POV Anne
Wczoraj z powodu tego co się wydarzyło, zapomniałam nastawić
budzika. Z rana robiłam wszystko niedbale i na szybko. W tym
momencie zbiegałam ze schodów chowając klucze od domu do torebki.
Wsiadłam do auta, w którym siedziała, o dziwo, wyszykowana i
gotowa Meggie. Spojrzałam zdenerwowana na Meg, była mocno
rozbawiona. Wyciągnęłam szczotkę do włosów z torby i zaczęłam
rozczesywać kołtuny. Dziewczyna już chciała coś powiedzieć,
lecz zgromiłam ją wzrokiem w stylu „nawet o tym nie myśl”.
Zaburczało mi głośno w brzuchu, przez co jęknęłam. Rano miałam
czas tylko na ubranie się i umycie zębów.
*30 min później*
Korytarze były puste, czułam się jakbym przebiegła co najmniej
dwa kilometry, mimo że pokonałam tylko odległość z parkingu do
holu. Bolały mnie płuca, miałam wrażenie, że wbijają się w nie
małe igiełki. Ah ta kondycja... Na dworze było pochmurno i szaro z
powodu deszczu. Przez co i korytarze były dziwnie mroczne.
Spojrzałam za siebie, w oddali zauważyłam Meggie, która poszła w
stronę schodów posyłając mi ostatnie pożegnalne spojrzenie.
Nabrałam powietrza kiedy straciłam ją z oczu. Co prawda od sali
dzieliło mnie zaledwie pięć metrów, ale przejście tego dystansu
okazało się dla mnie torturą. Kiedy wreszcie dotarłam do drzwi i
weszłam do sali, cała klasa wgapiała się w dużą plazmę wiszącą
nad tablicą, łącznie z nauczycielką. Powoli weszłam do środka,
jak najciszej zamknęłam drzwi i jeszcze raz rozejrzałam się po
sali. Z daleka zobaczyłam kilka wolnych miejsc, jedno z nich obok
Justina. Chłopak ledwo podniósł na mnie wzrok, miałam wrażenie,
że jest zainteresowany filmem. Odważyłam się dosiąść do
blondyna, a kiedy nie raczył zaszczycić mnie swoim spojrzeniem,
zaczęłam perfidnie się na niego gapić. Oparłam swój policzek na
zaciśniętej pięści i zmarszczyłam czoło, starając się
naśladować Justina. Widziałam tylko jego profil, ale dostrzegłam
na jego twarzy lekki uśmiech.
-Obiecuje ci, że nie spojrzę na ciebie do końca lekcji.-
powiedział.
Nie uwierzyłam mu i wbiłam swój palec pomiędzy jego żebra. On
jednak położył głowę na ławce i spuścił wzrok. Cóż tak mi
się chyba nie uda, muszę przyjąć inną strategie. Położyłam mu
rękę na plecach i przejechałam nią lekko w dół, co też nie
przyniosło skutku, bo chłopak jedynie mruknął coś pod nosem i z
powrotem zajął się oglądaniem filmu. Wiedziałam, że korci go,
żeby na mnie spojrzeć, więc postanowiłam udać obojętność i
odwróciłam się w stronę okna. Przez chwilę naprawdę zapomniałam
o Justinie. W oddali zauważyłam dziwie znajomą, zakapturzoną
postać. Każdy krok tej osoby zdawał się mnie utwierdzać w
przekonaniu kim jest ten człowiek, ale to przecież niemożliwe.
Nagle chłopak idący ulicą zrzucił kaptur z głowy. Z wrażenia i
strachu spadłam z krzesła. Zdawało mi się jednak, że nikt nie
zwrócił na mnie uwagi, z wyjątkiem Justina. Natychmiast wstał i
pomógł mi usiąść.
-Dlaczego spadłaś z krzesła?- zapytał odwracając ode mnie wzrok.
-Yyy... potknęłam się.- palnęłam, nawet nie myśląc.-
Spojrzałeś na mnie, złamałeś obietnice.- dopowiedziałam szybko,
by nie zadawał więcej pytań na temat mojego upadku.
-Jaka obietnica?- widziałam, że udawał głupiego.
-Ta, którą złożyłeś na samym początku lekcji.- przewróciłam
oczami. Chłopak zaczął cicho chichotać, po czym założył mi za
ucho niesforny kosmyk. Yyy... to było zdecydowanie nie na miejscu...
chyba.
