzymał Davida za kołnierz. Chłopak nie dotykał nogami do ziemi. Poczułam ukucie bólu, gdy zobaczyłam przerażenie mojego kolegi. Przez moje ciało przeszła fala złości. Nie znałam Davida długo, ale już teraz byłam pewna, że mogę się z nim zaprzyjaźnić. Nie odstraszał mnie jak większość chłopców. Czułam, że mogę mu zaufać. Nie zastanawiając się dłużej, szybkim krokiem poszłam w ich stronę. Nie zdążyłam zadać mu nawet jednego ciosu, ponieważ jeden z jego kolegów złapał mnie w szczelnym uścisku, odciągając od Justina. Poczułam ciepły oddech na karku.
-To dla twojego dobra.- szepnął. O nie! Nie poddam się, puki mam odwagę, postaram się z całych sił pomóc Davidowi. Na chwilę stanęłam nieruchomo,po chwili obróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Poluzował uścisk, korzystając z jego nieuwagi z pięści uderzyłam go w brzuch. Jego uśmiech zmienił się w grymas. Pędem rzuciłam się w stronę Justina. Próbowałam odciągnąć go od Davida. Parę razy odtrącił mnie, po pewnym czasie przestało mu się to podobać. Puścił Davida i ruszył na mnie. W tym momencie cała moja odwaga „wyparowała”. Zaczęłam się trząść, a wokół nas zbierała się pokaźna „publiczność”. Zaczęłam się cofać, na co on zaczął się przybliżać. Poczułam jego silne dłonie na moich biodrach. Poszedł ze mną do szafek i „przygwoździł” mnie do nich z furią. Poczułam ciepłą ciecz spływającą mi po karku. Zaczęłam mieć mroczki przed oczami, nie czułam już rąk Justina. Zsunęłam się po szafkach, a może to była ściana? Nie wiem, nie jestem pewna. Ostatkiem sił uśmiechnęłam się, myśląc, że to koniec. Zamknęłam oczy, widziałam tylko ciemność. Czułam spokój.
POV Justin
Rozejrzałem się, zobaczyłem więcej gapiów, niż przy normalnej bójce. Popatrzyłem na poszkodowaną, na jej swetrze widać było krew. Przypomina mi kogoś, kogo znam od dawna. Rozpoznałem w niej dziewczynę z pierwszej lekcji. Po chwili podbiegły do niej dwie osoby. Dziewczyna o wiśniowych włosach i ten frajer, patrzyli na mnie ze złością. Odwróciłem się i zauważyłem Weyna.
-Stary, przesadziłeś … i to bardzo.- powiedział, najwyraźniej nie spodobał mu się mój wyczyn. Westchnąłem i odwróciłem się patrząc na dziewczynę. Zauważyłem, że laluś podnosi ją, włożył jej jedną rękę pod kark, a drugą pod kolana. Nie wyglądała na martwą, więc nie przejąłem się tym za bardzo. Usłyszałem dzwonek, postanowiłem się urwać z lekcji. Zszedłem na dół do szatni, chcąc zabrać swoje rzeczy. Drogę zagrodziła mi wiśniowa piękność. Uśmiechnąłem się do niej seksownie.
POV Meggie
Kiedy zobaczyłam jego parszywą gębę i obrzydliwy uśmiech. Poczułam mdłości i zapragnęłam mu przyłożyć. Tak też zrobiłam.

-Za co?!- krzyknął. O … ja pierdole, o jest głupi czy głupszy? Ku mojej radości z jego twarzy zniknął uśmieszek.
-Za Anne!- odkrzyknęłam.-Co ty sobie wyobrażasz? Kim jesteś, żeby się znęcać nad słabszymi?!- dodałam.
-Kto to Anne?- zapytał z niewinną miną. Ja mu zaraz chyba drugi raz przyłożę.-Jeśli chodzi o tamtą dziewczynę, to sobie na to zasłużyła.- dopowiedział jak gdyby nigdy nic.
-Zasłużyła?! Tym, że chciała obronić mojego przyjaciela przed tobą, a sama oberwała.?!
-Tego frajera?- spytał z kpiną.
-Nie jesteś wart nawet takiego „frajera”.- wysyczałam. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, przewrócił oczami i po prostu wyszedł ze szkoły.
POV David
Niosąc Anne do szkolnej pielęgniarki, czułem na sobie wzrok wszystkich. Nikt nie chciał mi pomóc. Nigdy nie widziałem w tej szkole, żeby ktoś postawił się Justinowi, nawet nauczyciele. Jak na swój wiek dziewczyna była bardzo lekka i drobna. Była niska, sięgała mi do ramienia. Mimo tej drobności uratowała mnie, przykro mi, że to się stało. Wolałbym już sam oberwać. Stałem przed drzwiami pielęgniarki, próbując je otworzyć lewą ręką, co kompletnie mi nie wychodziło. Rozejrzałem się nerwowo po korytarzu. Widząc obojętność ludzi zamknąłem oczy. Kiedy je otworzyłem drzwi były otwarte. Zdezorientowany patrzyłem na złą Meggie.
-Co się gapisz? Właź.- powiedziała. Posłusznie skierowałem się do środka. Położyłem Anne na kozetce, pielęgniarka bez słowa podeszła do niej.
-Co jej się stało?
-Dzieło Biebera.- westchnąłem.
-Mogłam się tego spodziewać. Dobrze, idźcie na lekcje.- odpowiedziała. Widziałem rosnące zdenerwowanie na twarzy Meg.
-Ja mam tak po prostu wyjść?! Gdy moja przyjaciółka mnie potrzebuje?!- wybuchła.
-Tak.- odpowiedziała szkolna doktorka.- To tylko rozcięcie, nie ma się czym przejmować.- powiedziała spokojnie. Moja przyjaciółka już chciała otworzyć usta, by zaprotestować. Nim to się stało, złapałem ją za dłoń i siłą wyciągnąłem z gabinetu.
-Co ty robisz?- zapytała mnie z wyrzutem. Po korytarzu rozniosło się echo.-Anne sama nie da rady, … nie zrozumiesz.- zaczęła z wyrzutem, kończąc zdanie szeptem.
-Widzę, że ty też nie dajesz sobie rady.- powiedziałem cicho.- Mogę Ci jakoś pomóc... -wbiłem wzrok w podłogę. myśląc, że tego nie słyszała, odwróciłem się i skierowałem się do sali 58.

-Dobrze.- złapała mnie za rękę.-Myślę, że przyda nam się twoja pomoc.- dopowiedziała z lekkim uśmiechem.
***

Oto siódmy rozdział, jak dla mnie wyjątkowy. Nie dlatego, że jest w nim dużo akcji i perspektyw, to dlatego, że pisałam go z siostrą cioteczną, którą pozdrawiam. :)

czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 6 "Pierwszy szkolny dzień "

