niedziela, 28 maja 2017

Rozdział 20 "Na pewno się całowali"

POV Justin
Jadąc do domu myślałem o wydarzeniu, które miało miejsce chwilę temu. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale gdy zobaczyłem Ann z jakimś chłopakiem w kawiarni to mnie coś w środku zakuło. W jednej chwili byłem na nią zły, a w drugiej zirytowany. Zachowywałem się jak baba pod czas okresu, ale nie mam pojęcia dlaczego. I ten moment, gdy zapytała czy jestem o nią zazdrosny. Nie wiedziałem co powiedzieć, plątałem się we własnych słowach, lecz jeśli teraz powtórzyłaby to pytanie, wyśmiałbym ją i powiedział jedno wielkie przepełnione pogardą NIE. Justin Bieber nigdy nie jest i nie będzie o nikogo zazdrosny! Wracając do telefonu, dzwonił Tom i chciał żebym dał jednemu facetowi sporo koki, bo podobno robi imprezę. Musiałem się wrócić na chwilę do domu po towar i pojechać na umówione miejsce.
POV Anne
-Tęskniłaś? Myślałaś o mnie?- pytał, ale nie chciał dopuścić mnie do słowa.
-Ja...- nie wiedziałam co mam powiedzieć, skłamać czy przyznać się, że czasem przypominałam sobie niektóre wspomnienia z nim. Ale czy tęskniłam? Zdecydowanie nie.- Ja nie wiem.- wzruszyłam lekko ramionami spuszczając wzrok.
-Jak zwykle nic nie wiesz, chociaż to się nie zmieniło.- przeszedł przez siatkę. Gdy był już po mojej stronie, zaczął mi się bardziej przyglądać. Ja również cały czas go obserwowałam. Bałam się to mało powiedziane, byłam przerażona. Nie wiedziałam do czego jest zdolny, w pewnym sensie uciekłam od niego. Jason przyciągnął mnie do siebie i objął w tali, przez co się spięłam.-I spięta jak zawsze.
Widziałam, że nie mógł powstrzymać szelmowskiego uśmiechu, a ja mimo wszystko wywróciłam oczami. Za jego plecami ujrzałam Evana trzymającego Jasmine za rękę. Bez namysłu zaczęłam piszczeć i próbować się wyrwać z jego uścisku. Jason był zdezorientowany, ale nie puścił mnie. Para skierowała wzrok na mnie i mojego oprawcę, którego zrobiłam z mojego byłego chłopaka. Ostatnio zauważyłam, że dużo dzieje się w moim życiu... trochę za dużo. Jason przerzucił mnie na swoje plecy i zaczął biec. Teraz to ja byłam zdezorientowana. Widziałam jak moi przyjaciele starają się do nas dobiec, naprawdę tego chciałam. Jednak Jason od zawsze był wysportowany. Chłopak skręcił w jakąś ciemną uliczkę i zanim zdążyłam jakkolwiek się odezwać, zamknął mi usta ręką. Widziałam przebiegających obok Evana i Jasmine, byli zaniepokojeni. Brązowowłosy odwrócił mnie do siebie, był wściekły, jego tęczówki zrobiły się prawie czarne. Przełknęłam ślinę i opuściłam wzrok na swoje buty. Jason złapał mnie za ramie, co nieźle bolało, ale jedyne co zrobiłam to zacisnęłam wargi w cienką linie. Wprowadził mnie w głąb zaułka, jednak na jego końcu zobaczyłam obskurne drzwi. Otworzył je kluczami, po czym wepchnął mnie do środka. Cały jego, jak mi się zdaje, dom składał się z bodajże dwóch pomieszczeń: salono-kuchnio-przedpokojo-sypialni, a stamtąd prowadziły drzwi zapewne do łazienki. Jego mieszkanie wyglądało strasznie, zaniedbane i brudne. Wszędzie walały się puszki po piwie i niedopałki papierosów. Brązowowłosy poprowadził mnie na sofę, która gdy tylko usiadłam zaskrzypiała. Chciałam coś powiedzieć, ale nie do końca wiedziałam co.
-Czemu zwróciłaś na siebie uwagę?- syknął, zakładając skrzyżowane ręce na klatce piersiowej. Ugh...
-Głupie pytania zadajesz Jason...- byłam teraz zła, dzięki czemu od razu zrobiłam się pewniejsza -Nie wiem co chcesz ze mną zrobić, ale ja się nie dam i tyle. Nie chciałam z tobą nigdzie iść, dobrze o tym wiesz.- fuknęłam. Chłopak prychnął i wywrócił oczami.
-Zmieniłaś się, jesteś bardziej pyskata... i mi się to podoba.- uśmiechnął się łobuzersko. A mnie wbiło w tą starą, trzeszczącą kanapę.
-Jesteś chory.- warknęłam, ale on się dalej szczerzył do mnie. Postanowiłam więcej nie przebywać w jego otoczeniu i wstałam z kanapy. Ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych, jednak drogę zagrodził mi nie kto inny jak Jason.
-Już mnie opuszczasz, skarbie?- przyciągnął mnie do siebie. Mam tego dość. Obróciłam się powoli w jego stronę i... kolanem trafiłam w jego przyrodzenie. McCann zwijał się na podłodze, a ja szybkim krokiem wyszłam z jego mieszkania i zamknęłam za sobą drzwi. Wybiegłam na główną ulicę, po czym idąc na przystanek autobusowy odblokowałam telefon. Był wyciszony, dlatego dopiero teraz zobaczyłam, że mam sporo nieodebranych połączeń od Evana i Jasmine. Zadzwoniłam do farbowanego blondyna.
-Anne! Boże, jak się cieszę, że dzwonisz.- powiedział z ulgą. Słyszałam jak przekazuje swojej dziewczynie, że się „odnalazłam”.
-Nie martwcie się już wracam do domu.- powiedziałam, sprawdzając jak kursują autobusy.
-Ale jak? Jak się wyrwałaś od tamtego chłopaka?- spytał przejęty.
-Nie było łatwo, ale dałam sobie radę.- uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy przypomniałam sobie komiczną minę Jasona. Rozmawialiśmy jeszcze parę sekund po czym, pożegnaliśmy się i przerwaliśmy połączenie. W tym samym czasie podjechał mój autobus, do którego z ulgą wsiadłam. Podłączyłam słuchawki do komórki, założyłam je i puściłam swoją playlistę. Przez całą drogę myślałam nad dzisiejszym dniem, który pod względem dziwności i spontaniczności dorównywał pozostałym dniom od przeprowadzki. Wszystko dzieje się tak szybko, a zarazem wolno. Wysiadłam na najbliżej położonym przystanku od mojego domu, ale mimo wszystko musiałam i tak jeszcze iść jakieś piętnaście-dwadzieścia minut. Rozglądając się, podziwiałam różne chatki. Tak zleciała mi cała droga. Popychając furtkę, zauważyłam zapalone światło w pokoju Meggie, z czego mogłam wywnioskować jakąś kolacje, mam nadzieje jadalną. Weszłam do przedpokoju i zdjęłam buty. Przebiegłam salon, kierując się na pierwsze piętro. Zapukałam do drzwi od sypialni Meg i nie czekając na „proszę” wparowałam do pokoju. Wytrzeszczyłam oczy i zakryłam sobie ręką usta, by nie wybuchnąć śmiechem. David właśnie leżał na mojej przyjaciółce, przygwożdżając jej nadgarstki do ramy łóżka. Przed tym jak weszłam na pewno się całowali, bo oddychali szybko i nierównomiernie. Byli czerwoni jak dwa dojrzałe buraczki. Powoli wycofałam się z azylu mojej siostry, zamykając cicho drzwi. Zeszłam na parter i skierowałam się do kuchni. Zajęłam się robieniem kanapek i nastawianiem wody na herbatę, pod nosem cały czas podśmiewałam się z tej, jakże niezręcznej dla nich, sytuacji. Gdy skończyłam gołąbeczki akurat przyszły. Siedliśmy w trójkę przy stole, jedząc i pijąc. Meggie patrzyła na mnie spode łba, a David wpatrywał się w swój talerz. Wywróciłam oczami i postanowiłam zacząć rozmowę.
-Meg, nie uwierzysz kogo dziś spotkałam.- zaczęłam, przełykając kęs kanapki.
-Kogo? Pewnie tego przylepasa, co?- pytała z wyraźnym zaciekawieniem, które wykazywał również Swift.
-Też, ale nie o niego mi chodzi.- zaśmiałam się, po czym wzięłam łyka gorącej cieczy, parząc sobie język. -Jasona McCanna.- dopowiedziałam z grymasem, ale nie trwał on długo. Oczy dziewczyny były teraz wielkości spodków, przypatrywała się mojej twarzy szukając oznak strachu. Jednak niczego takiego się nie dopatrzyła, ponieważ byłam tylko i wyłącznie rozbawiona. Wyobrażenie mojego byłego, przykładającego sobie lód do krocza, było po prostu zabawne.
-Oo-kej.- wpatrywała się we mnie dziwnie.
-To powiedz mi, z czego dokładnie ma być ten test.- mruknęłam.
-W sumie to sama nie wiem, poprosiłam by David przyszedł i mi wytłumaczył parę rzeczy.-odburknęła, rumieniąc się.
-Aha.- zaśmiałam się, więc to tak. Dość ciekawie im ta nauka wyszła, ale co się dziwić, w końcu sprawdzian ma być z biologi, co nie? Nie chcąc im dłużej zawadzać, sprzątnęłam wszystkie brudne naczynia do zmywarki, przy okazji nastawiając ją. Weszłam po raz kolejny dzisiaj po schodach, ale tym razem skierowałam się do swojej sypialni, by się trochę pouczyć.
**
Usłyszałam swój budzik i natychmiast się podniosłam. Rozejrzałam się, po czym poszłam wyłączyć ustrojstwo. Spałam na biurku, na którym były książki i notatki z biologii. Strasznie się nie wyspałam i bolały mnie plecy. Ubrałam się i zeszłam zrobić śniadanie.

