POV Anne
Wesoła jak nigdy, patrzyłam na oddalający się samochód Davida.
Zaczęłam iść w stronę centrum Londynu. Postanowiłam porozglądać
się po mieście. Zważywszy, że byłam przy Victoria Street,
doskonale widziałam Big Bena. Nie miałam pieniędzy przy sobie, bym
mogła go dziś zwiedzić. Nagle poczułam czyjeś ręce na biodrach,
wzięłam głęboki wdech, spowodowany zaskoczeniem. Osoba za mną
zaczęła mnie ciągnąć w swoją stronę, obracając przy tym. Moja
spódniczka zawirowała, przez co na mojej twarzy zaczęły się
pojawiać wypieki. Wpadłam na czyjąś umięśnioną klatkę
piersiową. Moja prawa ręka trafiła na ramię chłopaka, druga zaś
została złapana w czyjąś dużą dłoń. Niepewnie spojrzałam w
górę, zauważyłam mleczno-czekoladowe oczy Justina.
-A co tak piękna dama robi sama w centrum Londynu?- zapytał
szczerząc się na widok moich rumieńców. Staliśmy w pozie jak do
wolnego tańca. Nie odzywałam się zawstydzona, jednak nadal nie
spuszczałam wzroku z niego.
-Umm...- zająknęłam się. Zagrzmiało, przez co się wzdrygnęłam.
- Justin zaraz lunie deszcz.- wyszeptałam.
-”Nie czekaj, aż burza minie. Naucz się tańczyć w deszczu.”-
wypowiedział, a po chwili z nieba zaczęły spadać coraz większe
krople wody. -To co? Zatańczysz?- spytał, ze swoim standardowym
uśmiechem.
-Ale... ja nie umiem tańczyć.- spuściłam wzrok na jego klatkę
piersiową. On podniósł mój podbródek, tak, że musiałam na
niego patrzeć.
-Nie szkodzi, nauczę cię.- nie mogłam spuścić wzroku z jego
olśniewającego uśmiechu. Nawet nie wiem kiedy sama zaczęłam się
uśmiechać.
-Ok.- powiedziałam cicho. Zaczął powoli, dyktując rytm. Rytm,
który kojarzył mi się ze spadającymi kroplami na szybę. Każdy
jego krok był płynny. Nie zwracał uwagi na ludzi przechodzących
koło nas, czy na to, że jesteśmy cali przemoknięci. Nadążałam
za nim, czułam się jakbym była w jakimś transie. Justin obrócił
mnie, by znowu powrócić do tańca. Po paru krokach chłopak złapał
mnie za talię, podniósł i zaczął się kręcić.
Odstawił mnie
na ziemię. Spojrzałam się na niego i zachichotałam. Miał
przylizaną grzywkę. Wyglądał tak słodko... zaraz przecież ja go
nie lubię! Zatrzymałam się, Justin zrobił to samo. Wpatrywał się
we mnie zdziwiony. Zdjęłam rękę z jego barku, a drugą wyrwałam.
Spojrzałam na niego ostatni raz i zaczęłam biec w stronę domu.
Słyszałam jak mnie woła, jednak starłam się nie odwracać.
Wyjęłam telefon i sprawdziłam godzinę. Była 11:52, ale ten czas
leciał. Było ciemno przez burzowe chmury, wydawało mi się, że
jest około 18. Biegłam przed siebie, przepychając się między
ludźmi. Jedni nie zwracali na mnie uwagi, drudzy oglądali się
wściekle, a jeszcze inni krzyczeli za mną, żebym uważała. Byłam
cała mokra; ubrania, buty, czy włosy, całe przemoczone. Było mi
bardzo zimno, szczególnie gdy mocno wiał lodowaty wiatr. Burza się
nasilała, było coraz więcej grzmotów i błyskawic. Właśnie
przebiegałam przez pasy dla pieszych, które były bez świateł.
Usłyszałam z prawej głośny pisk opon. Wrzasnęłam przestraszona
i upadłam na asfalt. Z czarnego samochodu szybko wysiadł David.
