POV Justin
Jadąc do domu myślałem o wydarzeniu, które miało miejsce chwilę
temu. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale gdy zobaczyłem Ann z
jakimś chłopakiem w kawiarni to mnie coś w środku zakuło. W
jednej chwili byłem na nią zły, a w drugiej zirytowany.
Zachowywałem się jak baba pod czas okresu, ale nie mam pojęcia
dlaczego. I ten moment, gdy zapytała czy jestem o nią zazdrosny.
Nie wiedziałem co powiedzieć, plątałem się we własnych słowach,
lecz jeśli teraz powtórzyłaby to pytanie, wyśmiałbym ją i
powiedział jedno wielkie przepełnione pogardą NIE. Justin Bieber
nigdy nie jest i nie będzie o nikogo zazdrosny! Wracając do
telefonu, dzwonił Tom i chciał żebym dał jednemu facetowi sporo
koki, bo podobno robi imprezę. Musiałem się wrócić na chwilę do
domu po towar i pojechać na umówione miejsce.
POV Anne
-Tęskniłaś? Myślałaś o mnie?- pytał, ale nie chciał dopuścić
mnie do słowa.
-Ja...- nie wiedziałam co mam powiedzieć, skłamać czy przyznać
się, że czasem przypominałam sobie niektóre wspomnienia z nim.
Ale czy tęskniłam? Zdecydowanie nie.- Ja nie wiem.- wzruszyłam
lekko ramionami spuszczając wzrok.
-Jak zwykle nic nie wiesz, chociaż to się nie zmieniło.- przeszedł
przez siatkę. Gdy był już po mojej stronie, zaczął mi się
bardziej przyglądać. Ja również cały czas go obserwowałam.
Bałam się to mało powiedziane, byłam przerażona. Nie wiedziałam
do czego jest zdolny, w pewnym sensie uciekłam od niego. Jason
przyciągnął mnie do siebie i objął w tali, przez co się
spięłam.-I spięta jak zawsze.
Widziałam, że nie mógł powstrzymać szelmowskiego uśmiechu, a ja
mimo wszystko wywróciłam oczami. Za jego plecami ujrzałam Evana
trzymającego Jasmine za rękę. Bez namysłu zaczęłam piszczeć i
próbować się wyrwać z jego uścisku. Jason był zdezorientowany,
ale nie puścił mnie. Para skierowała wzrok na mnie i mojego
oprawcę, którego zrobiłam z mojego byłego chłopaka. Ostatnio
zauważyłam, że dużo dzieje się w moim życiu... trochę za dużo.
Jason przerzucił mnie na swoje plecy i zaczął biec. Teraz to ja
byłam zdezorientowana. Widziałam jak moi przyjaciele starają się
do nas dobiec, naprawdę tego chciałam. Jednak Jason od zawsze był
wysportowany. Chłopak skręcił w jakąś ciemną uliczkę i zanim
zdążyłam jakkolwiek się odezwać, zamknął mi usta ręką.
Widziałam przebiegających obok Evana i Jasmine, byli zaniepokojeni.
Brązowowłosy odwrócił mnie do siebie, był wściekły, jego
tęczówki zrobiły się prawie czarne. Przełknęłam ślinę i
opuściłam wzrok na swoje buty. Jason złapał mnie za ramie, co
nieźle bolało, ale jedyne co zrobiłam to zacisnęłam wargi w
cienką linie. Wprowadził mnie w głąb zaułka, jednak na jego
końcu zobaczyłam obskurne drzwi. Otworzył je kluczami, po czym
wepchnął mnie do środka. Cały jego, jak mi się zdaje, dom
składał się z bodajże dwóch pomieszczeń:
salono-kuchnio-przedpokojo-sypialni, a stamtąd prowadziły drzwi
zapewne do łazienki. Jego mieszkanie wyglądało strasznie,
zaniedbane i brudne. Wszędzie walały się puszki po piwie i
niedopałki papierosów. Brązowowłosy poprowadził mnie na sofę,
która gdy tylko usiadłam zaskrzypiała. Chciałam coś powiedzieć,
ale nie do końca wiedziałam co.