Postanowiłam po prostu podgrzać mleko w mikrofalówce i nasypać sobie czekoladowych kuleczek, które po prostu kocham. Podczas przygotowania mojego jakże wykwintnego posiłku, swoim towarzystwem zaszczyciła mnie Meggie. Uśmiechnęłam się do niej, a ona zaspana odwzajemniła mój gest. Zaniosłam śniadanie do salonu i odłożyłam na stół. Wbiegłam po schodach do swojego pokoju i wzięłam notatki, które wczoraj zdążyłam zrobić. Zeszłam tym razem spokojniej, by się nie zabić. Zasiadłam do stołu i zaczęłam jeść, przy okazji czytając notatki. Gdy skończyłam zauważyłam, że Meg nie ma naprzeciwko mnie. Z salonu usłyszałam włączony telewizor, dzięki czemu wiedziałam gdzie jest zguba.
-Meggie, co oglądasz?- spytałam siadając obok niej, ale cały czas patrząc na notatki.
-Pogodę, w końcu do nas jesień dotarła.- odpowiedziała uradowana.
-Nie rozumiem z czego się cieszysz. Jesienią zaczyna być coraz zimniej i cały czas leje deszcz. -burknęłam pod nosem, próbując czytać po raz trzeci te same zdanie.
-No i co z tego, że jest coraz zimniej, możesz się po prostu cieplej ubrać. Pod czas deszczu możesz założyć jakiekolwiek buty i poskakać po kałużach. O, albo gdy kolorowe liście spadną z drzew, możemy zagrabić je na jeden stos i skakać na niego, jak za dawnych lat. -mówiła z takim podekscytowaniem, że aż na nią zerknęłam spoza kartek.
-W twoim przypadku, to „za dawnych lat” było jakiś rok temu. -mruknęłam, po czym wzięłam pilot i wyłączyłam telewizor.
-Ej, właśnie miał się zacząć Spongebob! -warknęła, próbując mi wyrwać pilota.
-Chodź i nie marudź, bo się spóźnimy. -śmiałam się z niej, normalnie jak z dzieckiem. Przeszłyśmy do przedpokoju i zaczęłyśmy się ubierać w lekkie kurtki, szaliki i buty za kostkę. Gotowe wyszłyśmy przed dom, jednak chwilę później wracałam się po dwie parasolki, gdy moja przyjaciółka grzała swój zad w aucie. Przebiegłam przez podwórko do samochodu i jak najszybciej wsiadłam.
-Ale ty wiesz, że mogłaś otworzyć parasol, a nie biec jakby ci ktoś garnkiem groził? -widziałam, że próbuje nie wybuchnąć śmiechem.
-Żebym ja ci przypadkiem nie pogroziła. -wystawiłam do niej język, po czym obrażona odwróciłam się w stronę okna.
-Czym, parasolką? -śmiała się na całego.
-A żebyś wiedziała, że tak. -mruknęłam, zakładając ręce na klatce piersiowej. Dziewczyna jedynie pokręciła głową, dalej się uśmiechając i nareszcie ruszyła. Po drodze śpiewałyśmy każdą piosenkę, która w danej chwili była puszczana w radiu. Gdy dotarłyśmy pod szkołę miałyśmy jeszcze dziesięć minut do pierwszej lekcji. Więc przez ten czas postanowiłyśmy się pouczyć do sprawdzianu z biologi w ogrzewanym samochodzie.
**

Jestem taka zmęczona dzisiaj, a jeszcze wf. To pewnie przez pogodę, która była i zapewne przez tydzień będzie okropna, od rana jest oberwanie chmury. Lecz jest jeden plus dzisiejszego dnia – Justin nie pojawił się w szkole. Sprawdzian poszedł mi chyba dość dobrze. Aktualnie jem sałatkę przy stoliku z Meggie, Evanem i Jasmine. Parę polubiłam mimo, że nie znam ich długo, to świetnie się dogadujemy. Uśmiechnęłam się, gdy zauważyłam jak Jas podkrada frytki Evanowi, po czym robi komiczną minę w stylu „ja nic nie wiem”. Dokończyłam swój posiłek, po czym tak jak reszta wstałam od stolika i wyrzuciłam plastikowy talerzyk, a tackę odłożyłam. Gdy szłam pod szatnię dla dziewcząt zastanawiałam się czy czegoś przypadkiem nie chcę zmienić w swoim wyglądzie. Po dzwonku razem z resztą dziewczyn poszłam się przebrać. Stroje były szkolne, zwykła biała koszulka i czarne krótkie spodenki. W sumie nic niezwykłego. Na wf'ie graliśmy w siatkówkę, było okej. Mimo wszystko, zmęczyłam się. Umyłam się szybko i poszłam ubrać w swoje ciuchy. Wracając do domu zastanawiałam się czemu Justina nie było dziś w szkole... zaraz dlaczego ja w ogóle o nim myślę? Nie ważne.
*******
Tak......
Nie wiem czy pisanie tego opowiadania ma jeszcze sens i czytelników. Nie mam na nie weny, ale czasu, mimo wszystko, mam sporo. Bardzo was wszystkich przepraszam, że dodaje to dopiero teraz, po 11 miesiącach. Przepraszam jest mi na prawdę wstyd, ale nic nie mogę z siebie wyciągnąć, tylko to co widzicie i nie mam pojęcia czy będzie kolejny rozdział czy po prostu tego nie porzucić. No cóż... 
Bardzo wam dziękuję za prawie 15 tysięcy wyświetleń, najbardziej dziękuje mojej najlepszej przyjaciółce Magdzie (jej profil). Kocham Cię i dziękuję za całe wsparcie oraz pomysły <3

niedziela, 19 czerwca 2016

Rozdział 19 " "Randka" "

POV Anne
Wczoraj z powodu tego co się wydarzyło, zapomniałam nastawić budzika. Z rana robiłam wszystko niedbale i na szybko. W tym momencie zbiegałam ze schodów chowając klucze od domu do torebki. Wsiadłam do auta, w którym siedziała, o dziwo, wyszykowana i gotowa Meggie. Spojrzałam zdenerwowana na Meg, była mocno rozbawiona. Wyciągnęłam szczotkę do włosów z torby i zaczęłam rozczesywać kołtuny. Dziewczyna już chciała coś powiedzieć, lecz zgromiłam ją wzrokiem w stylu „nawet o tym nie myśl”. Zaburczało mi głośno w brzuchu, przez co jęknęłam. Rano miałam czas tylko na ubranie się i umycie zębów.
*30 min później*
Korytarze były puste, czułam się jakbym przebiegła co najmniej dwa kilometry, mimo że pokonałam tylko odległość z parkingu do holu. Bolały mnie płuca, miałam wrażenie, że wbijają się w nie małe igiełki. Ah ta kondycja... Na dworze było pochmurno i szaro z powodu deszczu. Przez co i korytarze były dziwnie mroczne. Spojrzałam za siebie, w oddali zauważyłam Meggie, która poszła w stronę schodów posyłając mi ostatnie pożegnalne spojrzenie. Nabrałam powietrza kiedy straciłam ją z oczu. Co prawda od sali dzieliło mnie zaledwie pięć metrów, ale przejście tego dystansu okazało się dla mnie torturą. Kiedy wreszcie dotarłam do drzwi i weszłam do sali, cała klasa wgapiała się w dużą plazmę wiszącą nad tablicą, łącznie z nauczycielką. Powoli weszłam do środka, jak najciszej zamknęłam drzwi i jeszcze raz rozejrzałam się po sali. Z daleka zobaczyłam kilka wolnych miejsc, jedno z nich obok Justina. Chłopak ledwo podniósł na mnie wzrok, miałam wrażenie, że jest zainteresowany filmem. Odważyłam się dosiąść do blondyna, a kiedy nie raczył zaszczycić mnie swoim spojrzeniem, zaczęłam perfidnie się na niego gapić. Oparłam swój policzek na zaciśniętej pięści i zmarszczyłam czoło, starając się naśladować Justina. Widziałam tylko jego profil, ale dostrzegłam na jego twarzy lekki uśmiech.
-Obiecuje ci, że nie spojrzę na ciebie do końca lekcji.- powiedział.
Nie uwierzyłam mu i wbiłam swój palec pomiędzy jego żebra. On jednak położył głowę na ławce i spuścił wzrok. Cóż tak mi się chyba nie uda, muszę przyjąć inną strategie. Położyłam mu rękę na plecach i przejechałam nią lekko w dół, co też nie przyniosło skutku, bo chłopak jedynie mruknął coś pod nosem i z powrotem zajął się oglądaniem filmu. Wiedziałam, że korci go, żeby na mnie spojrzeć, więc postanowiłam udać obojętność i odwróciłam się w stronę okna. Przez chwilę naprawdę zapomniałam o Justinie. W oddali zauważyłam dziwie znajomą, zakapturzoną postać. Każdy krok tej osoby zdawał się mnie utwierdzać w przekonaniu kim jest ten człowiek, ale to przecież niemożliwe. Nagle chłopak idący ulicą zrzucił kaptur z głowy. Z wrażenia i strachu spadłam z krzesła. Zdawało mi się jednak, że nikt nie zwrócił na mnie uwagi, z wyjątkiem Justina. Natychmiast wstał i pomógł mi usiąść.
-Dlaczego spadłaś z krzesła?- zapytał odwracając ode mnie wzrok. 
-Yyy... potknęłam się.- palnęłam, nawet nie myśląc.- Spojrzałeś na mnie, złamałeś obietnice.- dopowiedziałam szybko, by nie zadawał więcej pytań na temat mojego upadku.
-Jaka obietnica?- widziałam, że udawał głupiego.
-Ta, którą złożyłeś na samym początku lekcji.- przewróciłam oczami. Chłopak zaczął cicho chichotać, po czym założył mi za ucho niesforny kosmyk. Yyy... to było zdecydowanie nie na miejscu... chyba.
-Potknęłaś się, tak?- spytał szeroko się uśmiechając, ja jedynie zawstydzona spuściłam wzrok na splecione ręce.
-No, tak.- mruknęłam pod nosem. Blondyn pokręcił głową rozbawiony. Nie wiedząc co zrobić zaczęłam oglądać film. Po jakiś dziesięciu minutach poczułam, że brązowooki trąca mnie swoim kolanem w moją nogę. Na początku starałam się nie zwracać na to uwagi. Jednak po kolejnych 10 minutach zrobiło się to wkurzające, bardzo wkurzające. Zdenerwowana spojrzałam na niego, chłopak przyglądał mi się w skupieniu cały czas szturchając mnie. -Mógłbyś przestać?- spytałam przez zaciśnięte zęby.
-Nie.- puścił mi oczko i perfidnie się do mnie uśmiechnął. Zezłoszczona spojrzałam na zegarek naścienny. Jeszcze pięć minut i będę wolna... przez krótką przerwę. Zaczęłam stukać paznokciami o ławkę, prosząc o to by Justin przestał tykać mnie swoim kolanem w moje. Zadzwonił dzwonek, nareszcie! Jeszcze tylko dwie lekcje i będzie dłuższa przerwa, na której wreszcie będę mogła coś zjeść. Myśląc tak o lunchu wpadłam na jakiegoś chłopaka.
-Bardzo cię przepraszam.- powiedziałam zawstydzona.
-Nie, to ja przepraszam. Powinienem uważać gdzie idę, a nie smsować.- powiedział platynowy blondyn, drapiąc się w tył głowy. -Tak w ogóle, to jestem Evan.
-Anne.- uścisnęłam lekko jego dłoń. Jeszcze tydzień temu nawet by mi się nie przyśniło, że mogłabym gadać z jakimkolwiek chłopakiem na "luzie".
-Naprawdę cię przepraszam za tą wpadkę. Może miałabyś dziś po szkole czas, bym ci jakoś to wynagrodził?- zaproponował, uśmiechając się przy tym niesamowicie.
-Jasne.- zgodziłam się, bez zastanowienia. Wymieniliśmy się numerami. Pomachałam mu na pożegnanie, po czym zaczęłam się kierować pod klasę, w której miałam mieć następną lekcję. Po szkole postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu, by przygotować się do wyjścia z Evanem. Najpierw odrobiłam lekcje, po czym przeszukałam swoją szafę, wybrałam wygodny strój, w końcu nie wiedziałam przecież dokąd idziemy.