POV Anne
Poszłam razem z Meggie i Davidem do naszego samochodu. Po odkuluczeniu go, usiadłam na siedzeniu pasażera. Meg jeszcze gadała przez chwilę z nowo zapoznanym mi chłopakiem. Dziwnie się czułam przy nim, to nie był strach … bardziej uczucie jakbym go znała. Ale to przecież nie możliwe. Myślenie przerwała mi moja przyjaciółka … znowu. Zasiadła na skórzanym fotelu przy mnie. Odpaliła auto i odjechała z pod piekielnie znienawidzonego miejsca przeze mnie. Żeby zlikwidować niezręczną ciszę włączyłam radio. Leciał letni hit ‘’Meghan Trainor – All About That Bass’’. Zaczęłam powoli kołysać się na boki w rytmie muzyki. Po dwóch kolejnych piosenkach dojechałyśmy do naszej parceli. Szybko wysiadłam z samochodu, podążając do domu. Wyjmując klucze ze swojej, czarnej torby natknęłam się na wibrujący telefon. Zdziwiona wyjęłam mojego iPhona 6, odbierając połączenie od mamy. Moja przyjaciółka w tym czasie otworzyła drzwi do wili.
-Hej, coś się stało? – odezwałam się do urządzenia.
-Nie, chciałam zapytać czy kupiłyście wszystkie potrzebne wam przybory oraz książki. – jak mogłam się nie domyślić, że chodzi jej o szkołę? Jaka ja głupia…
-Oczywiście, kupiłyśmy wszystko. – powiedziałam zgodnie z prawdą.
-To dobrze, ja już kończę. – powiedziała po czym, nie czekając na moją odpowiedź rozłączyła się.
-Pa. – powiedziałam … sama nie wiem po co. Z westchnieniem weszłam na górę po czym podreptałam do pokoju. Weszłam do garderoby biorąc swoją słodziutką, fioletową piżamkę z kotkami. Poszłam do łazienki i odkręciłam ciepłą wodę. Podeszłam do zlewu i zaczęłam zmywać podkład. Po zmyciu makijażu, umyłam zęby. Zawędrowałam pod samą wannę, zakręciłam kurek z ciepłą wodą. Zdjęłam z siebie wszystkie ciuchy. Nalałam lawendowego żelu do mycia i ‘’utonęłam’’ w rozkoszy.
POV Meggie
Wyszłam za Anne z samochodu, zakluczając go. Ann zaczęła szperać w swojej, nie małej torebce. Zapewne szukając klucza. Byłam szybsza i otworzyłam drzwi. Zauważyłam zdziwienie wymalowane na twarzy mojej przyjaciółki. Po chwili przyłożyła telefon do ucha. Nie zwracając uwagi co mówi, weszłam w głąb wili. Moje nogi zaprowadziły mnie do kuchni. Co było w normie. Zajrzałam do lodówki i wyciągnęłam z niej mleko, po chwili stawiając je na blacie. Wzięłam jeszcze miskę i płatki, oczywiście czekoladowe kuleczki. Przeszłam do jadalni, już po drodze zjadając prawie połowę naszykowanej porcji. Po zjedzonym posiłku, odstawiłam brudne naczynie do zmywarki. Przy okazji nastawiając ją. Poszłam na górę, kierując się do mojego, prywatnego królestwa. Skierowałam się do pokoju przeznaczonego na ubrania. Wybrałam moją kochaną piżamkę z jednorożcem. Jednoczmy się jednorożconators! Po czym udałam się do łazienki. Gdy skończyłam się myć, wskoczyłam na łóżko. By po chwili popatatajać do jednorożcowego raju.
***
POV Anne
Ehhh... kiedy to się skończy? Wyłączyłam budzik, zwlekając się z łóżka. Jakimś cudem, dotarłam na w pół przytomna do garderoby i wybrałam dzisiejszy outfit.

Przetarłam oczy, schodząc na dół. Nie chciało mi się nic smażyć, więc zaczęłam robić kanapki z szynką. Gdy skończyłam, zaniosłam posiłek do jadalni, kładąc go na stole. Pomaszerowałam do pokoju mojej siostry. Czy ona nigdy nie może sama wstać? Westchnęłam i zaczęłam szturchać śpiącą Meggie. Ta tylko przekręciła się z prawego na lewy bok. Bez wahania cofnęłam się odrobinę i po chwili już leżałam na zdezorientowanej Meg. Zaczęłam śmiać się z jej miny, po chwili i ona wybuchła śmiechem.
-Ubieraj się śpiochu.- uśmiechnęłam się do niej. Mogę szczerze powiedzieć, że dzisiejszy dzień zapowiada się dobrze.
-Ok.- powiedziała, wciąż z ''bananem'' na twarzy. Wyszłam z jej pokoju przechodząc do pomieszczenia, w którym zostawiłam nasze dzisiejsze śniadanie. Zaczęłam pałaszować zawartość mojego talerza. Po krótkiej chwili od mojego przyjścia, weszła moja przyjaciółka. Ubrana była, jak zawsze ślicznie.
Włożyłam brudne talerzyki do zmywarki, przy okazji nastawiając ją. Spojrzałam na zegarek elektroniczny, nad piekarnikiem. Była 7:45, pobiegłam do swojego pokoju, wołając do Meggie, żeby się pośpieszyła. Wiedząc, że mamy na 8:00, a do szkoły samochodem jest jakieś 10 minut, musiałyśmy się streszczać. Zaczęłam na szybko myć zęby i pakować najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Kończąc wypłukałam buzię. Postanowiłam dziś „pomalować” się w samochodzie. Zbiegając ze schodów, zawołałam Meg. Ta zrobiła to samo co ja, czyli wyszła przed willę.
POV Meggie
Zakluczyłam dom, po czym skierowałam się do auta. Widząc Anne na siedzeniu pasażera, nie miałam innego wyboru, musiałam kierować. Nie to, że nie lubię prowadzić, po prostu mi się nie chcę. Jechałyśmy dość szybko, zważając na to, że jest 7:53. Do tego są korki, nie no po prostu super. Pierwszy „lekcyjny” dzień w szkole i już spóźnione.
-Co masz pierwsze?-spytałam, czekając na zielone światło. Jej ręka powędrowała do torebki, w poszukiwaniu planu lekcji. Spojrzała na kartkę.
-Matematyka, a ty?- z grymasem powiedziała. Westchnęłam i sięgnęłam do schowka samochodu.
-Chemię.- odparłam. Ugh... nie lubię tego przedmiotu. Po co są te wszystkie literki, jak mamy nazwy? To bez sensu. Do tego mamy się tego uczyć na pamięć. Zaparkowałam pod budą i spojrzałam na zegarek w komórce. Była 8:14, pięknie. Złapałam przyjaciółkę za nadgarstek ciągną ją za sobą. Dziś był taki słoneczny dzień, jak na Londyn, a ja będę się kisić w szkole na nudnych zajęciach. Z tego co wiem to dzisiaj nie mam, ani jednej lekcji razem z siostrą. Ja to jakoś dam sobie radę, a ona będzie siedzieć sama w ławce, na końcu sali. Podeszłyśmy do swoich szafek wkładając swoje, na razie nie potrzebne, książki. Przytuliłam Anne, dając jej tym otuchy. Poszłam w stronę chemicznej klasy.
POV Anne
Cichutko szłam do klasy matematycznej. Stojąc już naprzeciwko niej, lekko pociągnęłam za klamkę, która ustąpiła. Weszłam zamykając za sobą drewniane „wrota”. W tym momencie cała klasa, włącznie z panią Clarą, wlepiała we mnie palący wzrok.
-Dlaczego się spóźniłaś?- spytała nauczycielka. W klasie było cicho, co pewnie nie zdarzało się często.
-Były korki.- powiedziałam cicho, ale słyszalnie dla pani Clary i pierwszych ławek.
-Były korki! Ja ci dam, u mnie jest niedopuszczalne kłamstwo.- powiedziała srogo, pierwsze dwa słowa wykrzykując. Wzdrygnęłam się na jej krzyk.
-Nie kłamie.- powiedziałam łamiącym się głosem.
-Siadaj dziewucho!- znowu wykrzyknęła. Jak najszybciej skierowałam się do ostatnich ławek, które o dziwo były wolne. Przed zajęciem miejsca poczułam, że ktoś we mnie rzucił kulką z papieru. Po chwili usłyszałam śmiech całej klasy, w oczach zebrały mi się łzy. Wiedziałam, że tak będzie, tak samo było we wcześniejszej szkole.
-Jak się nazywasz, bo cię nie kojarzę, smarkulo?- zapytała parszywym głosem.
-Anne Black.- odpowiedziałam płaczliwym tonem.
-Aaa..., to ty jesteś ta nowa? Mogłam się spodziewać. Cóż spójrzmy w twoje akta.- zaczęła. O nie, tylko nie to proszę. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Zakryłam twarz ciemnymi włosami, mając nadzieję, że nikt tego nie zauważy.
-Widzę, że nie miałaś łatwo. Może chciałabyś się podzielić swoim życiorysem? … Nie? To może ja przeczytam.- serce mi na moment stanęło. Dlaczego wszyscy mnie nienawidzą?