-Potknęłaś się, tak?- spytał szeroko się uśmiechając, ja
jedynie zawstydzona spuściłam wzrok na splecione ręce.
-No, tak.- mruknęłam pod nosem. Blondyn pokręcił głową
rozbawiony. Nie wiedząc co zrobić zaczęłam oglądać film. Po
jakiś dziesięciu minutach poczułam, że brązowooki trąca mnie
swoim kolanem w moją nogę. Na początku starałam się nie zwracać
na to uwagi. Jednak po kolejnych 10 minutach zrobiło się to
wkurzające, bardzo wkurzające. Zdenerwowana spojrzałam na niego,
chłopak przyglądał mi się w skupieniu cały czas szturchając
mnie. -Mógłbyś przestać?- spytałam przez zaciśnięte zęby.
-Nie.- puścił mi oczko i perfidnie się do mnie uśmiechnął.
Zezłoszczona spojrzałam na zegarek naścienny. Jeszcze pięć minut
i będę wolna... przez krótką przerwę. Zaczęłam stukać
paznokciami o ławkę, prosząc o to by Justin przestał tykać mnie
swoim kolanem w moje. Zadzwonił dzwonek, nareszcie! Jeszcze tylko
dwie lekcje i będzie dłuższa przerwa, na której wreszcie będę
mogła coś zjeść. Myśląc tak o lunchu wpadłam na jakiegoś
chłopaka.
-Bardzo cię przepraszam.- powiedziałam zawstydzona.
-Nie, to ja przepraszam. Powinienem uważać gdzie idę, a nie
smsować.- powiedział platynowy blondyn, drapiąc się w tył głowy.
-Tak w ogóle, to jestem Evan.
-Anne.- uścisnęłam lekko jego dłoń. Jeszcze tydzień temu nawet
by mi się nie przyśniło, że mogłabym gadać z jakimkolwiek
chłopakiem na "luzie".
-Naprawdę cię przepraszam za tą wpadkę. Może miałabyś dziś po
szkole czas, bym ci jakoś to wynagrodził?- zaproponował,
uśmiechając się przy tym niesamowicie.
-Jasne.- zgodziłam się, bez zastanowienia. Wymieniliśmy się
numerami. Pomachałam mu na pożegnanie, po czym zaczęłam się
kierować pod klasę, w której miałam mieć następną lekcję. Po
szkole postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu, by przygotować
się do wyjścia z Evanem. Najpierw odrobiłam lekcje, po czym
przeszukałam swoją szafę, wybrałam wygodny strój, w końcu nie
wiedziałam przecież dokąd idziemy.
Mój telefon wydał z siebie krótki dźwięk przychodzącej
wiadomości tekstowej. Wzięłam go do ręki i przejechałam palcem
po dotykowym ekranie. Uśmiechnęłam się na widok smsa od Evana.
Od: Evan
Moglibyśmy
się spotkać w kawiarence niedaleko centrum?
Do: Evan
Dobrze.
Odłożyłam telefon na biurko, po czym wzięłam do ręki szczotkę
i zaczęłam czesać włosy w niedbałego kłosa. Szybko się
uporałam z fryzurą, na piętrze zostawiłam karteczkę, by Meggie
się nie martwiła. Zamknęłam dom, po czym z lekkim uśmiechem
ruszyłam w stronę umówionego miejsca. Zajęło mi to jakieś pół
godziny. Z daleka widziałam szyld mojej ulubionej kawiarni. Weszłam
do środka, od razu biorąc głęboki wdech. Poczułam mocny zapach
kawy, którą uwielbiałam. Ściany kafejki były koloru miętowego.
Okrągłe, brązowe stoły były nakryte białymi obrusami, prawie
każdy ktoś okupował. Wystawy różnych ciast, babeczek, pączków
i innych wypieków cieszyły oko. W środku panowała przyjemna,
ciepła atmosfera. Rozejrzałam się i dostrzegłam blondyna,
siedzącego przy oknie, które przysłonięte były kremowymi,
cienkimi firankami.
-Cześć.- powiedziałam pierwsza, ciesząc się, że nie muszę się
nudzić w domu.