Mój telefon wydał z siebie krótki dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej. Wzięłam go do ręki i przejechałam palcem po dotykowym ekranie. Uśmiechnęłam się na widok smsa od Evana.

Od: Evan
Moglibyśmy się spotkać w kawiarence niedaleko centrum?

Do: Evan
Dobrze.

Odłożyłam telefon na biurko, po czym wzięłam do ręki szczotkę i zaczęłam czesać włosy w niedbałego kłosa. Szybko się uporałam z fryzurą, na piętrze zostawiłam karteczkę, by Meggie się nie martwiła. Zamknęłam dom, po czym z lekkim uśmiechem ruszyłam w stronę umówionego miejsca. Zajęło mi to jakieś pół godziny. Z daleka widziałam szyld mojej ulubionej kawiarni. Weszłam do środka, od razu biorąc głęboki wdech. Poczułam mocny zapach kawy, którą uwielbiałam. Ściany kafejki były koloru miętowego. Okrągłe, brązowe stoły były nakryte białymi obrusami, prawie każdy ktoś okupował. Wystawy różnych ciast, babeczek, pączków i innych wypieków cieszyły oko. W środku panowała przyjemna, ciepła atmosfera. Rozejrzałam się i dostrzegłam blondyna, siedzącego przy oknie, które przysłonięte były kremowymi, cienkimi firankami.
-Cześć.- powiedziałam pierwsza, ciesząc się, że nie muszę się nudzić w domu.
-Cześć.- chłopak natychmiast wstał i odsunął mi krzesło. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Jaki gentlemen. - przeszło mi przez myśl. -Na co masz ochotę?- podał mi kartę do ręki, po czym się uśmiechnął. Spojrzałam na cienką książeczkę, po chwili wiedziałam co chciałabym zamówić.
-Karmelową latte, poproszę.- powiedziałam, gdy tylko podszedł do nas kelner, któremu przy okazji oddałam kartę.
-Ja za to poproszę cappuccino.- siknął głową do kelnera, że może już odejść. Blondyn chciał zacząć rozmowę, gdy przerwał mu dzwoniący telefon. Chłopak uśmiechnął się do mnie przepraszająco, po czym wstał i skierował się w stronę toalety. Czekałam krótką chwilkę, a przy zajętym przeze mnie stoliku pojawił się ten sam kelner, co wcześniej, tylko tym razem z moim i Evana zamówieniem. Podziękowałam cicho starszemu o przynajmniej sześć lat mężczyźnie, peszył mnie jego wzrok. Mimo, że chłopak był przystojny, nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego, gdy był blisko czułam, że jest typowym magnesem na problemy. Tak jak Justin.- stwierdziłam w myślach.
-A mimo to się z nim zadaję.- szepnęłam pod nosem, mieszając łyżeczką swój napój. Patrzyłam za okno, niebo było do teraz przysłonięte granatowymi chmurami, z których po parunastu sekundach spadł obfity deszcz. Przyglądałam się spływającym kropelkom wody po szybie, gdy znów GO zauważyłam. Stał po drugiej stronie ulicy, oparty o drzewo i co chwilę zaciągał się papierosem. Starałam się przyjrzeć mu choć trochę bliżej, jednak odległość, deszcz i sam jego ubiór (kaptur na połowie twarzy i ledwo zauważalne okulary przeciwsłoneczne) wcale nie pomagały. Jedyne co udało mi się dostrzec to typowy szelmowski uśmieszek, który znałam aż za dobrze. Patrzyłam się przez dłuższy czas na niego, gdy poczułam lekki uścisk na ramieniu, mimo wszystko podskoczyłam przestraszona.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć, czy coś.- Evan zdezorientowany, podrapał się w tył głowy.
-Nic się nie stało, po prostu się zamyśliłam.- powiedziałam, przelotnie zerkając za okno. Nie ma go już.
-To... ile masz lat?- palnął chłopak, chcąc jak najszybciej zagłuszyć niezręczną ciszę, między mną a nim, chociaż w kawiarence panował gwar.
-Siedemnaście, a ty?- odparłam, nie chciałam by czuł się niezręcznie.
-Osiemnaście.- odetchnął z ulgą. -Mieszkam w internacie zaraz obok szkoły, ciebie tam nie widziałem, więc pewnie mieszkasz tu na stałe.
-Można tak powiedzieć.- odparłam, zaczynając pić już zimną, ale nadal przepyszną latte.
-Co masz na myśli?- blondyn zmarszczył brwi wyraźnie zaciekawiony.
-Jasper kupił mi i Meggie dom podczas naszego pobytu tu.
-Jasper to twój lub Meggie chłopak?- zapytał, na co ja o mało co nie wyplułam kawy. Odstawiłam ją na bok i zaczęłam się śmiać na całego. -Co cię tak bawi?- spytał, uśmiechając się szeroko na widok mojej głupawki.
-No bo...- musiałam zakryć twarz dłońmi, czułam jaka czerwona jestem- Jasper to mój i Meg ojczym.- teraz to i chłopak śmiał się razem ze mną. Po paru minutach ciągłego śmiechu i prób uspokajania się usłyszeliśmy ciche stukanie w szybę. Oboje zwróciliśmy tam swój wzrok. Za szybą stała szczupła brunetka z brązowymi oczami, trzymała kolorową parasolkę i uśmiechnięta machała do nas. Kilka minut później siedziała obok mnie, cała w skowronkach.
-Jestem Jasmine, dziewczyna tego oto tlenionego blondasa.- mówiąc to mrugnęła do Evana, a do mnie wyciągnęła prawą dłoń, którą lekko uścisnęłam.
-Anne.- mruknęłam cicho, chichocząc pod nosem. Brunetka była taka radosna, że i mi się zdarzyło parę razy szeroko uśmiechnąć. Dziewczyna chwilę później zajadała się zamówionym ciastem i popijała kawą blondyna, który był "obrażony".
-Jak chcesz to ci kupie kawę, tylko oddaj mi moją.- jęknął zrezygnowany, ale również rozbawiony. Jasmine tylko mruknęła niewyraźnie, że czyjeś smakuje najlepiej i konsumowała dalej słodkości. Wyglądali tak słodko, że aż im zazdrościłam. Dopełniali się idealnie. Spojrzałam na zegarek naścienny w białej ramce, była 17:55. To był bardzo szybki dzień, taki dość spokojny... no, prócz kolesia, którego dziś widziałam dwa razy. Mój telefon zabrzęczał, więc wyjęłam go ze spodni, by sprawdzić o co chodzi.

Od: Meg
Ale ty pamiętasz, że mamy sprawdzian jutro z biologii, prawda?

Całkowicie o tym zapomniałam, a do tego w poniedziałek mnie w szkole nie było, więc muszę jeszcze trochę nadrobić zaległości.

Do: Meg
Zapomniałam, zaraz wracam.