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 5 "Rozpoczęcie roku szkolnego "

POV Meggie
Nie ma to jak pobudka, przez skrzeczące urządzenie. Mozolnie wstałam i skierowałam się w stronę garderoby.
Wybrałam białą bluzeczkę z rękawem ¾, beżową spódniczkę do połowy ud. Buty na platformie z 12 centymetrowymi szpilkami, pierścionek i kolczyki z piórkami. Wszystko do siebie dopasowałam, przeszłam do łazienki. Zaczęłam od gorącej kąpieli w kokosowej pianie. Po relaksie otuliłam się aksamitnym, niebieskim ręcznikiem. Podeszłam do umywalki i zaczęłam szorować zęby pomarańczową szczoteczką. Wypłukałam buzię z białej pianki po czym wytarłam moją twarzyczkę w ręcznik. Nałożyłam na buzię trochę podkładu i po pudrowałam się. Wyszłam z toalety, przechodząc przez pokój wzięłam moją, również, beżową torbę. Do której spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, nie było ich bardzo dużo, ale gdzieś je trzeba trzymać, co nie? Schodząc po schodach słyszałam jak Anne krząta się w kuchni. Przypuszczam, że robi śniadanko dla nas, tak też było. Poczułam zapach jajecznicy. O matko jak ja kocham tą potrawę. Tak szczerze, to ubóstwiam wszystkie dania. Od ciasteczek, po sushi. W szczególności, gdy robi je Ann. Wchodząc do kuchni od razu siadłam na blacie kuchennym, by przypatrzeć się mojej przyjaciółce. Była ślicznie ubrana.
Miała na sobie dłuższą od zwykłej, białą koszulę z czarnym kołnierzykiem. Do tego również czarne spodnie, jak i baleriny z ćwiekami. Zauważyłam też czarno-białe, grube bransoletki zdobiące jej nadgarstki.  Przeszłam do jadalni, po czym usiadłam na jednym z brzozowych krzeseł.
POV Anne
Przełożyłam nasze śniadanie na talerze i zaniosłam do jadalni. Postawiłam posiłek przed nosem Meggie, a ta zaczęła natychmiastowo pałaszować zawartość talerza. Usiadłam naprzeciwko przyjaciółki, zaczynając po ludzku jeść śniadanko. Bardzo lubię gotować, chodź zdarzało mi się to rzadko. Gdyż jedzeniem zajmowała się służba, czyli Linda. Brakuje mi jej pysznych potraw. Z zamyśleń wyrwała mnie Meg, poprzez pstryknięciem mi przed oczami. Odstawiłam brudne naczynie, tak jak to wcześniej zrobiła moja przyjaciółka, do zmywarki. Weszłam jeszcze raz na górę, by ze swojego pokoju wziąć torbę. Zbiegłam po schodach, do salonu, a z salonu do przedpokoju. Tam już stała Meggie. Wyszłyśmy z domu, zakluczając go. Postanowiłyśmy pojechać samochodem, który tym razem prowadziła Meg. Dojechałyśmy na miejsce o godzinie 9:00, a mieliśmy być na 9:10. Weszłyśmy do szkoły, po raz pierwszy i zapewne nie ostatni. Ja jak i moja przyjaciółka rozglądałyśmy się po naszej nowej, jak to mówi Meggie … a tak ‘’budzie’’. Wszystkie pary oczu patrzyły tylko na nas i jak to ja, zarumieniłam się i mój wzrok skierowałam na swoje buty. Szłyśmy przed siebie, cały czas ktoś za nami szeptał. Wiedziałam, że to nie były miłe słowa, jak na przykład ‘’o nowe uczennice, ale super’’. Wyjęłam telefon, by sprawdzić, ile czasu nam jeszcze zostało. Była 9:08, nagle Meg pociągnęła mnie za rękę. Szłyśmy w stronę … jak dobrze myślę to sali gimnastycznej. Wchodząc do dużego pomieszczenia, moja przyjaciółka puściła moją dłoń. Na podium wszedł, jak mi się zadaje dyrektor colleg’u. Zaczął swoje przemówienie, zapewne jak co roku. Po jego monotonnym gadaniu, wszyscy zaczęli bić brawo. Tak szczerze, to chyba tylko, dlatego że skończył przemówienie. Zszedł z podium, a na jego miejsce, zaczęli podchodzić wychowawcy klas, czytając listy uczniów, z którymi w tym roku będzie się użerał. Najpierw podeszła do mikrofonu młoda kobieta i zaczęła czytać listę.
- Justin Bieber. – wyczytała pierwszego ucznia. Zaczęła dalej wyliczać.
- Anne Black. – zostałam wyczytana, zaczęłam się trząść. Meggie złapała mnie za rękę, co dało mi otuchy. Prosiłam w myślach o to by moja przyjaciółka była ze mną w klasie.
- Vanessa Grey. –czytała dalej, zaczęłam się martwić.
- Meggie Moon. –gdy usłyszałam imię i nazwisko Meg. To razem podskoczyłyśmy ze szczęścia, że będziemy razem w klasie.*
- Wszystkie wyczytane osoby zapraszam pod salę 38. – powiedziała moja wychowawczyni. Około 30 uczniów skierowało się do podanej sali, włącznie z nami. Szłyśmy korytarzami szkoły za resztą ludzi. Weszłyśmy do wyznaczonej sali. Razem z moją przyjaciółką usiadłyśmy na samym końcu. Nie lubimy być w centrum uwagi, no przynajmniej ja.
- Chciałabym was powitać, w kolejnym pięknym roku szkolnym. Mamy w klasie dwie nowe uczennice: Anne i Meggie. Dziewczyny wstańcie i powiedzcie coś o sobie. – wykonałyśmy polecenie i po chwili stałyśmy. Moja przyjaciółka zaczęła pierwsza.
- Hej, jestem Meg Moon. Mam trudny charakter, który nie podoba się 95% populacji ludzkiej. Uwielbiam, wręcz kocham grać ludziom na nerwach. – opowiadała o sobie Meggie ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Po chwili już siedziała na swoim miejscu, patrząc się na mnie, jak teraz wszyscy zgromadzeni w tej sali. Przełknęłam ślinę, by pozbyć się niewidzialnej kuli w gardle.
- Cześć, jestem Anne Black. Mam normalny charakter, przynajmniej tak mi się wydaje. Lubię słuchać muzyki. – wypowiadałam wszystko powoli, a nawet czasem zdarzało mi się szepnąć. Usiadłam do ławki i odetchnęłam z wielką ulgą. Nauczycielka pani Gina, bo tak się nazywa, mówiła prawie całą godzinę o tym, że trzeba i warto być koleżeńskim, oraz o zasadach BHP w szkole. Bardzo często czułam na sobie palący wzrok, jakiegoś chłopaka.. Nie lubię ich, po prostu moim zdaniem większość z nich nie ma uczuć.
- Dziękuję za przyjście. Do zobaczenia jutro na języku angielskim. – zakończyła nasza wychowawczyni. Wszyscy zaczęli wstawać ze swoich miejsc, kierując się do wyjścia z klasy. Nikt nie żegnał się z nauczycielką, zrobiło mi się pani Giny szkoda. Więc jako jedyna powiedziałam ‘’do widzenia’’, za co dostałam od niej promienny uśmiech. Skierowałam się do drzwi prowadzących na zewnątrz budynku. Rozglądałam się za Meg, lecz nigdzie jej nie było. Szłam korytarzem, wpatrując się w swoje obuwie. Nagle na kogoś wpadłam, zachwiałam się lekko, lecz nie spotkałam się z podłogą.
- Przepraszam. – powiedziałam spuszczając głowę. Nawet nie wiedziałam na kogo wpadłam.
- Uważaj jak chodzisz, niedorajdo! – wykrzyczał jakiś skrzekliwy głos, stąd wiedziałam, że to kobieta. Już miałam odpowiedzieć, że przeprosiłam. Gdy przerwały mi dwa inne głosy, trochę mniej raniące uszy.
- Właśnie! – dopowiedziały na raz dwie dziewczyny.
- Przepraszam. – powtórzyłam jedno z trzech magicznych słów. One tylko przeszły przy mnie, popychając mocno moje ciało. Westchnęłam i zaczęłam myśleć, czy tak właśnie będzie wyglądał każdy dzień w tej szkole. Jeżeli tak, to nie wytrzymam. Wyszłam przed collage kierując się w stronę zaparkowanego mojego i mojej przyjaciółki auta. Czekała tam na mnie z jakimś chłopakiem. Zauważyłam, że oboje się do siebie uśmiechają. Podeszłam bliżej, od tyłu. Zasłoniłam Meggie oczy.
- To ty Anne? Tak to ty, poznałam po zawsze lodowatych dłoniach. – powiedziała. Uśmiechnęłam się lekko do niej.
- Kto to? – zapytałam Meg. Nie lubię chłopców, a ona o tym dobrze wie.
-Ann to jest David, David to jest Ann. – chłopak uśmiechnął się szeroko do mnie i podał rękę na powitanie. Wysunęłam niepewnie prawą dłoń, by uścisnąć rękę kolegi, mojej przyjaciółki. On energicznie złapał za moją kończynę i zaczął nią machać w górę i w dół. Tą miłą chwilę, przerwał nam pisk opon. Wszyscy jak na zawołanie popatrzyliśmy w punkt, z którego dochodził odgłos. Słychać było głośno włączoną muzykę. Czarny samochód zatrzymał się na szkolnym parkingu. Do pojazdu podszedł chłopak w moim wieku, chyba nawet z mojej klasy. Wsiadł i razem z jego paczką odjechał zostawiając za sobą smugi szarego dymu.