Chłopak pomógł mi wstać i dał koc. Siadłam na tyłach auta, nie
odzywałam się. Rozłożyłam się na wszystkich tylnich siedzeniach
i moje oczy skierowałam na przeciwne okno. Z daleka można było
zobaczyć krople przebiegające po całej szybie.
POV Justin
-Anne!- wrzasnąłem po raz trzeci. Spieprzyłem nawet nie wiem jak,
ani czym, ale spieprzyłem. Już było tak blisko, by do końca mi
zaufała. Może jeszcze jutro uda mi się to i owo zdziałać. Coś
czuję, że niedługo podda się i da mi wolną rękę. Wtedy ja będę
mógł wykreślić ją z listy dziewczyn do przelecenia. Uśmiechnąłem
się do siebie, idąc w stronę parkingu szkolnego. Jakbyście się
pytali, to tak, śledziłem Anne. Widziałem jak zadowolona wyszła
poza obszar szkoły. Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę mojego
domu. Po paru minutach zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałem na
ekran i bez wahania odebrałem.
-Justin przyjedź do magazynu po towar. Niejaki Alby Walker, chce
trochę LSD.- powiedział Tom. Zmieniłem kurs i zawróciłem w
stronę opuszczonych magazynów.
-A ile dokładnie tego chce?- zapytałem.
-Dziesięć bibułek, zanim coś powiesz. Tak wiem, że to dużo, ale
ważne czy chłopak ma kasę.- oznajmił, na co ciężko westchnąłem.
-Ok, zaraz dojadę.- odparłem i rozłączyłem się. Patrzyłem na
drogę, lecz moje myśli powędrowały do zdarzenia sprzed chwili. Do
Anne. Jej słodki chichot, piękne oczy, czy... malinowe, pełne
usta. Kasztanowe włosy, przyklapnięte do twarzy z powodu deszczu
albo delikatne ciało. Zatrzymałem auto pod jednym ze starych
magazynów. Szybko wszedłem do budynku, rozglądając się
zauważyłem stół i walizkę. To był niespotykany jak na razie
przeze mnie widok. Zawsze ktoś pilnował towaru. Podszedłem wolnym
krokiem do mebla. Gdy już miałem wziąć walizkę, poczułem czyjąś
obecność. Natychmiast wyciągnąłem pistolet i szybko się
odwróciłem. Przyłożyłem mężczyźnie broń do czoła, chłopak
od razu się przeraził.
-C-czy t-ty je-jesteś Justin, Justin Bi-Bieber?- spytał drżącym
głosem, co chwilę się jąkał. Zacząłem się niepohamowanie
śmiać, on nie wiedząc co zrobić zaczął się śmiać razem ze
mną. Natychmiast przerwałem i prychnąłem. Jak on śmie śmiać
się razem ze mną? Razem z Justinem Drew Bieberem, prawą ręką
Toma?- zapytałem sam siebie w myślach. Nie odpowiedziałem na
jego pytanie tylko sam zadałem inne:
-Jesteś nowy w tej branży?
-T-tak.
-Czy Tom naprawdę jest taki głupi, by zatrudniać
niedoświadczonych?- powiedziałem bardziej do siebie, niż do
trzęsącego się chuchra.- Wiesz, że dawno byłbyś martwy, gdyby
ktoś inny odbierał towar?- teraz pytanie skierowałem do chłopaka.
On tylko przełknął ślinę. Schowałem broń z powrotem do spodni.
Bez słowa wyszedłem z punktu odbioru walizkę, którą ułożyłem
na siedzeniu pasażera. Zadzwoniłem do Toma, mówiąc mu, że
wziąłem towar. Przy okazji spytałem o miejsce spotkania. Gdy
zakończyłem rozmowę od razu skierowałem się w stronę Ebury
Street. Miałem się spotkać z chłopakiem przed Tomtom Coffee
House. Po 20 minutach dojechałem na miejsce. Wysiadłem z samochodu
i zapłaciłem za parkomat. Szedłem wolnym krokiem w stronę
kafejki. Oczywiście, żeby się nie rzucać w oczy, otworzyłem
walizkę w samochodzie i przełożyłem narkotyki do kieszeni.