Gdy tylko podniosłam wzrok z telefonu, zobaczyłam jak Jasmine brudzi nos Evana bitą śmietaną. Jego mina wyrażała zdezorientowanie, połączone z rozbawieniem i dużą ilością miłości do brązowookiej. Szybko znalazł się obok niej i zaczął wycierać nos w jej szyje, przez co dziewczyna głośno się śmiała i nie ukrywam, że na mojej twarzy również zawitał uśmiech.
-Wiecie co gołąbeczki? Ja muszę niestety już wracać, bo jutro mam sprawdzian i wiem tylko tyle, że dotyczy biologii.- chyba dopiero po tym jak się odezwałam, przypomnieli sobie, że są w kawiarni, a ja siedzę z nimi przy stole. Jasmine zrobiła się cała czerwona, za to chłopak zawstydzony podrapał się w tył głowy. Nie byli typową parą ogień-woda, mieli ze sobą dużo wspólnego. Z tego co zdążyłam zauważyć oboje lubią sobie dokuczać, śmiać się z normalnych sytuacji, czy po prostu obejrzeć ich ulubiony film lub posłuchać tego samego rodzaju muzyki. Wstałam od stołu i położyłam pieniądze obok szklanki po latte. Jasmine trzepnęła brązowookiego w głowę, wyraźnie była zawiedziona nim.
-Może cię podwieźć?- spytała z uśmiechem, który chyba zawsze jej towarzyszy. Po wypowiedzeniu tego pytania, przez dziewczynę, Evan zachował się, jakby nagle go olśniło.
-Nie, dzięki. Z chęcią się przejdę i trochę pomyślę, do tego już nie pada.- uśmiechnęłam się do nich przepraszająco. Podeszli do mnie i oboje przytulili. Przechodząc przez kawiarnię, rozejrzałam się po niej. Teraz było o wiele mniej ludzi, klientów mogłam policzyć na palcach u jednej ręki. Wyszłam przed restauracje i odetchnęłam rześkim powietrzem po deszczu. Starałam się stawiać nogi na suchych kawałkach chodnika, co nie było proste. Gdybym była normalną nastolatką, zaczęłabym się zastanawiać, dlaczego nie mam chłopaka. Ale nie zastanawiam się, bo wiem dlaczego, nie chcę. Nie chcę znów poczuć zawodu. Jednak Jasmine i Evan to idealna para bez problemów, żyjąca chwilą, teraźniejszością. Nawet nie zauważyłam, że wpadłam na kogoś, a po twardej klacie, mogę stwierdzić, że na chłopaka.
-To ty.- usłyszałam niski głos zanim podniosłam głowę.
-Cześć.- odpowiedziałam patrząc na Justina. -Co z tobą?- zapytałam, nie wyglądał najlepiej, co najmniej jakby chciało mu się wymiotować.
-Nic! Nic się ze mną nie dzieje.- nie spodziewałam się takiej reakcji, teraz wyglądał na wściekłego.
-Właśnie widzę.- westchnęłam unosząc oczy do góry, czym dałam mu znać, że jego zachowanie zbliżone jest do zachowania kobiety w ciąży. -Powiesz mi o co chodzi, czy mogę sobie iść? Wygląda na to, że zaraz znowu się rozpada.- skłamałam, bo niebo było prawie bezchmurne.
-Co miałbym ci mówić?!- spojrzał na mnie zirytowany.
-Nie ważne.- westchnęłam i wywróciłam oczami.
-Jak udała ci się randka? -wypalił nagle. Tym pytaniem wprawił mnie w zdziwienie. Randka? Zmierzyłam go wzrokiem od dołu do góry, nerwowo tupał nogą. Ale, że Evan? W duchu palnęłam się w czoło.
-Jesteś zazdrosny?- wzięłam głęboki wdech i czekałam na jego ripostę lub wybuch. Justin nie uśmiechnął się, nie rzucił tekstem w stylu "chciałabyś" i jeżeli wcześniej byłam zdziwiona to teraz jestem praktycznie sparaliżowana. Zamiast tego spuścił wzrok i podrapał się po tyle głowy. Ten ruch od razu przypomniał mi o Evanie - paradoks.
-Nie wiem, nie, to znaczy tak, znaczy nie. Nie rozumiem samego siebie.- plątał się.
-Ja też nie wiem o co ci chodzi.- nie żeby coś, ale naprawdę nie miałam zielonego pojęcia o co brązowookiemu chodzi.
-Nie ważne.- machnął ręką zrezygnowany, po czym naburmuszył się jak 5-latek, któremu mama nie kupiła wymarzonej zabawki.
-Justin nie jestem twoją dziewczyną, żebyś mógł spodziewać się, że nie będę wychodziła z innymi ludźmi. Zresztą to wcale nie była randka. A jeśli chcesz wiedzieć to ja w życiu, już nigdy, przenigdy nie pójdę na randkę.- fuknęłam urażona, by po chwili uświadomić sobie co powiedziałam. Chłopak wpatrywał się we mnie zdziwiony. Już miał coś powiedzieć, gdy zadzwonił telefon. Odebrał i odpowiadał tak lub nie, na zadawane przez drugiego rozmówce pytania. Po czym bez żadnego pożegnania rozłączył się, kończąc konwersacje.
-Do jutra, mała.- powiedział, po czym pocałował mnie w policzek. Zamurowało mnie i to chyba dosłownie, bo przez jakieś dwie minuty nie ruszyłam się z miejsca. Nawet gdy Justin odszedł, wsiadł do swojego auta i odjechał z piskiem opon. Nadal nie będąc w pełni świadoma, ruszyłam przed siebie. Ocknęłam się dopiero, gdy poczułam, że weszłam w kałuże i to nie byle jaką, bo woda w niej sięgała mi do kostek. Jak poparzona odskoczyłam, rozchlapując wodę na jeszcze większą skalę. Z moich ust posypała się wiązanka przekleństw.
-Nie pamiętam żebyś była taka wulgarna, gdy byliśmy razem.- znam ten głos, znam ten śmiech, ale nie chce GO znać.

-Jason.- szepnęłam, byłam zdziwiona i przestraszona jednocześnie.


**
Tak wiem, długo mnie nie było. I mnie zabijecie/zabiliście xd I nie wiem kiedy kolejny xd
PS. Piłam kawę... ja zła :p
A tak w ogóle to są:
-Evan Mancilly
 -Jasmine Ponnly

piątek, 26 lutego 2016

PRZEPRASZAM

Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! I jeszcze raz PRZEPRASZAM!!! Wiem, że rozdziału nie było ponad dwa miesiące, jak nie trzy. Pewnie nikt już nie czeka na kolejny post itd. Jest mi strasznie głupio, do tego brak weny i inne problemy.
I tak może dla pocieszenia gif z Justinem.

sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 18 "Buszowanie w domu Weyna"