* - to, że bohaterki chodzą do jednej klasy, nie oznacza, że zawsze będą miały razem lekcje.

Oki to już 5 rozdział opowiadania "Let me go, Baby".  



sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 4 "Zakupy "

POV Meggie
Weszłam do swojego pokoju i gdy zapaliłam światło … z za drzwi wyskoczyła Anna. Od razu zaczęłam piszczeć. Natomiast Ann zwijała się ze śmiechu na podłodze. Po sekundzie robiłam to samo. Moja przyjaciółka poszła do swojego pokoju. Natomiast ja przeszłam do garderoby wybrać słodką, białą piżamkę z jednorożcem. Kocham te stworzenia i Anna nie doprowadzi do tego, że ja w nie przestane wierzyć. No co?! One istnieją! Nie ważne, poszłam do łazienki wziąć ciepluteńką kąpiel w wannie.
POV Anne
Wyszłam z sypialni Meggie i poszłam w stronę swojej komnaty. Przeszłam przez drzwi swojego pomieszczenia na ubrania. Wybrałam fioletową wygodną piżamkę z kotkiem. Porównaniu do jednorożców, kotki istnieją. Weszłam do łazienki, po czym zdjęłam z siebie ubrania i położyłam się w wielkiej wannie. Wzięłam czekoladowy płyn do kąpieli i wtarłam w swoje ciało. Teraz sięgnęłam po szampon o zapachu truskawkowym i także wtarłam ciecz, tylko że we włosy. Spłukałam z siebie pianę i wstałam z wanny. Wyjęłam korek z odpływu, żeby woda wleciała do rur. Owinęłam się zielonym, puchatym ręcznikiem. Ubrałam się w wybraną wcześniej piżamę. Wskoczyłam na łóżko i po chwili zasnęłam.
***
Przeciągnęłam się mozolnie na moim wygodnym łożu. Na szczęście nic, ani nikt mi nie przeszkodził snu. Zeszłam z mojego wygodnego legowiska i kierowałam się do ‘’szafy’’ na ubrania, bieliznę i buty.
Wyciągnęłam czarną bluzę z białymi gwiazdkami, którą dostałam od Meg na urodzinki. Do tego leginsy z różnymi wzorkami i czarne buty, były podobne do glanów, lecz trochę krótsze i z ćwiekami. Założyłam ubiór i skierowałam się do toalety. Podeszłam do umywalki i umyłam sobie ręce. Przemyłam też twarz ze śpiochów. Zaczęłam nakładać podkład, lecz nie daje dużo. Maznęłam rzęsy tuszem, przeznaczonym specjalnie dla nich. Jeszcze do tego lekko przejechałam truskawkowym błyszczykiem po wargach, kończąc tym upiększać sobie buziaka. Wzięłam lokówkę i zaczęłam kręcić sobie włoski. Po wszystkim dodałam jeszcze czarny pierścionek, który przedstawiał krzyż. Wyszłam z łazienki, by później wyjść z mojego pokoju. Zeszłam po schodach do salonu. Przeszłam do kuchni, żeby zrobić śniadanie dla mnie i śpiocha. Jest już 10.24, a ona nadal śpi. Zaczęłam robić grzanki, które lubi moja przyjaciółka jak i ja. Po skończeniu robienia posiłku, przeszłam do pokoju Meggie. Oczywiście spała jak to ona. Zastanowiłam się jak ją tym razem obudzić. Wybrałam trochę brutalny sposób. Na palcach podeszłam do łóżka Meg i … bezczelnie na nią wskoczyłam.
-Śniadanko gotowe moja przyjaciółeczko! – krzyknęłam na cały dom.
-Jak możesz być taka okrutna! – odparła chowając głowę pod poduszkę.
-Ja okrutna? – spytałam z uśmiechem, pokazując palcem na siebie.
-Tak! – podniosła się na łokciach.
-Ok, więcej grzanek nie robię… - powiedziałam z uśmiechem, ściszając głos z każdym następnym słowem.
-Grzanki?! – zapytała, stając na zimnych panelach z nadzieją w oczach, przy okazji zwalając mnie z siebie. Zaśmiałam się pod nosem, gdy ta od razu pobiegła do garderoby, wybrać ciuchy na dziś. Wychodząc spadła jej kwiecista sukienka ode mnie. Zawróciła się po zgubę. Weszła do łazienki, a ja wyszłam z jej pokoju. Zeszłam dziś już drugi raz po schodach, jak tak dalej pójdzie to ja poproszę na gwiazdkę windę w tym oto domku. Poszłam do jadalni. Lecz po chwili zawróciłam, by wziąć nutellę z kuchni. Wróciłam do pomieszczenia, w którym był stół z krzesłami. Zaczęłam powoli jeść delektując się tymi pysznościami. Usłyszałam głośne stukotanie obcasami o panele. Od razu wiedziałam kto to, ale tak szczerze to nawet jak by było słychać tylko ciche kroczki to, kto to mógł być jak tylko dwie mieszkamy w tej willi? No właśnie tylko Meggie. Gdy przeszła przez próg drzwi, zauważyłam jej piękny strój.