-Cześć.-
chłopak natychmiast wstał i odsunął mi krzesło. Uśmiechnęłam
się do niego z wdzięcznością. Jaki
gentlemen.
- przeszło mi przez myśl. -Na co masz ochotę?- podał mi kartę do
ręki, po czym się uśmiechnął. Spojrzałam na cienką książeczkę,
po chwili wiedziałam co chciałabym zamówić.
-Karmelową latte, poproszę.- powiedziałam, gdy tylko podszedł do
nas kelner, któremu przy okazji oddałam kartę.
-Ja
za to poproszę cappuccino.- siknął głową do kelnera, że może
już odejść. Blondyn chciał zacząć rozmowę, gdy przerwał mu
dzwoniący telefon. Chłopak uśmiechnął się do mnie
przepraszająco, po czym wstał i skierował się w stronę toalety.
Czekałam krótką chwilkę, a przy zajętym przeze mnie stoliku
pojawił się ten sam kelner, co wcześniej, tylko tym razem z moim i
Evana zamówieniem. Podziękowałam cicho starszemu o przynajmniej
sześć lat mężczyźnie, peszył mnie jego wzrok. Mimo, że chłopak
był przystojny, nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego, gdy był
blisko czułam, że jest typowym magnesem na problemy. Tak
jak Justin.-
stwierdziłam w myślach.
-A mimo to się z nim zadaję.- szepnęłam pod nosem, mieszając
łyżeczką swój napój. Patrzyłam za okno, niebo było do teraz
przysłonięte granatowymi chmurami, z których po parunastu
sekundach spadł obfity deszcz. Przyglądałam się spływającym
kropelkom wody po szybie, gdy znów GO zauważyłam. Stał po drugiej
stronie ulicy, oparty o drzewo i co chwilę zaciągał się
papierosem. Starałam się przyjrzeć mu choć trochę bliżej,
jednak odległość, deszcz i sam jego ubiór (kaptur na połowie
twarzy i ledwo zauważalne okulary przeciwsłoneczne) wcale nie
pomagały. Jedyne co udało mi się dostrzec to typowy szelmowski
uśmieszek, który znałam aż za dobrze. Patrzyłam się przez
dłuższy czas na niego, gdy poczułam lekki uścisk na ramieniu,
mimo wszystko podskoczyłam przestraszona.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć, czy coś.- Evan
zdezorientowany, podrapał się w tył głowy.
-Nic
się nie stało, po prostu się zamyśliłam.- powiedziałam,
przelotnie zerkając za okno. Nie
ma go już.
-To... ile masz lat?- palnął chłopak, chcąc jak najszybciej
zagłuszyć niezręczną ciszę, między mną a nim, chociaż w
kawiarence panował gwar.
-Siedemnaście, a ty?- odparłam, nie chciałam by czuł się
niezręcznie.
-Osiemnaście.- odetchnął z ulgą. -Mieszkam w internacie zaraz
obok szkoły, ciebie tam nie widziałem, więc pewnie mieszkasz tu na
stałe.
-Można tak powiedzieć.- odparłam, zaczynając pić już zimną,
ale nadal przepyszną latte.
-Co masz na myśli?- blondyn zmarszczył brwi wyraźnie zaciekawiony.
-Jasper kupił mi i Meggie dom podczas naszego pobytu tu.
-Jasper to twój lub Meggie chłopak?- zapytał, na co ja o mało co
nie wyplułam kawy. Odstawiłam ją na bok i zaczęłam się śmiać
na całego. -Co cię tak bawi?- spytał, uśmiechając się szeroko
na widok mojej głupawki.
-No bo...- musiałam zakryć twarz dłońmi, czułam jaka czerwona
jestem- Jasper to mój i Meg ojczym.- teraz to i chłopak śmiał się
razem ze mną. Po paru minutach ciągłego śmiechu i prób
uspokajania się usłyszeliśmy ciche stukanie w szybę. Oboje
zwróciliśmy tam swój wzrok. Za szybą stała szczupła brunetka z
brązowymi oczami, trzymała kolorową parasolkę i uśmiechnięta
machała do nas. Kilka minut później siedziała obok mnie, cała w
skowronkach.
-Jestem Jasmine, dziewczyna tego oto tlenionego blondasa.- mówiąc
to mrugnęła do Evana, a do mnie wyciągnęła prawą dłoń, którą
lekko uścisnęłam.