To już rok istnienia mojego bloga!
POV Meggie
Obudziłam się w łóżku... nie moim łóżku. Zaraz! Impreza, alkohol, David. Pośpiesznie rozejrzałam się po pomieszczeniu, na szczęście chłopak leżał obok mnie. Wzdrygnęłam się i spojrzałam pod kołdrę. Uff... jestem w bieliźnie. Wstałam po cichu i wzięłam swoją wczorajszą sukienkę, którą później założyłam w łazience. Miałam wielkie szczęście, że drzwi prowadzące do wcześniej wspomnianego pomieszczenia były w tej sypialni. Po ubraniu się postanowiłam zbudzić chłopaka.
-David pobudka.- szepnęłam, szturchając piwnookiego w ramię.
-Daj spać!- warknął. O nie panie Swift, nie będziemy się tak bawić.- pomyślałam. Rozejrzałam się po pokoju. Hmm... komoda, burko, książki... nie... lusterko, laptop, jakieś ciuchy, szafka. Podeszłam do szafki, po czym otworzyłam ją na rozcież. Książki, duuuużo książek. Z westchnieniem zamknęłam mebel. Wyszłam z pokoju, by poszukać przydatnych rzeczy. Na korytarzu pod ścianą spał chłopak, a obok niego dziewczyna. Wyminęłam parę i zeszłam po schodach. W salonie było strasznie brudno, mnóstwo puszek po piwie i butelek po wódce, czy winie, sporo do połowy pełnych szklanek. Starając się na nikogo, ani na nic, nie nadepnąć ruszyłam w stronę kuchni. Weszłam do pomieszczenia, gdzie był podobny syf co w salonie. Zaczęłam otwierać szafki, znalazłam leki przeciw bólowe, które wzięłam. Sama miałam małego kaca, ale Davidowi bardziej się one przydadzą. Wracając, znalazłam dość sporej wielkości garnek, do tego wzięłam sobie drewnianą łychę. Weszłam z powrotem na piętro i później do sypialni, w której się znaleźliśmy. Stanęłam nad chłopakiem, po czym z zamachem uderzyłam łyżką w garnek. Ciemnowłosy natychmiastowo znalazł się w pionie z mordem wymalowanym na twarzy. Zaczęłam się rechotać jak opętana. Jego reakcja – bezcenna. Wygramolił się z łóżka, podszedł do mnie i... poczochrał po głowie. Serio, David? Serio?- prawie wrzasnęłam na głos. Zaczęłam poprawiać nastroszone włosy. I tak nagle mnie olśniło.
-ANNE!
-Co, Anne?- zdezorientowany chłopak wpatrywał się we mnie jak w wariatkę.
-No, Anne.- złapałam się za głowę.
-Co, no, Anne?- wyraźnie był rozbawiony tą sytuacją.
-A wal się.- warknęłam i założyłam ręce na klatce piersiowej.
-Oj, Meg. Nie obrażaj się.- przytulił mnie. Nie ulegnę, nie ulegnę... nie ulegnę... nie... ulegnę... RZESZ! Odwzajemniłam uścisk chłopaka z lekkim uśmiechem.
-Słuchaj przeszukajmy cały dom Weyn'a, jak nie będzie w nim Anne, to znaczy, że na noc wróciła do domu.- wyjaśniłam.
-Nie lepiej na początku zobaczyć czy Anne, nie ma u siebie?- zapytał. Spojrzałam na niego tak, jakbym chciała go zabić. -Okej, okej... zrobimy jak uważasz.- zaśmiał się, na co ja wywróciłam oczami.
-Pomyślałam, żebyś ty sprawdził parter, a ja sprawdzę pierwsze piętro, pasi?- szturchnęłam go lekko w ramię.
-Pasi. - pokazał mi język, po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł z pokoju. Pościeliłam łóżko i również zrobiłam to, co David przed chwilą. Korytarz był długi i dość wąski. Postanowiłam zacząć od początku. Otworzyłam pierwsze drzwi po prawej. Lekko zaskrzypiały, przez co wzdrygnęłam się. Przy tym wszystkim towarzyszyło odzywające się sumienie. Nie mój dom, a buszuje w nim i zaglądam w praktycznie każdy, najmniejszy zakamarek. W pomieszczeniu znajduje się sporej wielkości biurko, dużo półek i szafek z książkami i kilka lekko zakurzonych i starych obrazów w brązowych ramkach. Na biurku była masa jakiś papierów oraz dokumentów. Postanowiłam nie być aż tak chamska i nie przeglądać ich. Szybko wyszłam z jak mi się zdaje czyjegoś biura. Zamknęłam drzwi, po czym weszłam do pokoju naprzeciwko tego, w którym byłam chwilę temu. Drzwiczki cicho zaskrzypiały, przez co się wzdrygnęłam. Zaczęłam się rozglądać, w środku panował nieskazitelny porządek. Nie to co u mnie w szafie.- pomyślałam. Zapaliłam światło, po sekundzie mogłam więcej dostrzec. Brzoskwiniowe ściany, rama łóżka i komoda w tym samym odcieniu brązu, biały, puchaty dywan, pasujący do wygładzonej, również białej pościeli. Zgasiłam światło i wyszłam po cichu z pokoju. Weszłam do trzeciego, zwykła, wygodna i oczywiście bardzo zadbana łazienka. Utrzymana w zieleni i żółci. Nie zwracając uwagi na szczegóły, poszłam dalej. Kolejna sypialnia, tym razem bardziej „nastoletnia”. Wiecie wodne łóżko, porozwalane ciuchy i gdzieniegdzie gry na konsole. Pokój w kolorze pomarańczowym zdecydowanie wyróżniał się od tych wszystkich pomieszczeń, w których już byłam. Przeszukałam jeszcze trzy pokoje ( małą bibliotekę, dziwne pomieszczenie z masą luster i chyba pokój gościnny). Podeszłam do drzwi z napisem „Weyne”. Im byłam bliżej, tym lepiej słyszałam dobiegające stamtąd głosy. Lekko przystawiłam ucho nasłuchując i robiąc przy tym zapewne komiczną minę:
-Nie wiem o co ci chodzi.- usłyszałam dobrze znany mi głos, to musi być Anne. Normalnie to pewnie już dawno te drzwi były by wyłamane, a ja wrzeszczałabym: Z buta wjeżdżam, wyłamuje zamek jednym strzałem! No, ale to nie jest mój dom. Zeszłam... wróć... zbiegłam ze schodów na parter. Zaczęłam szukać Davida. W salonie go nie było, przedpokój też odpadł. Usłyszałam szmery w kuchni, więc się tam skierowałam. No tak kto by pomyślał, że szanowny Swift raczy poszukać mojej przyjaciółki w lodówce. Ehh, faceci. Chłopak kręcił tyłkiem w rytm lecącego przeboju z radia, które musiał włączyć wcześniej. Mimo, że muzyka była puszczona cicho, widać było, że David się wczuł w to... co teraz robi. Odchrząknęłam starając się nie zaśmiać:
-I jak tam poszukiwania?- zaczęłam wesołym tonem, chłopak podskoczył przestraszony i złapał się za klatkę piersiową. No dobra nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać jak wariatka, która uciekła z psychiatryka. Na szczęście nie musiałam się długo śmiać sama, gdyż Swift dołączył do mnie. Chwilę się śmieliśmy, do puki ja nie przestałam.
-A jak tam twoje poszukiwania?- zagadał.
-Znalazłam ją i musisz mi pomóc.- powiedziałam ciągnąc go za nadgarstek na zewnątrz.
-Mam się bać?- chłopak zaśmiał się, lecz widać było, że przynajmniej w 10% to pytanie jest na poważnie.
-Raczej nie.- odparłam, obchodząc willę. Okej, to chyba ten balkon.- praktycznie szepnęłam pod nosem. -Teraz się skup. Podejdziemy pod ścianę, kucniesz, weźmiesz mnie na barana, później ja stanę na twoich barkach i wejdę na balkon.- tłumaczyłam gestykulując rękami.
-O-okej.- zawahał się, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Podeszliśmy do ściany i chłopak wziął mnie na barana. Wplątałam ręce we włosy Davida i spróbowałam stanąć na jego barkach, jak to zaplanowałam. Niestety pierwsza próbą nie do końca wyszła. Przy drugiej próbie poszło lepiej. Stałam na prostych nogach, niestety nadal nie dosięgałam celu.
-Troszkę wyżej.- szepnęłam.
-Musiałaś włożyć szpilki?- mruknął z grymasem Swift.
-Nie marudź.- odburknęłam. -Jest!- wrzasnęłam, gdy udało mi się złapać jednej z małych kolumn. Dobra, teraz tylko się podciągnąć. - powtarzałam sobie w myślach. Zebrałam się w sobie i jak nigdy na wf'ie podciągnęłam swoje ciało. Przerzuciłam nogi na drugą stronę balkonu. Już miałam pukać w szybkę, gdy sobie coś uświadomiłam. Jak ja z Anne stąd zejdziemy?! Trudno, już nie ma odwrotu. Podeszłam do okna, starając się być niezauważoną. Na razie idzie mi w miarę okej. Widziałam trochę nie wyraźne postacie, przez białą firankę. Na pewno było to trzech chłopaków i jedna dziewczyna- zapewne Ann. Coś mówili, ale niestety nic nie mogłam usłyszeć. Dobra, raz kozie śmierć. Zapukałam dość mocno w szybę. Po chwili jakiś chłopak z masą loków na głowie, odgarnął na bok firankę. Był bardzo zdziwiony, tak jak i pozostali. Mimo wszystko, zielonooki wpuścił mnie do środka. Oczywiście jak wiadomo, od razu podbiegłam do przyjaciółki i z całej siły przytuliłam.
-Martwiłam się o ciebie.- szepnęłam jej we włosy. Stałyśmy tak parę minut, gdy przypomniałyśmy sobie, że nie jesteśmy w pomieszczeniu same. -To my może już pójdziemy. - powiedziałam do nich. Ju... jak on miał, a tak... Justin prychnął pod nosem. Nie przejęłam się tym zbytnio, póki nie doszłam do drzwi, których nie mogłam otworzyć. Po prostu świetnie.- warknęłam w myślach.
-Moglibyście nas wypuścić?- zapytała grzecznie Anne. Chłopaki jedynie zaczęli się śmiać.
-O nie moi drodzy, tak się nie bawimy. Liczę do trzech, albo wywarze drzwi.- warknęłam. -1... 2... i 3!- z nogi przywaliłam w drzwi, przez co puściły zawiasy. Nie patrząc na nich, a w sumie, czemu nie? Mieli komiczne wyrazy twarzy, w stylu: co się właśnie stało?
Wyszłam z pokoju, ciągnąc za sobą Anne. Przydały się lekcje karate. Wyszłyśmy przed dom i skierowałyśmy się po Davida. Zdezorientowany szedł za nami, pod czas krótkiej drogi powrotnej do domu. Byłam w miarę wyspana, tak samo jak David, za to widać było, że Ann chętnie by się przespała. Oczywiście moja siostra poszła spać, a ja z chłopakiem oglądaliśmy seriale.

**
Ten rozdział jest tak jakby o niczym, no ale cóż lepsze to niż nic.

Nie wierze, to już rok na tym blogu. Jestem taka szczęśliwa, nawet nie wiem kiedy to zleciało. Bardzo przyjemnie pisze mi się te opowiadanie (oczywiście jeśli mam czas). Czytałam nie dawno wszystkie rozdziały od pierwszego do siedemnastego. Nie wiem, czy wy też widzicie jak przez ten czas zmienił się mój styl pisania, ale ja to zauważyłam. I mogę szczerze powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Jak zakładałam tego bloga moim marzeniem, było mieć 1000 wyświetleń, nigdy bym nie pomyślała, że licznik pokaże ponad 10000 wejść. I te wszystkie miłe komentarze, nawet nie wiecie jak bardzo mi one pomagają. Dobra, nie przedłużam, bo się rozpisałam :)

niedziela, 11 października 2015

One-shot 2

One-shota dedykuję Monice: Moniczka:-)
-Justin, no proszę.- zrobiłam minkę w stylu kota ze Shreka.
-Nie.- pokręcił głową.
-Proszę... ładnie proszę.- mówiłam cały czas się uśmiechając.
-Ehh... i co ja z tobą mam?- westchnął i mnie przytulił.
-Czyli się zgadasz?- dopytywałam.
-Tak.- zaśmiał się. Chwilkę jeszcze się przytulaliśmy, po czym poszliśmy do mojego pokoju. Chłopak siadł na łóżku, no dobra „siadł” to złe określenie... walnął się na moje łóżko. Ja za ten czas poszłam zmienić ubranie.