Miała na sobie zwiewną, kwiatową sukienkę. Do tego szpilki w czarnym kolorze, dodatkami były złote kolczyki z diamencikami oraz kremowa saszetka, która zaraz została położona na stole przez moją siostrę. Skórzana kurteczka okrywała jej ramiona. Zabrała się za jedzenie, ja w tym czasie kończyłam swoją porcję. Odstawiłam talerz do zmywarki, wróciłam na górę do swojego królestwa. Wzięłam swoją brązową, skórzaną torbę, do której spakowałam telefon, słuchawki, chusteczki, wodę niegazowaną, kluczę do samochodu i domu. Zeszłam do jadalni, zobaczyć czy moja przyjaciółka nadal konsumuje śniadanie. Nie zastałam jej tam więc poszłam do przed pokoju i założyłam swoją czarną kurtkę. Usłyszałam jak schodzi po schodach, poczekałam na nią chwilkę i wyszłyśmy razem z czterech ścian. Zakluczyłam drzwi i wyszłam za Meggie na podjazd. Otworzyłam samochód i wsiadłam na miejsce kierowcy. Jechałyśmy do pobliskiej księgarni, by kupić książki i przybory 
potrzebne do szkoły. Moja przyjaciółka ściągnęła listę podręczników i ćwiczeń.
***

Przez ten cały czas masakrycznie się nudziłam. Wyszłyśmy ze sklepu z książkami. Postanowiłyśmy pójść do lodziarni. Zerknęłam na telefon w poszukiwaniu godziny była 16.58, ale się zasiedziałyśmy.
-Poproszę dwa lody, po dwie gałki. Jeden; pistacja i mięta. Drugi zaś; bananowy i sorbet z kiwi. – powiedziałam uprzejmie do pani za ladą.
-Dobrze, 5 dolarów. – odparła Perrie, tak miała na imię. Skąd wiem? Z tabliczki przypiętej do lewej strony jej stroju sprzedawczyni. Odebrałyśmy swoje desery i zasiadłyśmy do jednego ze stołów w kafejce.
-To co … jutro pierwszy dzień w szkole? – odezwała się pierwsza Meg.
-No niestety nowe wyzwiska, czy peszący wzrok ze strony stałych uczniów. – powiedziałam zrezygnowana.
-Może nie będzie tak źle? – powiedziała z nadzieją.
-Nie nie będzie tak źle, bo będzie o wiele gorzej. – i przekułam bańkę. Ona tylko westchnęła na moją odpowiedź. Wyszłyśmy z lokalu i pojechałyśmy z powrotem do domku. Wyszłam pierwsza i zatrzasnęłam drzwi samochodu, czekałam na moją przyjaciółkę, by zrobiła to samo. Zamknęłam pojazd i przeniosłam się na chodnik wyłożony żwirem. Odkluczyłam drzwi i weszłam do budynku. Weszłam głębiej, kierując się w stronę kuchni. W brzuszku mi zaczęło burczeć. Zwinnym ruchem chwyciłam jabłko i zaczęłam je konsumować. Poszłam do swojej sypialni, przy okazji biorąc swoje nowe książki i zeszyty przedmiotowe. Siadając na łóżku zaczęłam podpisywać się na każdym z notatników. Wyglądało to mniej więcej tak; imię i nazwisko, klasa i przedmiot. Kończąc spojrzałam w stronę zegara naściennego była 21.47. Pochowałam do szafki zakupioną wcześniej czyjąś twórczość. Zabrałam z garderoby piżamkę i poszłam się wykąpać. Myślę, że każdy czasem ma taką potrzebę zrelaksowania się w wannie. Ja mam taką zawsze, zaczęłam wcierać płyn czekoladowy w moją skórę. Spłukałam z siebie piankę i opatuliłam się puchatym, zielonym ręcznikiem. Podeszłam do umywalki i zmyłam makijaż z mojej mordeczki. Ubrałam się w moją najwygodniejszą piżamkę i położyłam się do snu, nawet nie wiem kiedy Morfeusz zabrał mnie w krainę bajek jak i koszmarów.
POV Maggie

Po odświeżającym pluskaniu w wodzie, wyszłam w piżamie na balkon. Tak, mam balkon. Siadłam na betonie i patrzyłam w gwiazdy. Zauważyłam jedną, która spadła. Zamknęłam oczy i pomyślałam nad życzeniem, życzeniem, które może się w wkrótce spełni? Po chwili wypowiedziałam marzenie na głos, lecz szeptem: ’’Chcę być kochana’’. Z taką fantazją położyłam się na łóżko nastawiając budzik.
***
Mamy już 4 rozdział. Trochę mało akcji, ale nie które fragmenty będą potrzebne do następnych rozdziałów.
Jak myślicie czy życzenie Meggie się spełni? Czy Annie odmieni zdanie o nowej szkole, czy zagłębi się w swojej teorii? 

czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 3 "Nowy dom, nowe życie "

