POV Meggie
Obudziłam się jak nowo narodzona, mimo że wczoraj zasnęłam,
razem z Anne, ok. 3 nad rankiem. Teraz jest, spojrzałam na zegar,
12:46. Ahh... i wiadomo dlaczego jestem wypoczęta. Sobota, jak ja
kocham weekendy. Wygramoliłam się z łóżka i w podskokach
pognałam do garderoby.
Po króciutkim prysznicu, ubrałam się w to, co wybrałam wcześniej.
Zeszłam na parter. Już chciałam pytać Ann, co na śniadanie, gdy
nie zauważyłam jej w kuchni. Po chwili już stałam przed drzwiami
pokoju mojej siostry. Zapukałam, a gdy nie usłyszałam nic, po
cichu weszłam. Mój wzrok powędrował w stronę, słodko śpiącej
przyjaciółki. Na całym łóżku były porozwalane chusteczki,
niektóre z braku miejsca pospadały na podłogę. Dziewczyna słodko
pochrapywała, zapewne ma zatkany nos. Jestem ciekawa, gdzie się
wczoraj szlajała, że się tak załatwiła. Postanowiłam dać jej
pospać i spróbować coś upichcić.
15 min. później
Próbowałam właśnie przewrócić prawie spalonego pancake'jka,
obrać pomarańcze na świeży sok i posmarować, ledwo ocalonego od
zwęglenia, naleśnika nutellą.
POV Anne
Mimo, że mam katar, obudził mnie zapach (lub jak kto woli odór)
spalenizny. Natychmiastowo zerwałam się z łóżka i poleciałam do
kuchni. Gdy weszłam zaczęłam machać ręką, by nie udusić się
dymem. Pootwierałam wszystkie okna w tym pomieszczeniu i już miałam
ochrzanić Meggie za prawdopodobnie, celową próbę wywołania
pożaru, gdy przyniosła mi dwa naleśniki oraz sok pomarańczowy.
Niby niewiele, ale od serca. Posłałam Meg uśmiech i wzięłam od
niej talerz, by później skierować się w stronę jadalni.
Zasiadłam do stołu, a moja siostra przede mną.
-Meggie, a ty co zjesz?- spytałam, gdy nic nie miała przed sobą.
-Ja już jadłam.- wiedziałam, że kłamie, a do tego przyglądała
się łakomie mojemu śniadaniu. Wstałam od stołu, poszłam po
drugi widelec oraz drugi kubek i wróciłam. Wręczyłam te
przedmioty Meg, przelałam ze swojej szklanki pół picia. Zaczęłyśmy
razem jeść, wbrew pozorom, było dobre. Spojrzałam na
przyjaciółkę, dopiero teraz zobaczyłam jak wygląda. We włosach
miała biały napój, zapewne mleko, a na policzkach mąkę.
Natomiast jej ubranie było czyste, nie powiem tego o kuchni, która
teraz wygląda, jakby przeszło tamtędy tornado.
30 min. później
Zmęczona położyłam się na połowie kanapy. Wysprzątałyśmy
całą kuchnie, najchętniej teraz bym się przespała. Ale musiałam
jeszcze się ubrać. Wgramoliłam się na pierwsze piętro, by móc
wejść do mojego pokoju. Wybrałam zwykły strój, w którym mogę
swobodnie chodzić po domu.
Po założeniu go, uczesałam włosy w wysokiego kucyka. Usłyszałam
krzyk Meg z dołu, więc zeszłam po schodach.
-Anne, jak pewnie wiesz, mój telefon, został w szkole...-
powiedziała. -Jeżeli go nie znajdą, czy nie uratują, to kupie
sobie nowy. Będę za dwie godzinki, nie idź się kąpać w basenie,
bo mi się bardziej rozchorujesz.
-Dobrze,
nianiu.- zaśmiałam się. Meg tylko wystawiła mi język, wywróciłam
oczami i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i sprawdziłam
godzinę. Była za pięć czternasta. Poprzeglądałam parę kanałów,
by w końcu zatrzymać się na „Czarownicy”. Półtorej godziny
później usłyszałam dzwonek do drzwi, zdziwiona poszłam otworzyć.