Wyszłam z łazienki, zastając grającego na komórce blondyna. Odchrząknęłam dość głośno, by zwrócić na siebie uwagę.
-Idziemy?- spytałam podekscytowana.
-Spoko.- wstał. Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z pokoju, a później z domu. Justin wsiadł na miejsce kierowcy, ja zaś siadłam obok niego. Włączyłam radio i po krótkiej chwili śpiewaliśmy wesoło piosenki. Około 20 minut później byliśmy na parkingu przy Oxford Street. Niedawno dostałam pieniądze od Jaspera i postanowiłam zaszaleć. Wyszłam szybko z samochodu, jeszcze przed Justinem. Ruszyłam przed siebie rozglądając się dookoła. Blondyn musiał za mną biec, by móc mnie dogonić.
-Może trochę zwolnisz.- zaśmiał się.-Mamy przecież cały dzień.
-No dobra.- zwolniłam kroku. Pierwszym sklepem, do którego weszliśmy był „New Look”. Kochałam kupować tu sukienki i bluzki. Podeszłam do pierwszej, która rzuciła mi się w oczy. Była błękitna w czarne kwiatki. Wzięłam swój rozmiar i poszłam szukać dalej. Justin jak to on miał w zwyczaju, poszedł wybierać mi bieliznę. Wybrałam sobie jeszcze granatową sukienkę na ramiączkach, bufiastą fioletową spódnice i czarne trampki. Skierowałam się do przymierzalni. Zaczęłam od sukienki... zdecydowanie lepiej wygląda na manekinie. Wzięłam się za spódniczkę... pogrubia mnie. Z grymasem przymierzyłam buty... chociaż one są dobre. Zdecydowałam się wziąć same trampki. Wychodząc z przymierzalni zostałam przytrzymana przez Justina. Podał mi seksowną miętowo-białą bieliznę.
-Serio?- zapytałam podnosząc jedną brew.
-Serio.- przytaknął szczerząc się. Głupek...-pomyślałam. Z westchnieniem weszłam z powrotem do przymierzalni. Przyjrzałam się jeszcze raz kompletowi, po czym przyłożyłam do ciała. Wpatrywałam się w swoje odbicie lekko przekręcając głowę w prawo. Próbowałam wyobrazić sobie siebie w tym. Spojrzałam na rozmiar... no niby mój, ale wygląda na mniejszy. Raz kozie śmierć. Wzięłam bieliznę do koszyka, w którym były już buty. Wyszłam po raz kolejny, z tej samej przymierzalni. Po sekundzie blondyn zjawił się przy mnie, był zdezorientowany. Oglądał mnie od góry do dołu.
-Czemu nie masz na sobie seksownej bielizny?- spytał zawiedziony. Zachichotałam z jego miny, w tym momencie miał komiczny wyraz twarzy.
-Jak się w nią wcisnę to ci się w niej pokarze.- zaproponowałam szeroko się uśmiechając. Chłopak westchną, powoli kiwając głową na zgodę. Zapłaciłam przy kasie. Następnym sklepem była Zara, w której kochałam kupować wszelkiego rodzaju spodnie i sukienki. Na pierwszy rzut padła biała koronkowa sukienka, którą sam Justin mi pokazał. Brązowooki miał niezły gust. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Mój wzrok automatycznie zatrzymał się na leginsach w landrynkowy wzorek. Podbiegłam do niego w takim tempie, jakby była to ostatnia sztuka w całym Londynie, w dodatku w moim rozmiarze. Weszłam do przymierzalni i ubrałam się w sukienkę. Była naprawdę ładna, a na mnie nie wyglądała tak źle... w sumie była idealna. Wzięłam ją do koszyka i przymierzyłam spodnie. Bardzo mi się podobały, w szczególności z tym wzorkiem. Wyglądałam przyzwoicie, więc ją również wpakowałam do koszyka. Zapłaciłam i wyszłam razem z Justinem ze sklepu. Była 15:56, przez te zakupy trochę zgłodniałam. Weszliśmy do McDonalda, ja zamówiłam sobie 2 for U, a chłopak McWrapa z colą. Po zjedzeniu, postanowiliśmy wrócić do domu. Zmęczyłam się, cóż Oxford Street nie jest krótką ulicą. Przypomniałam sobie, że lodówka w domu świeci pustkami. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w stronę mieszkania, zahaczając o supermarket. Z dwiema dużymi siatami wpakowałam się przez drzwi wejściowe. Zdyszana położyłam siatki na blacie kuchennym, rozpakowałam jedzenie. Zawróciłam do salonu, odnalazłam wzrokiem Justina, który oglądał jakiś mecz. Zabrałam torebki z nowo zakupionymi ciuchami i zaniosłam do swojego pokoju. Postanowiłam zrobić popcorn, pod czas pstrykania przyglądałam się brązowookiemu. Ze zdenerwowanie przygryzał dolną wargę i trzymał zaciśnięte ręce w pięści na kolanach. Ehh... nigdy nie byłam dobra w żadnym sporcie, do tego nie znam żadnych drużyn, ani piłkarzy. Przesypałam zrobioną kukurydzę do miski i ruszyłam w stronę chłopaka. Usiadłam obok niego i przelotnie spojrzałam na telewizor. Anglia przeciwko Polsce*. Obserwowałam grę, mężczyzn, którzy ganiali za piłką. Ehh... ja rozumiem piwo i imprezy, ale to? To głupie, przynajmniej dla mnie.
-GOL!- z zamyślenia wyrwał mnie okrzyk radości blondyna. Zdezorientowana spojrzałam na ekran, na którym pokazana była radość Anglików. Gdy pierwsza połowa skończyła się wynik był taki sam, dzięki czemu Justin był bardzo szczęśliwy. 1:0 dla czarno-niebieskich. Spojrzałam na chłopaka, który również mi się przyglądał. Przybliżył się i już po chwili... zaczął bezlitośnie łaskotać.
-J-justnnn proszzze, prze-przestań!- darłam się w niebo głosy. Chłopak chichocząc przestał i pocałował mnie w czubek nosa. Z wielkim uśmiechem oglądałam drugą połowę. W pewnym momencie to Polacy strzelili gola. Mam pewien pomysł.
-GOL!- wydarłam się podskakując i klaszcząc rękami, jak dziecko, które właśnie dostało wymarzoną zabawkę.
-Osz ty, przeciwko swoim?- warknął zabawnie chłopak i ruszył w moją stronę. Ja z piskiem wbiegłam na górę uciekając przed nim. Uciekłam do pokoju Meggie. Rozejrzałam się szybko po pokoju i za kryjówkę obrałam sobie garderobę. Weszłam między ubrania i czekałam. Justin wszedł do pokoju, słyszałam jak chodził po nim. Usłyszałam kłapnięcie drzwiami, niepewnie wyszłam z pomieszczenia na ubrania. Zamknęłam za sobą cicho drzwi. Gdy nagle...
-BUU!
-Aaa! Rzesz... JUSTIN! Głupku!- ale mnie wystraszył. Chłopak jedynie się zaśmiał i pociągnął z powrotem do salonu. Oglądaliśmy Harrego Pottera cały czas się przytulając.
**
*- ten mecz odbył się w 2012 roku.

**
O MÓJ BOŻE! JEJU! NIE WIERZE, PRZYBYŁO MI PONAD 4000 WYŚWIETLEŃ! O MAMUNIU! KOCHAM WAS! Anka ogarnij się... nie jednak nie mogę! Do tego doszło ok. 11 komentarzy! Bardzo wam dziękuję i przepraszam, że to nie jest wyczekiwany przez was rozdział. Mam remont w domu i pisanie go jest trudne.

sobota, 26 września 2015

Rozdział 17 "Pamięć potrafi zawieść"

POV Anne
Obudziłam się i od razu spróbowałam się podnieść. Niestety spałam na podłodze... pod łóżkiem, przez co walnęłam głową w spód mebla. Jęknęłam i wyczołgałam się. Wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Był to pokój jakiegoś chłopaka. Był w kolorach: biały i czarny. Na ścianach były zawieszone trzy deskorolki. Dopiero teraz zobaczyłam, że ktoś leży na łóżku. Podeszłam bliżej, był to Justin. Zakryłam ręką usta, by powstrzymać śmiech. Spał z ręką zwisającą po lewej stronie i nogą po prawej. Miał lekko rozchylone wargi, dzięki czemu mogłam zobaczyć jak miarowo oddychał. Do tego wszystkiego dochodziła poduszka znajdująca się przy jego nogach i nieład na głowie. Nie mogłam się powstrzymać i cicho zachichotałam. Spojrzałam na okno, zobaczyłam tam Jackoba, który spał na parapecie. Był zwinięty w kulkę i wyglądał tak dziecinnie. Zauważyłam drzwi, zapewne prowadziły do łazienki. Otworzyłam je i od razu wywróciłam się. Powoli podniosłam się na łokciach i zdezorientowana spojrzałam za siebie. Pod drzwiami spał Weyne. No to nieźle zabalowaliśmy. Stanęłam na nogi i podeszłam do umywalki. Przemyłam twarz i spróbowałam zmyć makijaż, który pod czas imprezy trochę mi się zepsuł. Gdy skończyłam wyszłam z łazienki, przeszłam przez pokój wczorajszego gospodarza. Chciałam wyjść z sypialni, ale drzwi były zamknięte. Po prostu super!- skomentowałam w głowie. Wyszłam na balkon, przypomniało mi się jak Justin skoczył z mojego balkonu. Tu była podobna wysokość, jednak ja nim nie jestem i nie skoczę za nic. Zimne powietrze pobudziło moje myślenie. Do głowy naleciało jedno ważne pytanie. Jak ja się znalazłam w tym pokoju? I dlaczego z nimi? No dobra to są dwa pytania, ale to nie ma różnicy. Potarłam ramiona, na dworze było naprawdę chłodno i mimo, że miałam na sobie sweterek, to nadal było mi zimno. Wróciłam do środka domu i zamknęłam za sobą drzwi balkonowe. Podeszłam do drzwi wyjściowych, które aktualnie były zamknięte. Odwróciłam się do nich plecami i zsunęłam się na podłogę. Westchnęłam ciężko i przeczesałam włosy ręką. Jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju. Zauważyłam nad biurkiem naścienny czarny zegarek. Była 10:42, zaraz... przecież dzisiaj poniedziałek! Natychmiastowo się podniosłam i nie wiedziałam co zrobić. Postanowiłam zbudzić któregoś z chłopaków. Podeszłam do Jack'a i po chwili szturchnęłam go. Zielonooki jedynie mruknął coś pod nosem i prawie spadając z parapetu, przekręcił się na drugi bok. Rozczarowana skierowałam się w stronę łazienki i tym razem szturchnęłam Weyn'a. Niestety on nawet nie drgnął, kucnęłam przy nim i zaczęłam nim potrząsać. Chłopak jedynie wyjęczał: "Mamo daj mi się wyspać". No po prostu super. Przewróciłam oczami i podeszłam do łóżka. Ostatnia deska ratunku. Pochyliłam się nad nim.
-Justin.- szepnęłam nad jego uchem. Wydawało się, że blondyn nic nie zrobi. Odsunęłam się i już miałam wrócić pod drzwi. Gdy chłopak złapał mnie za nadgarstek, szybko przyciągnął mnie do siebie tak, że po sekundzie byłam w jego ramionach. Nie wiedziałam, czy zrobił to specjalnie, czy przez sen. Zarumieniłam się i odchrząknęłam cicho. Byłam do niego tyłem, więc nie wiedziałam, czy ma otwarte oczy. Przełknęłam ciężko ślinę i spróbowałam się wyswobodzić z uścisku.
-Już uciekasz?- jego gorący oddech na mojej szyi sprawił, że zadrżałam.
-Chciałabym, ale drzwi są zamknięte.- mruknęłam. Chłopak cicho westchnął, czułam, że schował twarz w moje włosy. Nie ukrywam, że było to przyjemne, ale nieco niekomfortowe. Usłyszałam jak ktoś podnosi się niezdarnie z podłogi. Skierowałam wzrok w stronę łazienki, Weyne przytrzymywał się futryny, widać było na pierwszy rzut oka, że miał niezłego kaca. Właśnie, czemu ja nie mam kaca? To dziwne, a najgorsze, że większości domówki nie pamiętam. Chłopak spojrzał w moją i Justina stronę. Mimo jego złego samopoczucia, cwanie się uśmiechnął. Moje policzki przybrały różowy kolor. Weyne miał już coś powiedzieć, gdy nagle usłyszeliśmy bardzo głośny huk. Justin natychmiast usiadł, a że nadal byłam przez niego przytulana, również byłam zmuszona siąść.
-Ałł.- zawył poszkodowany Jackob. Cicho zachichotałam, mogłam usłyszeć, że Weyne i Justin także się śmieją. Korzystając z okazji wyswobodziłam się z uścisku.
-Weyne, czy mógłbyś otworzyć drzwi?- spytałam niezręcznie, po czym spuściłam wzrok na bose stopy. Zaraz co?! Gdzie są moje buty?! Wzięłam w zęby dolną wargę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu nadal nie podnosząc wzroku. Poczułam jak ktoś oplata mój brzuch i przyciąga do siebie. Dokładnie poznałam ten zapach. To był Justin, który po dłuższej chwili położył głowę na moim ramieniu. Wpatrywałam się w łóżko, a raczej w moje buty, które były pod nim. Słyszałam jak Weyne przeklina pod nosem. Zapewne nie mógł znaleźć klucza, westchnęłam zdezorientowana. Justin przyjemnie jeździł palcami po moim brzuchu, to było takie przyjemne. Nie wiem, czy on wie jaką przyjemność tym mi sprawia.
-Jak ci się podobała impreza?- spytał. Postanowiłam, że skłamię. Może czegoś się dowiem, gdy im powiem, że wszystko pamiętam. Musiałam tylko poczekać na odpowiedni moment.
-Bardzo.
-Cieszę się, a co najbardziej ci się podobało?- dalej wypytywał. Chwilę się zastanawiałam, po czym odpowiedziałam.
-W sumie to wszystko było fajne.- uśmiechnęłam się. Taa... wszystko co pamiętam, czyli pyszny, kolorowy drink. I koniec. Chłopak podniósł głowę.
-A pamiętasz co tu się działo?- spytał. I teraz przyszedł ten moment.
-Oczywiście.- uśmiechnęłam się, chciałam, żeby to wyglądało na to, że sobie wspominam chwile, których tak naprawdę nie pamiętam. Chłopak od razu zabrał ręce, zdezorientowana odwróciłam się w jego stronę. Był zawiedziony, odwrócił wzrok, by później znowu na mnie spojrzeć.