-Anne.- mruknęłam cicho, chichocząc pod nosem. Brunetka była taka
radosna, że i mi się zdarzyło parę razy szeroko uśmiechnąć.
Dziewczyna chwilę później zajadała się zamówionym ciastem i
popijała kawą blondyna, który był "obrażony".
-Jak chcesz to ci kupie kawę, tylko oddaj mi moją.- jęknął
zrezygnowany, ale również rozbawiony. Jasmine tylko mruknęła
niewyraźnie, że czyjeś smakuje najlepiej i konsumowała dalej
słodkości. Wyglądali tak słodko, że aż im zazdrościłam.
Dopełniali się idealnie. Spojrzałam na zegarek naścienny w białej
ramce, była 17:55. To był bardzo szybki dzień, taki dość
spokojny... no, prócz kolesia, którego dziś widziałam dwa razy.
Mój telefon zabrzęczał, więc wyjęłam go ze spodni, by sprawdzić
o co chodzi.
Od: Meg
Ale ty pamiętasz, że mamy sprawdzian jutro z biologii, prawda?
Całkowicie o tym zapomniałam, a do tego w poniedziałek mnie w
szkole nie było, więc muszę jeszcze trochę nadrobić zaległości.
Do: Meg
Zapomniałam, zaraz wracam.
Gdy tylko podniosłam wzrok z telefonu, zobaczyłam jak Jasmine
brudzi nos Evana bitą śmietaną. Jego mina wyrażała
zdezorientowanie, połączone z rozbawieniem i dużą ilością
miłości do brązowookiej. Szybko znalazł się obok niej i zaczął
wycierać nos w jej szyje, przez co dziewczyna głośno się śmiała
i nie ukrywam, że na mojej twarzy również zawitał uśmiech.
-Wiecie co gołąbeczki? Ja muszę niestety już wracać, bo jutro
mam sprawdzian i wiem tylko tyle, że dotyczy biologii.- chyba
dopiero po tym jak się odezwałam, przypomnieli sobie, że są w
kawiarni, a ja siedzę z nimi przy stole. Jasmine zrobiła się cała
czerwona, za to chłopak zawstydzony podrapał się w tył głowy.
Nie byli typową parą ogień-woda, mieli ze sobą dużo wspólnego.
Z tego co zdążyłam zauważyć oboje lubią sobie dokuczać, śmiać
się z normalnych sytuacji, czy po prostu obejrzeć ich ulubiony film
lub posłuchać tego samego rodzaju muzyki. Wstałam od stołu i
położyłam pieniądze obok szklanki po latte. Jasmine trzepnęła
brązowookiego w głowę, wyraźnie była zawiedziona nim.
-Może cię podwieźć?- spytała z uśmiechem, który chyba zawsze
jej towarzyszy. Po wypowiedzeniu tego pytania, przez dziewczynę,
Evan zachował się, jakby nagle go olśniło.
-Nie, dzięki. Z chęcią się przejdę i trochę pomyślę, do tego
już nie pada.- uśmiechnęłam się do nich przepraszająco.
Podeszli do mnie i oboje przytulili. Przechodząc przez kawiarnię,
rozejrzałam się po niej. Teraz było o wiele mniej ludzi, klientów
mogłam policzyć na palcach u jednej ręki. Wyszłam przed
restauracje i odetchnęłam rześkim powietrzem po deszczu. Starałam
się stawiać nogi na suchych kawałkach chodnika, co nie było
proste. Gdybym była normalną nastolatką, zaczęłabym się
zastanawiać, dlaczego nie mam chłopaka. Ale nie zastanawiam się,
bo wiem dlaczego, nie chcę. Nie chcę znów poczuć zawodu. Jednak
Jasmine i Evan to idealna para bez problemów, żyjąca chwilą,
teraźniejszością. Nawet nie zauważyłam, że wpadłam na kogoś,
a po twardej klacie, mogę stwierdzić, że na chłopaka.
-To ty.- usłyszałam niski głos zanim podniosłam głowę.
-Cześć.- odpowiedziałam patrząc na Justina. -Co z tobą?-
zapytałam, nie wyglądał najlepiej, co najmniej jakby chciało mu
się wymiotować.