Pierwsze co zobaczyłam to dużo fioletowych róż, aż zaniemówiłam z wrażenia. Spojrzałam ponad kwiatki, jak pewnie się domyślacie, to był Justin. Wpuściłam go do domu, wzięłam od niego bukiet. Nalałam wody do flakonu i wstawiłam róże. Oczywiście powąchałam je, pachniały tak słodko.
Pierwsze co zobaczyłam to dużo fioletowych róż, aż zaniemówiłam z wrażenia. Spojrzałam ponad kwiatki, jak pewnie się domyślacie, to był Justin. Wpuściłam go do domu, wzięłam od niego bukiet. Nalałam wody do flakonu i wstawiłam róże. Oczywiście powąchałam je, pachniały tak słodko.
Byłam
w pięknym ogrodzie mojej prawdziwej rodziny. Z tego co pamiętam,
gdzie się nie spojrzało były rozmaite kwiaty. Najwięcej było,
moich ulubionych róż.
Położyłam
rękę na czoło, zapewne mam dziwne omamy, przez gorączkę.
Spojrzałam w stronę Justina, który jakby był u siebie, rozłożył
się na praktycznie całej kanapie. Westchnęłam i usiadłam obok
niego, oczywiście w sporej odległości. Gdy zapatrzyłam się w
film, nawet nie poczułam kiedy mnie objął. Masował moje ramie,
przez co dostałam, o dziwo przyjemne dreszcze. Jego dotyk mnie
uspokajał, wyciszał. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Dziwnie
się poczułam, mój oddech przyśpieszył. Jego dłoń wtopiła się
w moje włosy, delikatnie je przeczesując. Nie mogłam się oprzeć
pokusie i już po chwili spojrzałam na jego usta. On jak na złość
oblizał wargi, przez co przygryzłam wargę. Spojrzałam w jego
oczy, miałam wrażenie, że pociemniały. On zaś wpatrywał się w
moje usta, postanowiłam oblizać górną wargę, jak to on zrobił
wcześniej. Przełknął ślinę, przez co jego jabłko Adama,
poruszyło się w górę i w dół. Dzieliło nas tylko nie całe 5
centymetrów. Po sekundzie poczułam te upragnione usta, na swoich.
Zamknęłam oczy, rozkoszując się nim. Chłopak zaczął lekko
poruszać wargami, czułam miętę i papierosy. Przejechał po mojej
dolnej wardze, ja nie chcąc zajść za daleko, nie wpuściłam jego
języka do mojej buzi. Jednak on przygryzł moją dolną wargę,
przez co syknęłam i otworzyłam usta. Zadowolony ze zwycięstwa,
wsadził język do mojej buzi. Chciałam go od siebie odsunąć, ale
dotknął mojego podniebienia, przez co jęknęłam. Justin swoim
językiem, ocierał o mój. Było mi tak przyjemnie. Położył swoje
ręce na moich biodrach, lekko ciągnąc w górę. Omotana, siadłam
okrakiem na jego kolanach. Zaczęło mi brakować powietrza, więc
przerwałam pocałunek. Jednak, gdy tylko wzięłam powietrze,
chłopak znów zaatakował moje usta. Ręce zsuną na moje pośladki
i lekko ścisnął, przez co pisnęłam, a on mruknął. Poczułam,
jak Justin delikatnie kładzie mnie na kanapie. Znów wzięłam
chwilkę przerwy na oddech, ale ponownie spokojne oddychanie,
przerwał mi język chłopaka. Chłopak drażnił się ze mną liżąc
mi podniebienie. Nie mogąc tego dłużej utrzymać jęknęłam
gardłowo. Założyłam ręce na jego szyję, by przyciągnąć go
jeszcze bliżej siebie. Justin oderwał się ode mnie i przeszedł z
pocałunkami na szyję. Czułam jak przygryza i ssie moją skórę na
szyji. Zaczęłam się śmiać, ale przyłożyłam lewą rękę do
ust, by stłumić chichot. Nie ma to jak łaskotki w takim miejscu.
Po chwili Justin odsunął się trochę i podziwiając swoje dzieło
mruknął z zadowoleniem. Oddychałam ciężko, można by powiedzieć,
że dyszałam. Serce waliło mi tak mocno, że miałam wrażenie
jakby ktoś próbował zrobić dziurę młotem pneumatycznym, ale
tylko powoduje trzęsienie. Chłopak miał ponownie złączyć nasze
usta, gdy...**
Hehe... nie ma to jak, niektóre zakończenia ;p