Zaczęłam ciężej oddychać, blondyn spojrzał na chłopaków. Zapomniałam, że oni są nadal w sypialni. Justin powrócił do mnie, nasze spojrzenia skrzyżowały się. Był zły.
-Jeżeli wydasz nas policji inaczej porozmawiamy.- warknął, zmarszczyłam brwi. Gdzie się podział ten słodki chłopak, który przed chwilą mnie czule przytulał?
-D-dlaczego miałabym to zrobić?- zająknęłam się, nie wiem co siedziało wczoraj. Po za tym bałam się tej wersji brązowookiego.
-Nie wiem, czy wiesz, ale to nie jest do końca legalne.- po plecach przebiegł mnie dreszcz. Zrezygnowana westchnęłam, po czym wzięłam dużo powietrza. Ten plan miał inaczej wyglądać. Mieli mi powiedzieć co się stało, a nie sprawić by w mojej głowie pojawiło się jeszcze więcej pytań. Justin podszedł do mnie tak, że między nami było niecałe dziesięć centymetrów. Przeszywał mnie swoim wzrokiem, nie powiem... chwilę to trwało. Zaśmiał się sarkastycznie, po czym znowu spoważniał. Byłam zdezorientowana i czułam się niepewnie. Nie miałam pojęcia o co może im chodzić... a może i jednak wiem. Z tego co zrozumiałam to chyba się domyślił, że kłamię. Nerwowo rozejrzałam się po pokoju, w celu poszukiwania innego wyjścia. Okno! Jak na moje „szczęście”, chłopaki kłócili się, bo rozmową raczej tego bym nie nazwała, przy oknie. Spojrzałam w stronę otwartych drzwi do łazienki. Coś małego przykuło moją uwagę. Zmrużyłam oczy, by wyostrzyć wzrok. To był srebrny klucz! To oczywiste, przecież Weyne spał w łazience! Ale ja jestem głupia.- skarciłam się w myślach. Spojrzałam na chłopaków, na szczęście nie zwracali na mnie uwagi. Starałam się jak najciszej podejść do klucza. Niestety podłoga w sypialni zaskrzypiała... i po co ja jadłam wczorajszy obiad?! Do łazienki brakowało mi zaledwie czterech kroków. Jackob zauważając to, zamknął mi drzwi przed nosem. A co jakby chciało mi się siku, to co?! Właśnie! To jest pomysł!
-A ty dokąd?- syknął Jack. Przełknęłam ślinę, by zaprzestać drżeniu mojego głosu.
-D-do łazienki.- uśmiechnęłam się jak najbardziej naturalnie potrafiłam. Chłopak speszył się i przepuścił do pomieszczenia z prysznicem. Weszłam, po czym zamknęłam się. Wzięłam klucz i rozejrzałam się po łazience. Wcześniej się jej nie przyglądałam, a teraz mam na to chwilkę. Podłoga była wyłożona kafelkami w kolorze kawy z mlekiem, trzy ściany były białe, a czwarta w kolorze płytek. Na wyróżniającej się ścianie wisiała umywalka, a pod nią było dużo szafek. Nad umywalką wisiało piękne duże lustro. W pomieszczeniu był również prysznic, w którym można było siąść, czy puścić muzykę. Też chcę taką kabinę.- uśmiechnęłam się. Prócz tego była jeszcze toaleta, do której podeszłam. Spuściłam wodę, by chłopaki myśleli, że na serio robiłam siku. Podeszłam do umywalki i umyłam ręce, po czym wróciłam do sypialni. Klucz schowałam do kieszeni bluzy. Justin podszedł do mnie, po moich plecach przeszły ciarki.
-Nie ładnie tak kłamać.- nachylił się nade mną. Mimo, że starałam nie patrzeć w jego tęczówki, jego karmel po prostu mnie pochłaniał.
-Nie wiem o co ci chodzi.- wydukałam. Chłopak zaśmiał się, a w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
-Domyśliłem się, że nie wiesz, ale wiesz, że to daje mi przewagę? Mogę po prostu opowiedzieć ci jakąś historyjkę, a ty i tak nie będziesz wiedziała, czy żartuję, czy mówię najszczerszą prawdę.- powiedział. No i miał mnie...

**
Tak wiem... długo nie było rozdziału, przepraszam. Rodzice odcięli mnie od neta... no może nie do końca, ale dziennie mogę być godzinę na komputerze. Przepraszam też, że ten rozdział jest do dupy. Ale cóż raz się zdarza taki, raz inny. Od razu uprzedzam, że rozdział nawet może się pojawić za miesiąc. Za wszystko jeszcze raz przepraszam.

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 16 "Niezła domówka"

POV Anne
Siedziałam w swojej garderobie szukając dla siebie stroju, w którym mogłabym pójść na domówkę, do Weyn'a. Wstałam niezdarnie i podeszłam do ubrań po prawej stronie, były schludnie powieszone na wieszakach. Wzięłam do rąk granatową koszulę z krótkim rękawkiem. Westchnęłam i odwiesiłam koszulę na miejsce, przecież nie pójdę na imprezę, jak na rozpoczęcie, czy zakończenie roku szkolnego. Szukałam dalej. Znalazłam śliczną, kremowo-czarną sukienkę... zaraz nie przypominam sobie, żebym taką posiadała. No tak... za pewne jest Meggie, tylko jak ona się znalazła w mojej garderobie? Nie ważne, wstałam i skierowałam się do pokoju Meg, zabierając ze sobą jej zgubę. Gdy weszłam do jej azylu, coś na mnie spadło, podniosłam to „coś” z głowy. To był zielony sweterek z pandą. Spojrzałam na środek pokoju i zastałam tam, zapewne pół ciuchów z jej garderoby. Ze zdziwieniem patrzyłam jak kolejne ubrania, dosłownie wylatują zza brązowych drzwi.
-Meggie?- zapytałam dziwnie, rzadko się zdarzało coś takiego.
-Hmm?- mruknęła nawet na mnie nie patrząc. Przewróciłam oczami.
-Co ty robisz?- usiadłam obok swojej przyjaciółki.
-Wiesz... szukam czegoś...- chodziła zdenerwowana po całym pomieszczeniu.
-Czego dokładniej?- zapytałam zaciekawiona, dziewczyna odwróciła się i spojrzała na kremowo-czarną sukienkę.
-Tej sukienki!- wydarła się, po czym podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.-Gdzie ją znalazłaś? Tyle jej szukałam.
-To już moja słodka tajemnica.- zaśmiałam się, wiedziałam, że nie lubi tajemnic, a w szczególności, gdy je znam tylko ja. Lubie się z nią drażnić. Oddałam jej kieckę i poszłam do swojego pokoju. Już widzę, jak główkuje nad tym, gdzie była. Weszłam jeszcze raz do swojej garderoby i już wiedziałam co ubiorę. Z uśmiechem skierowałam się do łazienki, umyłam zęby i wzięłam kojącą kąpiel z udziałem malinowej piany. W samym ręczniku zaczęłam rozczesywać włosy, wysuszyłam, by później wyprostować i uczesać w najzwyklejszego koka. Nałożyłam na policzki trochę różu, pomalowałam rzęsy i maznęłam usta matową, wiśniową szminką. Byłam zadowolona z mojego lekkiego makijażu. Wytarłam się do końca i ubrałam we wcześniej wybrany komplet.

POV Meggie
Nawet teraz, robiąc sobie kreski eyelinerem, główkowałam na temat mojej sukienki.