-Czemu zwróciłaś na siebie uwagę?- syknął, zakładając
skrzyżowane ręce na klatce piersiowej. Ugh...
-Głupie pytania zadajesz Jason...- byłam teraz zła, dzięki czemu
od razu zrobiłam się pewniejsza -Nie wiem co chcesz ze mną zrobić,
ale ja się nie dam i tyle. Nie chciałam z tobą nigdzie iść,
dobrze o tym wiesz.- fuknęłam. Chłopak prychnął i wywrócił
oczami.
-Zmieniłaś się, jesteś bardziej pyskata... i mi się to podoba.-
uśmiechnął się łobuzersko. A mnie wbiło w tą starą,
trzeszczącą kanapę.
-Jesteś chory.- warknęłam, ale on się dalej szczerzył do mnie.
Postanowiłam więcej nie przebywać w jego otoczeniu i wstałam z
kanapy. Ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych, jednak drogę
zagrodził mi nie kto inny jak Jason.
-Już mnie opuszczasz, skarbie?- przyciągnął mnie do siebie. Mam
tego dość. Obróciłam się powoli w jego stronę i... kolanem
trafiłam w jego przyrodzenie. McCann zwijał się na podłodze, a ja
szybkim krokiem wyszłam z jego mieszkania i zamknęłam za sobą
drzwi. Wybiegłam na główną ulicę, po czym idąc na przystanek
autobusowy odblokowałam telefon. Był wyciszony, dlatego dopiero
teraz zobaczyłam, że mam sporo nieodebranych połączeń od Evana i
Jasmine. Zadzwoniłam do farbowanego blondyna.
-Anne! Boże, jak się cieszę, że dzwonisz.- powiedział z ulgą.
Słyszałam jak przekazuje swojej dziewczynie, że się „odnalazłam”.
-Nie martwcie się już wracam do domu.- powiedziałam, sprawdzając
jak kursują autobusy.
-Ale jak? Jak się wyrwałaś od tamtego chłopaka?- spytał
przejęty.
-Nie było łatwo, ale dałam sobie radę.- uśmiechnęłam się sama
do siebie, gdy przypomniałam sobie komiczną minę Jasona.
Rozmawialiśmy jeszcze parę sekund po czym, pożegnaliśmy się i
przerwaliśmy połączenie. W tym samym czasie podjechał mój
autobus, do którego z ulgą wsiadłam. Podłączyłam słuchawki do
komórki, założyłam je i puściłam swoją playlistę. Przez całą
drogę myślałam nad dzisiejszym dniem, który pod względem
dziwności i spontaniczności dorównywał pozostałym dniom od
przeprowadzki. Wszystko dzieje się tak szybko, a zarazem wolno.
Wysiadłam na najbliżej położonym przystanku od mojego domu, ale
mimo wszystko musiałam i tak jeszcze iść jakieś
piętnaście-dwadzieścia minut. Rozglądając się, podziwiałam
różne chatki. Tak zleciała mi cała droga. Popychając furtkę,
zauważyłam zapalone światło w pokoju Meggie, z czego mogłam
wywnioskować jakąś kolacje, mam nadzieje jadalną. Weszłam do
przedpokoju i zdjęłam buty. Przebiegłam salon, kierując się na
pierwsze piętro. Zapukałam do drzwi od sypialni Meg i nie czekając
na „proszę” wparowałam do pokoju. Wytrzeszczyłam oczy i
zakryłam sobie ręką usta, by nie wybuchnąć śmiechem. David
właśnie leżał na mojej przyjaciółce, przygwożdżając jej
nadgarstki do ramy łóżka. Przed tym jak weszłam na pewno się
całowali, bo oddychali szybko i nierównomiernie. Byli czerwoni jak
dwa dojrzałe buraczki. Powoli wycofałam się z azylu mojej siostry,
zamykając cicho drzwi. Zeszłam na parter i skierowałam się do
kuchni. Zajęłam się robieniem kanapek i nastawianiem wody na
herbatę, pod nosem cały czas podśmiewałam się z tej, jakże
niezręcznej dla nich, sytuacji. Gdy skończyłam gołąbeczki akurat
przyszły. Siedliśmy w trójkę przy stole, jedząc i pijąc. Meggie
patrzyła na mnie spode łba, a David wpatrywał się w swój talerz.