WESOŁYCH ŚWIĄT (wiem, że jeszcze za wcześnie na życzenia, ale kocham Boże Narodzenie)
Pov Meggie
-Jak myślisz spodoba nam się ? - zapytałam z niepewnością. 
-Oczywiście, że to nie będzie to samo…. ale mamy jakiś wybór? - powiedziała obojętnie.
-Biedzie dobrze mamy siebie. - Uśmiechnęłam się lekko, co odwzajemniła od razu. 
-Masz racje .... – W jej głosie mogłam wyczuć strach, rozumiałam to. Tak między nami to też się boje, jak nie wiem.
-Ja chce tam spotkać kogoś kto mnie pokocha i zatroszczy się o mnie i ...-Nie zdążyłam dokończyć, bo Ann mi przerwała. 
-I to i tamto, i co jeszcze to jest tylko w bajkach, a nie w prawdziwym życiu. -  Ze strachem w oczach mówiła moja przyjaciółka. Po rozstaniu z chłopakiem była roztrzęsiona to przez niego się tnie. Często połykała jakieś prochy. Po prostu okazał się dupkiem. Anne naprawdę go kochała a on .... 
-Proszę się przygotować za chwile wylądujemy. - oznajmił miły głos pani. Zapięłam pasy i tylko czekałam, żeby zobaczyć te pięknie uliczki, domy i ci ludzie uśmiechnięci od ucha do ucha. Spakowałam butelkę z woda do torebki i po opadnięciu lekko samolotu, wyszłam wraz z Anne z samolotu. Przed lotniskiem czekała na nas taksówka stanęłam obok auta a Ann poszła odebrać walizki ze zła mina. 
-Jak zawsze ja zabieram się za walizki a ty sobie idziesz .... – ze złością w glosie spakowała walizki, lekko mnie odepchnęła i usiadła z przodu. 
-Ej ja tam chciałam usiąść. – powiedziałam do przodu samochodu, gdyż byłam zmuszona wsiąść do tyłu. 
-Byłam pierwsza wsiadaj nie gadaj. - z triumfem się uśmiechnęła. Zachowujemy się jak dzieci co było… normalką. Odjechaliśmy, droga była krótka .Dojechaliśmy do naszego nowego domu. Zapłaciłam miłemu panu pieniędzmi, które dali mi i mojej przyjaciółce rodzice.  
-Powodzenia dziewczynki. -zawołał taksówkarz z uśmiechem. Nasz nowy dom był piękny czarny dach i mnóstwo okien. Basen…już mam ochotę się w nim pluskać. 
-Co tak stoisz pomogłabyś mi. - westchnęła moja siostra, gdyż nie mogła poradzić sobie z dosyć sporymi walizkami.
-Już idę.- powiedziałam z uśmiechem. Podeszłam do niej wzięłam swoją walizkę. Razem ruszyłyśmy dumnie do nowego domu, klucz był pod wycieraczką. Otworzyłam zręcznie dębowe drzwi, naszym oczom ukazał się śliczny salon. Ściany w beżowym kolorze, biała szafka z filmami pod plazmowym telewizorem. Do tego skórzana, beżowa, rozkładana kanapa. Wszystko było wyposażone. Anne pobiegła tak mi się zdaje, że do swojego pokoju. Po krótkiej chwili mogłam usłyszeć pisk radości. Wtedy wiedziałam już, że moja teoria była prawdziwa. Chociaż to jej się tutaj podobało. Znając ją wskoczyła od razu na łóżko. Sama nie byłam gorsza gdy zobaczyłam swój pokój. Zaczęłam ‘’latać’’ po nim jak szalona, przy okazji zaliczając łazienkę i garderobę. 
Pov Anne
Od razu wrzasnęłam widząc swoją ‘’komnatę’’. Mój pokój był cudny, łoże jak dla księżniczki, z fioletowymi zasłonkami. Podeszłam do miękkiego mebla i wygodnie się na nim położyłam, zachłannie wtulając się w białe podusie. Ściany w wyblakłym fiolecie, pasowały do białych mebli. Wstałam i podeszłam do walizki. Zkumałam, że jeszcze nie widziałam garderoby i łazienki. Podeszłam do czarnych drzwi, przekręcając metalową korbkę. Weszłam do środka, poznając po tym, że jest tu wanna. ‘’Odkryłam’’ łazienkę, weszłam głębiej. Blade błękitne kafelki po których stąpałam były śliczne i lśniące. Kolor ścian jak to zazwyczaj w łazienkach był biały. To mi nie przeszkadzało, gdyż ten kolor temu pomieszczeniu dodawał uroku. Wyszłam z oazy, do której zapewne za niedługo wrócę. Schyliłam się po bagaż i pociągnęłam go do drugich drzwi w tym samym kolorze co do łazienki. Powtórzyłam czynność otwierania wejścia, do pomieszczenia na odzież. Zaczęłam się rozpakowywać. Po pięciu minutach wszystkie ciuchy ‘’wyszły’’ z mojej walizki. Schowałam torbę pod łóżko. Po czym wyszłam na korytarz. 
-Meggie gdzie jesteś!? -zwołałam przyjaciółkę. 
-Meg! Do jasnej ciasnej! – zwiększyłam ton mojego głosu, szczerze mówiąc to wydarłam się. Nie ma jej, zobaczyłam kartkę na szklanym stole w jadalni. Siadłam na jednym z białych krzeseł i zaczęłam czytać: ’’Poszłam zobaczyć okolice za niedługo wrócę, twoja Meg ". Spojrzałam jeszcze raz na ławę. Zobaczyłam tam gorącą  czekoladę. 
-Myśli ze dam się przekupić słodkościami.... – powiedziałam pod nosem. Odwróciłam się plecami do stołu i miałam teraz wewnętrzną walkę. Ale w końcu i tak ją wzięłam.  Włączyłam telewizor leciał "Projekt X". Bardzo lubię ten film, zabrałam się za oglądanie go. 
Pov Meggie
W słuchawkach na uszach szłam wpatrując się w chodnik. W uszach rozbrzmiewała mi piosenka Ed Sheeran – Give me love. Szlam tak bez zastanowienia kiedy nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka. Już miałam się wybrudzić, gdy złapał mnie. 
-Uważaj. - powiedział cicho lecz przyjemnie i słyszalnie. Nie mogłam nic z siebie wydusić trzymał mnie w ramionach jakiś koleś. A ja głupia nic nie mówiłam, tylko wpatrywałam się w jego piękne oczy .... 
-Wszystko ok ? - zapytał nieznajomy.
-Yyy … tak -otrząsnęłam się z "transu". 
-Jestem David a ty ?-Spytał czarnowłosy chłopak. 
-Jestem Meggie, możesz mnie puścić ? -spytałam ze speszeniem, ale i tak dobrze było mi w jego ramionach. 
-Jasne, tak, sorry - postawił mnie, lekko się rumieniąc. Chwilę się nie odzywaliśmy, lecz David przerwał tę niezręczną ciszę. 
-Jesteś nowa? – zapytał z ciekawością piwnooki. 
-Tak przeprowadziłam się dzisiaj z moją siostrą Anne.- odpowiedziałam mu.
-Spoko, będziecie chodzić do tego liceum koło centrum ?- kolejne pytanie wydobyło się z jego ust.
-Tak, ty też ? – powiedziałam z niedowierzaniem.
-Tak ... to do zobaczenia Meg. -  posłał mi śliczny uśmiech. 
-Do zobaczenia ... David. – odpowiedziałam z odwzajemnionym uśmiechem. Zaczęłam wracać do mojego i Ann tymczasowego domu. Po pięciu minutach, przekraczałam próg. Wszędzie pozgaszane światła. Weszłam do jadalni i zaczęłam się  brechtać. Zobaczyłam PUSTY kubek po czekoladzie. Pokręciłam głową, zabierając kubek ze stołu. Przeszłam się przez kuchnie, przy okazji wkładając do zmywarki brudne naczynie. Pozagaszałam światła w salonie, jadalni i kuchni. Wchodziłam po schodach, bardzo mozolnie. Dlaczego? To proste nie chciało mi się na nie wchodzić, ale mus to mus. Weszłam do swojego pokoju i gdy zapaliłam światło…
***
Ok, jak obiecałam, będę dodawać co dwa dni. Nie jestem pewna co do 24.12 (Wigilii), 26.12 i 28.12.
Jak tam się podoba rozdział? Jak emocje? (Wiem, że nie ma co emocjonować, no ale grzecznie pytam xd) Jak myślicie na "co" natchnęła się Meggie? 

środa, 17 grudnia 2014

WAŻNE!

Ok, widzę, że na moim blogu jest mało wyświetleń. Postanowiłam dodawać rozdziały co dwa dni (nie licząc Wigilii, chyba, że z rana, a o 26-ym jeszcze pomyślę). Jutro dodam nowy :) , mam nadzieję, że dzięki temu zdobędę więcej czytelników.