Ubrana i umalowana spojrzałam na zegarek naścienny w brązowej obramówce, w moim pokoju. Była już 19:47, a może dopiero? Słyszałam głośnią muzykę z domu obok. Zeszłam na dół i dobrze, że tam byłam, bo pewnie nie usłyszałabym pukania do wejściowych drzwi. Podeszłam do nich i je otworzyłam. Z uśmiechem wpuściłam Davida do środka. Przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie w przedpokoju, oczywiście jak to ja, zarumieniłam się. Chwilę staliśmy ukradkiem na siebie zerkając, odchrząknęłam i przywitałam się.
-Hej.
-Cześć.- odpowiedział lekko się uśmiechając.-Ślicznie wyglądasz.- dodał, a ja cicho powiedziałam „dzięki”. Na całe szczęście przybiegła do nas Anne, wyglądała naprawdę ładnie.
-No hej.- powiedziała szeroko się uśmiechając i oto mi chodziło. Bardzo chciałam, żeby była szczęśliwa.
-To co, idziemy? Nic się nie stanie, jak przyjdziemy wcześniej.- zaproponował David, a my tylko przytaknęłyśmy. Przeszliśmy przez nasze podwórko na chodnik, z chodnika na parcele Weyn'a. Otworzyłam bramkę, za mną wszedł David, a za nim niepewnie Anne. Wzięłam ją pod ramię i posłałam pocieszający uśmiech. To jej pierwsza impreza, coś czuję, że będzie ciężko, ale damy sobie radę. Zawsze dajemy. Zapukaliśmy do drzwi, co było głupie, ponieważ było tak głośno, że sama nie słyszałam swoich myśli. Gdy miałam otworzyć, jakaś dziewczyna mnie uprzedziła otwierając z drugiej strony. Zielonooka blondynka o skąpym stroju wyminęła nas i poszła na przód domu, gdzie było równie dużo ludzi co w środku. Dziewczynie słabo to szło, gdyż była nieźle wstawiona. Wywróciłam oczami i ciągnąc za sobą Ann, weszłam do przedpokoju. Musiałam się sporo po przepychać, by dostać się do salonu. Kątem oka zauważyłam jak moja przyjaciółka krzywi się i zatyka nos. Nie dziwię jej się, nie dość, że jest tu dużo spoconych nastolatków, to jeszcze smród papierosów i innych używek. No cóż, musi się przyzwyczaić. Mój wzrok napotkał chłopaków, którzy właśnie zwalniali kanapę. Od razu ruszyłam w tamtą stronę. Wygodnie usiadłam na meblu, po mnie zrobiła to również Anne.
-Co powiecie na drinka?- zaproponował David, oczywiście krzyczał, bo gdyby mówił normalnym tonem na pewno nie usłyszałby samego siebie.
-Chętnie.- odpowiedziałam za mnie i Ann, widziałam, że piwnooka zamierza odmówić, ale nie zdążyła, gdyż David był już przy mini domowym barku. Po kilku sekundach chłopak przyszedł niosąc trzy niebieskie drinki.
-Dla pięknych dam, Blue Hawaiian Colada.- mówiąc to podał nam po jednym, a sam zaczął sączyć swojego przez słonkę. Ten drink był tak cholernie dobry, że to prawie nie możliwe. W moim żołądku poczułam przyjemne ciepło od razu zrobiłam się odważniejsza. Poczekałam aż piwnooki dokończy koktajl alkoholowy, po czym natychmiastowo wstałam i porwałam go na parkiet. Tańczyliśmy do klubowej muzyki zatracając się w niej, do tego dochodziły przerwy na kolejne i kolejne kolorowe trunki.
POV Anne
Po prostu zarąbiście zostałam sama siorbiąc końcówkę swojego drinka. Był naprawdę dobry, postanowiłam wstać i poprosić o jeszcze jednego. Plan wcieliłam w życie i zamówiłam kolejny raz niebieskie wysokoprocentowe picie. Po trzecim drinku poszłam poszukać kogoś ciekawego. Oczywiście nie za bardzo mi się to udawało, miałam rozmazany wzrok, do tego dym, który się unosił w zapewne całym domu, nie pomagał. Starałam się utrzymać w pionie, niestety moja równowaga mnie zawiodła i przewróciłam się na kogoś, mogłam wyczuć, że to był chłopak. Na szczęście miał refleks i nie wylądowaliśmy na twardych panelach. Spojrzałam na niego i już poznałam Jackob'a, po jego słynnych loczkach. Rzuciłam się na niego zamykając w uścisku. Wyczułam ostry, drażniący nos zapach papierosów i czegoś czego dawno nie czułam. Odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy, po czym pociągnęłam na górę. Niestety ktoś nam to uniemożliwił, był to jak mi się zdaje Weyne z Justin'em. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Chłopaki dziwnie na mnie patrzyli, nie tylko Weyne i Justin, ale i Jackob. Zaczęłam coraz mocnej ciągnąć Jack'a na górę. W trójkę zmierzyli się wzrokiem i weszliśmy wszyscy na górę. Ucieszona weszłam do pierwszego pokoju, niestety był zajęty przez parę, chyba nie muszę wam mówić, co tam się działo. Natychmiastowo wybuchłam niepohamowanym śmiechem, można to było usłyszeć, gdyż na piętrze było ciszej, może nie mocno, ale jednak. Loczek, bo tak postanowiłam nazwać mojego przyjaciela, wyciągnął mnie siłą z zajętego pokoju. Przeszliśmy jeszcze trochę korytarza, gdy w końcu doszliśmy do jego końca, gdzie były czarne drzwi. Weyne otworzył drzwi kluczem, po czym zostałam wprowadzona do tego pokoju, na końcu organizator imprezy zamknął za nami drzwi. Nie mogłam się doczekać, więc skierowałam się na łóżko i po prostu się na nie walnęłam. Oni tylko o czymś gadali.
POV Justin
Zszedłem z góry na dół do salonu, prowadząc rozmowę z gospodarzem. Spostrzegłem Jack'a z jakąś dziewczyną, gdy podeszliśmy bliżej nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Jackob był z Anne! A do tego jak ona cholernie, seksownie wygląda. Co on jej zrobił? Albo raczej co ja brałem, że mam aż takie halucynacje? Spojrzałem dziwnie na dziewczynę, która prubowała zaciągnąć mojego przyjaciela na piętro. Kiwnąłem chłopakom głową na znak, że idziemy pogadać na górę. Skierowaliśmy się do sypialni Weyn'a, którą zawsze miał zamkniętą pod czas domówek. Dziewczyna nie wiedząc co zrobić położyła się na łóżko. Postanowiłem zostawić ją na razie w spokoju, jest nieźle wstawiona.
-Stary, co ty jej zrobiłeś?- spytał jako pierwszy Weyne.
-Ja nic. Ona na mnie wpadła, gdy już taka była.- tłumaczył się.
-Co my teraz z nią zrobimy?- spytałem zerkając na dziewczynę, która próbowała liczyć swoje palce u rąk. Była tak skupiona, że zachciało mi się śmiać, ale to powstrzymałem i tylko pozwoliłem na mały uśmiech. Podszedłem do Anne i już chciałem coś powiedzieć, gdy piwnooka wstała, ominęła mnie i poszła do Jackob'a. Super, woli go ode mnie... Zaraz co?!- potrząsnąłem głową i podszedłem do okna, które otworzyłem.
-Proszę daj mi tylko raz.- usłyszałem za sobą. Zdziwiony odwróciłem się i zobaczyłem klęczącą przed moim przyjacielem dziewczynę. Zaśmiałem się z jej pozycji.
-Nie rozumiem.- powiedział zdezorientowany Jack. W sumie nie dziwię się mu, sam nie wiem o co jej chodzi.
-Powiedz w prost, skarbie. - podszedłem i kucnąłem koło niej.
-No wiesz...- uśmiechnęła się.
-Nie wiem, dlatego pytam. - zaśmiałem się, po czym usiadłem przy niej. Chłopaki postąpili jak ja, dziewczyna po jakimś czasie też siadła.
-Chcę jednego małego, nikłego zaciągnięcia się marihuaną. - powiedziała szczerząc się. Natychmiast spojrzałem na przyjaciela, kurwa, jak mógł jej powiedzieć?! Po chwili wpatrywania się w niego, zauważyłem, że chłopak również nie wie jak brązowowłosa się dowiedziała, czym się zajmujemy.
-Skąd to wiesz? - spytałem zdziwiony.
-Wyczułam. - wzruszyła ramionami. - To co mogę, czy nie?
Zrobiła taką słodką minę, że trudno było jej odmówić. Wyciągnąłem zrobionego wcześniej jointa i odpaliłem zapalniczką. Zaciągnąłem się pierwszy, po czym przekazałem Anne. Zadziwiająco łatwo jej poszło, a nawet sprawiało jej to przyjemność. Podała dalej do Weyn'a, a on do Jack'a. Wypaliliśmy całego blanta, teraz zabawa była przednia w szczególności, że my byliśmy przyzwyczajeni w porównaniu do piwnookiej. Dziewczyna leżała na podłodze wpatrując się w sufit.
-Co tam Anne? - spytałem próbując być poważnym, ale jej wychodziło to lepiej.
-Cicho! Sean właśnie wyznaje miłość Eleonor.- powiedziała przykładając palec do ust. Nie wytrzymałem i po prostu zwijałem się ze śmiechu.
-Chłopaki, dlaczego mam pod łóżkiem białą ośmiornicę?- spytał Weyne wytrzeszczając oczy. Wstałem wycierając oczy z łez, oczywiście łzy były ze śmiechu. Spojrzałem na drzwi, po których spływała różnokolorowa farba. Na bank chce mieć takie coś w pokoju.
-Aaaaa! Chłopaki mam proste włosy! Dlaczego?!- Jack stał przed lustrem dotykając swoich węży.
-Ja bym lepiej uważał na węże. - zaśmiałem się.
-Nie znacie się. Przecież on ma na głowie białą ośmiornicę spod łóżka. - powiedział Weyne.
-Ale wy głupi, przecież on jest łysy.- stwierdziła dziewczyna odwracając wzrok od sufitu pokrytego świecącą, zieloną mazią.
**
Jak myślicie czy Justin wygra zakład w takim stanie? Ja już mam to zaplanowane, ale wy możecie główkować.

Ps. Zapraszam do zakładki "kontakt" :)