Wywróciłam oczami i postanowiłam zacząć rozmowę.
-Meg, nie uwierzysz kogo dziś spotkałam.- zaczęłam, przełykając
kęs kanapki.
-Kogo? Pewnie tego przylepasa, co?- pytała z wyraźnym
zaciekawieniem, które wykazywał również Swift.
-Też, ale nie o niego mi chodzi.- zaśmiałam się, po czym wzięłam
łyka gorącej cieczy, parząc sobie język. -Jasona McCanna.-
dopowiedziałam z grymasem, ale nie trwał on długo. Oczy dziewczyny
były teraz wielkości spodków, przypatrywała się mojej twarzy
szukając oznak strachu. Jednak niczego takiego się nie dopatrzyła,
ponieważ byłam tylko i wyłącznie rozbawiona. Wyobrażenie mojego
byłego, przykładającego sobie lód do krocza, było po prostu
zabawne.
-Oo-kej.- wpatrywała się we mnie dziwnie.
-To powiedz mi, z czego dokładnie ma być ten test.- mruknęłam.
-W sumie to sama nie wiem, poprosiłam by David przyszedł i mi
wytłumaczył parę rzeczy.-odburknęła, rumieniąc się.
-Aha.- zaśmiałam się, więc to tak. Dość ciekawie im ta nauka
wyszła, ale co się dziwić, w końcu sprawdzian ma być z biologi,
co nie? Nie chcąc im dłużej zawadzać, sprzątnęłam wszystkie
brudne naczynia do zmywarki, przy okazji nastawiając ją. Weszłam
po raz kolejny dzisiaj po schodach, ale tym razem skierowałam się
do swojej sypialni, by się trochę pouczyć.
**
Usłyszałam swój budzik i natychmiast się podniosłam. Rozejrzałam
się, po czym poszłam wyłączyć ustrojstwo. Spałam na biurku, na
którym były książki i notatki z biologii. Strasznie się nie
wyspałam i bolały mnie plecy. Ubrałam się i zeszłam zrobić
śniadanie.
Postanowiłam po prostu podgrzać mleko w mikrofalówce i nasypać
sobie czekoladowych kuleczek, które po prostu kocham. Podczas
przygotowania mojego jakże wykwintnego posiłku, swoim towarzystwem
zaszczyciła mnie Meggie. Uśmiechnęłam się do niej, a ona zaspana
odwzajemniła mój gest. Zaniosłam śniadanie do salonu i odłożyłam
na stół. Wbiegłam po schodach do swojego pokoju i wzięłam
notatki, które wczoraj zdążyłam zrobić. Zeszłam tym razem
spokojniej, by się nie zabić. Zasiadłam do stołu i zaczęłam
jeść, przy okazji czytając notatki. Gdy skończyłam zauważyłam,
że Meg nie ma naprzeciwko mnie. Z salonu usłyszałam włączony
telewizor, dzięki czemu wiedziałam gdzie jest zguba.
-Meggie, co oglądasz?- spytałam siadając obok niej, ale cały czas
patrząc na notatki.
-Pogodę, w końcu do nas jesień dotarła.- odpowiedziała
uradowana.
-Nie rozumiem z czego się cieszysz. Jesienią zaczyna być coraz
zimniej i cały czas leje deszcz. -burknęłam pod nosem, próbując
czytać po raz trzeci te same zdanie.
-No i co z tego, że jest coraz zimniej, możesz się po prostu
cieplej ubrać. Pod czas deszczu możesz założyć jakiekolwiek buty
i poskakać po kałużach. O, albo gdy kolorowe liście spadną z
drzew, możemy zagrabić je na jeden stos i skakać na niego, jak za
dawnych lat. -mówiła z takim podekscytowaniem, że aż na nią
zerknęłam spoza kartek.