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 2 "Wyjazd "

POV Anne
Zmów notoryczny budzik, przeszkadzał mi się wyspać. Hałas robił się coraz głośniejszy. Jęknęłam sfrustrowana powtarzającą się melodią. Usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Mój wzrok powędrował za okno, było ciemno, bardzo ciemno. Wzdrygnęłam się na moje wspomnienia z dziecięcych lat. Poszłam do garderoby i wybrałam ciuchy.
Wyszłam z pomieszczenia przeznaczonego na ubrania i skierowałam się do łazienki. Po wzięciu kąpieli w dużej wannie, która stała przy prysznicu ubrałam wybrany zestaw. Wymaszerowałam przez drzwi prowadzące na długi biały korytarz, zabierając ze sobą czerwono-czarną walizkę. Zostawiłam bagaż przed pokojem, który należał do mnie. Zeszłam na dół, uważając żeby się nie wywalić z powodu butów. No co … nie wszystkie dziewczyny umieją chodzić na obcasach, a ja w szczególności. Gdy skończyłam ‘’schodzić’’ po schodach, chodź nie wiem czy można to nazwać schodzeniem. Zobaczyłam przymuloną Meggie, która prawie spała opierając się o twardą ścianę. 
Poszłam do kuchni, z zamiarem zjedzenia czego pysznego. Linda jak zwykle na nogach z uśmiechem coś gotowała. Do nosa dostał się zapach racuchów , to Polska potrawa a u nas w Canadzie się takich nie robi. Dostała ten przepis od Moniki. Podane przez Lindę to po prostu istny…kosmos.
 Po zjedzonym śniadaniu, wyszłam z jadalni w której konsumowałam posiłek. Na dole zauważyłam już przyniesione walizki przez szofera. Wyszłam z willi zarzucając na siebie przed tym czarną jesienną kurtkę. Szturchnęłam przyjaciółkę, na co odpowiedziała tysiącami sztyletów z oczu, wystawiłam jej język. Wiem zachowuje się jak dziecko, lecz innym to RACZEJ nie przeszkadza. Zeszłam po marmurowych schodkach, na wyłożoną kamieniami drużkę. Spojrzałam się ukradkiem za siebie, by zobaczyć tam dużą wille w kolorze jasnego błękitu. Starłam małą łezkę z policzka, na wspomnienia, piękne i te okropne. Przeszłam jak najszybciej mogłam do limuzyny. Weszłam na jej tyły, przysiadając się obok mojej przyjaciółki…która spała. Nie no po prostu super…czujecie ten sarkazm? Mam nadzieje, sięgnęłam do kieszeni moich rurek. Po chwili wyjęłam telefon i słuchawki, włączyłam piosenkę Katy Perry – Last Friday Night. Patrzyłam przez przyciemnioną szybę na rozmazane plamy krajobrazu. Pojazd gwałtownie zahamował, a ja spojrzałam na przód limuzyny ze znakiem zapytania ‘’wymalowanym’’ na twarzy. Kierowca spojrzał na nas niepewnie po czym wysiadł z mechanizmu, co po nim uczyniła cała nasza rodzina, oczywiście prócz mojej śpiącej siostry. Przeraziłam się na widok skulonego, małego szczeniaczka. Powolutku podreptałam do niego. Cały się trzęsł, ze strachu. Wzięłam małe stworzonko na ręce i wszyscy wróciliśmy do samochodu. Pojazd ponownie zaczął przyśpieszać, a ja przez całą drogę głaskałam Robbiego. No co? Ma już imię, które mu nadałam, dosłownie przed chwilą.
***
Zatrzymaliśmy się na lotnisku. Gdy rodzice wysiedli, postanowiłam obudzić Meg. Wpadłam na genialny i niepowtarzalny pomysł. Przyłożyłam Robbiego do twarzy Meg. Piesek zaczął lizać moją śpiącą siostrę. Mruczała coś pod nosem. Przetarła zaspane oczy i zaczęła piszczeć widząc mojego, nowego, włochatego przyjaciela.
-Nie no znowu mnie budzisz?!- syknęła Meggie, a ja prawie nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, gdyż pocierała rękawem swój policzek.
-No już, już przepraszam. Musiałam cię i tak czy siak obudzić, bo dojechaliśmy na miejsce.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Ok, wybaczam, ale i tak się odegram.-wystawiła mi język. Po małej kłótni wyszłam z moją przyjaciółką z samochodu, oczywiście zabierając Lorda Robbiego. Szłyśmy za pozostałymi w tyle śmiejąc się z dowcipów. Wsiadłyśmy do prywatnego samolotu, w sumie to nie jesteśmy sławni tylko nasi rodzice. Tata jest biznesmenem firmy menadżerskiej, a mama zajmuję się projektowaniem ubrań.
-Zajmuje przy oknie. -krzyknęła Meg.
-Kurcze.- powiedziałam pod nosem. Walnęłam się w czoło z otwartej ręki. Przypominając sobie, że samolot jest dwu piętrowy. Położyłam pieska na pokładzie samolotu. Ten od razu pobiegł do mojej sis. Byłam zazdrosna nie powiem no, ale wybaczę mu, przecież musi się oswoić. Weszłam zakręconymi schodami na górę, po chwili po pokładzie pojazdu rozległ się głos stewardessy.
-Proszę o zapięcie pasów, zaraz startujemy.- powiedziała do mikrofonu. Szybko podbiegłam do pierwszego lepszego fotela i zapięłam pasy. Odpięłam pas, gdy miły głos pani oznajmił, że jest już bezpiecznie. Podeszłam do okna i podziwiałam piękne chmury pode mną. Zauważyłam chmurkę, która przedstawiała chomika, który jeździł hulajnogą po musztardzie. No co mam bujną wyobraźnie. Gdy mi się znudziło poszłam do ‘’salonu’’, gdzie oglądałam głupie kreskówki na plazmowym ekranie. Później doszła do mnie Meg. Wyłączyłam telewizor i zaczęłyśmy rozmowę na temat nowej szkoły oraz uczniów. Nie miałam ochoty rozmawiać o tym, ale się przełamałam.
***
Ok, mamy rozdział 2, nie jestem z niego bardzo zadowolona. Postanowiłam, że rozdziały będę dodawała w piątek, sobotę lub niedzielę. Miłego czytania.

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 1 ''Wiadomość''