-Nic! Nic się ze mną nie dzieje.- nie spodziewałam się takiej
reakcji, teraz wyglądał na wściekłego.
-Właśnie widzę.- westchnęłam unosząc oczy do góry, czym dałam
mu znać, że jego zachowanie zbliżone jest do zachowania kobiety w
ciąży. -Powiesz mi o co chodzi, czy mogę sobie iść? Wygląda na
to, że zaraz znowu się rozpada.- skłamałam, bo niebo było prawie
bezchmurne.
-Co miałbym ci mówić?!- spojrzał na mnie zirytowany.
-Nie ważne.- westchnęłam i wywróciłam oczami.
-Jak udała ci się randka? -wypalił nagle. Tym pytaniem wprawił
mnie w zdziwienie. Randka? Zmierzyłam go wzrokiem od dołu do góry,
nerwowo tupał nogą. Ale, że Evan? W duchu palnęłam się w czoło.
-Jesteś zazdrosny?- wzięłam głęboki wdech i czekałam na jego
ripostę lub wybuch. Justin nie uśmiechnął się, nie rzucił
tekstem w stylu "chciałabyś" i jeżeli wcześniej byłam
zdziwiona to teraz jestem praktycznie sparaliżowana. Zamiast tego
spuścił wzrok i podrapał się po tyle głowy. Ten ruch od razu
przypomniał mi o Evanie - paradoks.
-Nie wiem, nie, to znaczy tak, znaczy nie. Nie rozumiem samego
siebie.- plątał się.
-Ja też nie wiem o co ci chodzi.- nie żeby coś, ale naprawdę nie
miałam zielonego pojęcia o co brązowookiemu chodzi.
-Nie ważne.- machnął ręką zrezygnowany, po czym naburmuszył się
jak 5-latek, któremu mama nie kupiła wymarzonej zabawki.
-Justin nie jestem twoją dziewczyną, żebyś mógł spodziewać
się, że nie będę wychodziła z innymi ludźmi. Zresztą to wcale
nie była randka. A jeśli chcesz wiedzieć to ja w życiu, już
nigdy, przenigdy nie pójdę na randkę.- fuknęłam urażona, by po
chwili uświadomić sobie co powiedziałam. Chłopak wpatrywał się
we mnie zdziwiony. Już miał coś powiedzieć, gdy zadzwonił
telefon. Odebrał i odpowiadał tak lub nie, na zadawane przez
drugiego rozmówce pytania. Po czym bez żadnego pożegnania
rozłączył się, kończąc konwersacje.
-Do jutra, mała.- powiedział, po czym pocałował mnie w policzek.
Zamurowało mnie i to chyba dosłownie, bo przez jakieś dwie minuty
nie ruszyłam się z miejsca. Nawet gdy Justin odszedł, wsiadł do
swojego auta i odjechał z piskiem opon. Nadal nie będąc w pełni
świadoma, ruszyłam przed siebie. Ocknęłam się dopiero, gdy
poczułam, że weszłam w kałuże i to nie byle jaką, bo woda w
niej sięgała mi do kostek. Jak poparzona odskoczyłam, rozchlapując
wodę na jeszcze większą skalę. Z moich ust posypała się
wiązanka przekleństw.
-Nie pamiętam żebyś była taka wulgarna, gdy byliśmy razem.- znam
ten głos, znam ten śmiech, ale nie chce GO znać.
-Jason.- szepnęłam, byłam zdziwiona i przestraszona jednocześnie.
**
Tak wiem, długo mnie nie było. I mnie zabijecie/zabiliście xd I nie wiem kiedy kolejny xd
PS. Piłam kawę... ja zła :p
A tak w ogóle to są:
-Evan Mancilly
A tak w ogóle to są:
-Evan Mancilly
OMG NARESZCIE JEST I SĄ ONI 😍😍AWWW ROSS I LAU ZNACZY EVAN I JASMINE KOLEJNA AWW PARA I TEN KONIEC PFFFF TO WENY MA PRZYJACIÓŁKO WENY 😍😍 A JEŚLI CHODZI O MNIE I MIJE BLOGA JESZCZE NIE TERAZ 😂😂😂
OdpowiedzUsuńNo ja mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej niż ten :)
OdpowiedzUsuńNie jestem tego pewna, ale postaram się szybciej niż wcześniej. I dziękuję za komentarz :)
Usuń