-W twoim przypadku, to „za dawnych lat” było jakiś rok temu.
-mruknęłam, po czym wzięłam pilot i wyłączyłam telewizor.
-Ej, właśnie miał się zacząć Spongebob! -warknęła, próbując
mi wyrwać pilota.
-Chodź i nie marudź, bo się spóźnimy. -śmiałam się z niej,
normalnie jak z dzieckiem. Przeszłyśmy do przedpokoju i zaczęłyśmy
się ubierać w lekkie kurtki, szaliki i buty za kostkę. Gotowe
wyszłyśmy przed dom, jednak chwilę później wracałam się po
dwie parasolki, gdy moja przyjaciółka grzała swój zad w aucie.
Przebiegłam przez podwórko do samochodu i jak najszybciej wsiadłam.
-Ale ty wiesz, że mogłaś otworzyć parasol, a nie biec jakby ci
ktoś garnkiem groził? -widziałam, że próbuje nie wybuchnąć
śmiechem.
-Żebym ja ci przypadkiem nie pogroziła. -wystawiłam do niej język,
po czym obrażona odwróciłam się w stronę okna.
-Czym, parasolką? -śmiała się na całego.
-A żebyś wiedziała, że tak. -mruknęłam, zakładając ręce na
klatce piersiowej. Dziewczyna jedynie pokręciła głową, dalej się
uśmiechając i nareszcie ruszyła. Po drodze śpiewałyśmy każdą
piosenkę, która w danej chwili była puszczana w radiu. Gdy
dotarłyśmy pod szkołę miałyśmy jeszcze dziesięć minut do
pierwszej lekcji. Więc przez ten czas postanowiłyśmy się pouczyć
do sprawdzianu z biologi w ogrzewanym samochodzie.
**
Jestem taka zmęczona dzisiaj, a jeszcze wf. To pewnie przez pogodę,
która była i zapewne przez tydzień będzie okropna, od rana jest
oberwanie chmury. Lecz jest jeden plus dzisiejszego dnia – Justin
nie pojawił się w szkole. Sprawdzian poszedł mi chyba dość
dobrze. Aktualnie jem sałatkę przy stoliku z Meggie, Evanem i
Jasmine. Parę polubiłam mimo, że nie znam ich długo, to świetnie
się dogadujemy. Uśmiechnęłam się, gdy zauważyłam jak Jas
podkrada frytki Evanowi, po czym robi komiczną minę w stylu „ja
nic nie wiem”. Dokończyłam swój posiłek, po czym tak jak reszta
wstałam od stolika i wyrzuciłam plastikowy talerzyk, a tackę
odłożyłam. Gdy szłam pod szatnię dla dziewcząt zastanawiałam
się czy czegoś przypadkiem nie chcę zmienić w swoim wyglądzie.
Po dzwonku razem z resztą dziewczyn poszłam się przebrać. Stroje
były szkolne, zwykła biała koszulka i czarne krótkie spodenki. W
sumie nic niezwykłego. Na wf'ie graliśmy w siatkówkę, było okej.
Mimo wszystko, zmęczyłam się. Umyłam się szybko i poszłam ubrać
w swoje ciuchy. Wracając do domu zastanawiałam się czemu Justina
nie było dziś w szkole... zaraz dlaczego ja w ogóle o nim myślę?
Nie ważne.
*******
Tak......
Nie wiem czy pisanie tego opowiadania ma jeszcze sens i czytelników. Nie mam na nie weny, ale czasu, mimo wszystko, mam sporo. Bardzo was wszystkich przepraszam, że dodaje to dopiero teraz, po 11 miesiącach. Przepraszam jest mi na prawdę wstyd, ale nic nie mogę z siebie wyciągnąć, tylko to co widzicie i nie mam pojęcia czy będzie kolejny rozdział czy po prostu tego nie porzucić. No cóż...
Bardzo wam dziękuję za prawie 15 tysięcy wyświetleń, najbardziej dziękuje mojej najlepszej przyjaciółce Magdzie (jej profil). Kocham Cię i dziękuję za całe wsparcie oraz pomysły <3