 POV Anne
Obudził mnie najgorszy dźwięk świata, tak, to był durny, stary budzik. Usiadłam na łóżku i po omacku nie otwierając oczu szukałam przeklętego urządzenia. Leżało na szafce nocnej. Szybkim ruchem ręki, wyłączyłam budziciela, który wybrał mnie na ofiarę. Zeszłam mozolnym krokiem z mojego przytulnego łóżeczka, kierując się do ogromnej garderoby. Wybrałam luźne ciuchy i powędrowałam do łazienki, by wziąć zimny prysznic.
Wyszłam z łazienki z ręcznikiem na sobie. Podeszłam do łoża i ubrałam na siebie wcześniej wybrane ciuchy. Schodząc po szklanych schodach, minęłam pokojówkę, Monikę. Posłałam jej ciepły uśmiech, co z przyjemnością odwzajemniła. Szłam przez długi korytarz, dążąc do kuchni. Kuchnia była duża, większa niż mój pokój. A on był naprawdę spory. Potrawami zajmowała się miła, starsza i wyrozumiała kobieta, Linda. Podeszłam do szafki, w której znajdowały się szklanki. Wzięłam moją ulubioną szklankę, którą dostałam od Meggie. Wybrałam dla niej, kubeczek z kwiatami. Zaparzyłam wody, by wlać ją do szklanek. Wsypałam po parę łyżeczek kawy. Pomieszałam i zaniosłam do jadalni. Poczekałam na Meg, lecz po pół godzinie zdenerwowana wparowałam do jej sypialni. W sypialni mojej przyjaciółki bazowały kolory: biały i szary. Podeszłam szybkim krokiem do jej łóżka. Spała...ja się pytam jak można spać do 12.00? Spoko rozumiem, że wczoraj była na imprezie, ale bez przesady. Przeszłam przez drzwi, prowadzące do łazienki Meggie. Wzięłam różową miednice i nalałam do niej jedną czwartą wody. Wzięłam, teraz ciężką miskę z wodą na swoje słabe ramiona. Powędrowałam z powrotem do pokoju Meg. Stanęłam nad śpiącą przyjaciółką. Przechyliłam miednicę i...po całej willi rozniósł się wrzask Meggie.
-Masz przerąbane.-powiedziała przez zaciśnięte zęby ze złą miną.
-Do której to się śpi, co?-powiedziałam z ''bananem'' przyklejonym do twarzy.
-Do której chce.-wytknęła mi język.
-Dobra wstawaj, kawę ci zrobiłam i już pewnie jest zimna.- powiedziałam do niej próbując nie wybuchnąć śmiechem, gdyż włosy miała przyklapnięte z powodu wody.
-Ok..ok już wstaje.-powiedziała od niechcenia.
POV Meggie
Co ona sobie wyobraża? Budzić mnie i to w taki sposób. Poszłam wysuszyć mokre włosy. Po ich trudnym rozczesaniu, zawróciłam do swojego pokoju. Przeszłam z niego do garderoby i wybrałam ciuchy zamiast mokrej piżamy.
Zeszłam na dół do jadalni, w której była Anne, czekająca na posiłek. Usiadłam przy sześcio-osobowym stole. Po jakimś czasie do pokoju przyszła Linda z naleśnikami. Naleśniki nie dość, że były pięknie podane to smakowały jak raj. Do jadalni wparowała Liv, nasza przyszywana matka.
-Ojciec was prosi do gabinetu.-powiedziała trzydziesto-dwu latka, podejrzanym głosem. Tak jakby, ...cieszyła się z czegoś. Ale z czego?
-Czy coś się stało?-zapytała jako pierwsza Ann. Nie dostałyśmy odpowiedzi. Liv wyszła z jadalni, w której przed chwilą jadłam śniadanie. Szybko wymieniłam się spojrzeniami z przyjaciółką, po czym wstałam z krzesła i powędrowałam do gabinetu. To samo zrobiła za mną Anne. Kierowałyśmy się na pewną ''śmierć''. Korytarz dłużył się niemiłosiernie. Stałyśmy przed drzwiami do pokoju "tortur"spojrzałam na Ann a ona na mnie .Wzięłyśmy po głębokim oddechu i chwyciłam za klamkę.
-Dzień dobry, dziewczynki mam nowinę. - powiedział głęboki męski głos.
-Jaką? - spytała ze zdziwieniem i ze strachem w głosie Ann.
-Zostałyście przyjęte na uniwersytet College London.-powiedział nasz ojciec ,Jasper.
-Źle nam było w tej szkole?! - powiedziałam z gniewem w głosie.
-Oczywiście , że nie ale chcemy byście uczyły się lepiej a szczególnie ty Meggie.- spojrzał na mnie srogim wzrokiem
-Pff.- prychnęłam.
-Ja nigdzie nie jadę!-krzyknęła Ann zrozpaczona. Moja przyjaciółka wybiegła z gabinetu.
-I widzisz co zrobiłeś? Znowu zmieniasz jej otoczenie - prychnęłam z pogardą w głosie. Wyszłam trzaskając drzwiami , pobiegłam za Anne .Tą rozmowę słyszała Monika. Gdy dobiegłam do pokoju mojej przyjaciółki drzwi były zamknięte. O nie…to nie może się powtórzyć. Zaczęłam walić w drzwi jak najmocniej.
-Otwórz!- krzyknęłam, roztrzęsiona. Z za rogu korytarza wyłoniła się sylwetka Moniki. Polka miała zmartwioną twarz. Widząc mnie podbiegła. Spojrzałam na nią, a ona szybko pobiegła na zaplecze po zapasowy klucz. Bardzo się martwiłam o Ann, była słaba po rozstaniu z Jacksonem. Poczułam coś na rękach, coś po nich płynęło. Przestałam uderzać o drewniane drzwi. Spojrzałam na dłonie, pokryte były szkarłatną cieczą. Otrząsnęłam się, gdy usłyszałam ja pokojówka otwiera zamek. Wbiegłam potykając się o swoje nogi do pokoju, do którego próbowałam się dostać. Usłyszałam szloch dobiegający z łazienki. Podeszłam spokojniej, lecz nadal szybko do czarnych drzwi. Nacisnęłam klamkę i ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte. Jednym zwinnym ruchem nadgarstka, pociągnęłam klamkę, która natychmiast ustąpiła. Otworzyłam szerzej drzwiczki. Widziałam już ten obraz w przeszłości. Był straszny, sylwetka kruchej dziewczyny stojącej nad umywalką. Trzymającą w prawej ręce żyletkę, przykładając ją do lewego nadgarstka. Szybko wyrwałam przyjaciółce ostry przedmiot raniąc się odrobinę. Anne pisnęła ze strachem patrząc na moje dłonie. Podbiegła do mnie i mocno przytuliła szepcząc ciche: ''przepraszam''. Monika odchrząknęła. Kurcze zapomniałam, że tutaj jest.
-Eee…mogła by pani nie mówić rodzicom?- zapytałam z nadzieją w głosie. Monika często zajmowała się nami, dobra cały czas.
-Dobrze, ale opatrzę ci rany.- powiedziała z troską po czym spojrzała w stronę moich zakrwawionych dłoń. Uśmiechnęłam się lekko. Ann wzięła apteczkę i podała naszej opiekunce. Podziękowałam polce, gdy skończyła. Do łazienki Anne weszła Liv. Dopiero teraz zobaczyłam jak pięknie wygląda.
Na szczęście Monika zdążyła odstawić apteczkę na miejsce. Matka miała srogą minę.
-Co wy tu robicie?- zapytała od niechcenia.
-Nic.- odpowiedziałam równie ponurym głosem.
-Pakujcie się, jutro wylatujecie o 8.55.- dopowiedziała z chytrym uśmieszkiem.
-Mam im pomóc?- odezwał się Monika po raz pierwszy odkąd weszła Liv.
-Nie trzeba, jesteśmy już duże.- powiedziała Ann, miękkim głosem. Gdy matka i opiekunka opuściły pokój, spojrzałam w stronę przyjaciółki. Posłałam jej słaby uśmiech i powiedziałam szeptem ''wszystko będzie dobrze''. Lecz sama w to nie wierzyłam. Wyszłam z ''komnaty'' Anne, mówiąc szczerze pokoje są naprawdę duże.
No w końcu mieszkamy w willi bogatych Jaspera i Liv Vegas. Wyciągnęłam lekko zakurzoną fioletową walizkę i zaczęłam wkładać do niej ciuchy i bieliznę. Do drugiej torby pakowałam buty. Gdy skończyłam spojrzałam na zegarek w białej oprawce. Wskazywał on godzinę 23.52. Ziewnęłam po czym skierowałam się po piżamę, by móc wziąć zimny prysznic po ciężkim dniu w domu. Po skończeniu relaksowania się poszłam spać, lecz nie tak od razu myślałam, myślałam o uniwersytecie, o ludziach i o … Ann. ''Jak się tam będzie czuła?'' i ''Co się wydarzy?''.
***
Oto pierwszy rozdział, jak myślicie co wydarzy się w Londynie? Jak wrażenia? Chyba troszkę nudne, ale to pierwszy rozdział.
Postacie, które doszły w tym rozdziale:
*Monika Wirter
*Linda Kennet
*Liv Vegas
*Jasper Vegas