Zauważyłem zakapturzonego chłopaka. Siedział przy jednym ze
stolików, podszedłem i dosiadłem się. Spojrzałem na twarz
klienta, młody chłopak, na oko 15-16 latek, wpakował się w
wielkie gówno. Nachyliłem się w jego stronę i spytałem:
-Masz forse mały?
-A masz bibułki?- spytał sarkastycznie, co mnie zezłościło. Nie
chcąc zwracać na siebie uwagę tylko pokiwałem złowrogo głową.
Chłopak sięgnął do kieszeni wyciągając grubą mamonę. Wziąłem
do ręki pieniądze i powoli z dokładnością policzyłem.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy suma się zgadzała. Rozejrzałem
się w około i pod stolikiem przeniosłem torebeczkę z LSD, przy
okazji schowałem gotówkę do kieszeni spodni. Wstałem i poklepałem
chłopaka po plecach. Już po chwili jechałem w stronę domu Toma,
by dać mu z ręki do ręki zarobiony szmal.
POV Anne
Pod ciepłym kocem w salonie mojego i Meggie domku oglądałam jakąś
denną telenowelę. Lecz myślałam o wszystkich zdarzeniach i
osobach, które mnie spotkały w Londynie. David słodki chłopak,
nieśmiały, a za razem taki wesoły – idealnie pasujący do Meg.
Rebeca, którą poznałam pod czas nieprzyjemnej dla mnie rozmowy.
Była sprośna i odczuwała we mnie wroga. Weyne, który próbował
powstrzymywać mnie przed przyłożeniu Bieberowi. Wydawał się miły
i taktowny. Moje przemyślenia przerwała wchodząca do pomieszczenia
moja przyjaciółka. Gdy tylko usiadła, obok mnie na sofie,
natychmiastowo się w nią wtuliłam. Była taka zimna, co sprawiło
mi ulgę.
-Ann, chyba masz gorączkę.- wyszeptała przykładając mi dłoń do
czoła.
-Meg, nie przesad...- nie skończyłam, ponieważ zakręciło mnie w
nosie i kichnęłam.
-Rozchorowałaś się moja droga siostrzyczko.- wyszczerzyła się do
mnie. Oh, ciekawe dlaczego?- spytałam sama siebie
sarkastycznie w myślach. Wstałam z miękkiego mebla i skierowałam
się na pierwsze piętro. Mogłam usłyszeć chichot Meg.
-Księżniczko Anno Alexandro Black, panny płaszcz się zakurzy.-
udawała przejęcie. Zaśmiałam się i podniosłam sunący materiał
za mną z podłogi. Wchodząc do mojego pokoju, od razu spojrzałam
na zegar naścienny. Była 17:24, ze względu na w miarę wczesną
porę. Przyszykowałam sobie długą i relaksującą kąpiel w
wannie. Na późniejszą porę umówiłam się z Meg na wieczór
filmowy. Będziemy oglądały „Ona to on”, „Paranormal
Activity” i „Chłopiec w pasiastej piżamie”. Ten pierwszy to
komedia romantyczna, drugi przerażający horror i trzeci, bardzo
przygnębiający dramat.
**
Przepraszam bardzo, za całe DWA miesiące bez rozdziału. Zmotywował mnie zbliżający się wynik odwiedzin- 1000! Z tej oto okazji spróbuję stworzyć One-shorta o głównych bohaterach mojego opowiadania :) Przepraszam też, że rozdział jest taki krótki.
Jezu w koncu sie doczekałam aaaaaaa *_* rozdział jak wiesz cudowny czekam na kolejny. Może tym razem coś napiszemy razem hahahah ale mamy co robić xd czekam weny Aniu pozdrawiam ❤
OdpowiedzUsuńhehe, do piąteczku :)
Usuń