POV Anne
Stojąc przed salą, w której zaraz miała odbyć się lekcja
matematyki westchnęłam zrezygnowana. Wszystko na zajęciach u pani
Clary, denerwuje mnie. Od równań matematycznych, które lubię, po
tykanie zegara naściennego. Wchodząc do sali, poczułam gorący
oddech na szyi. Moje ciało przeszyły ciarki. Wyczułam dłoń
Justina na moim prawym ramieniu. Myślałam, że dałam mu do
zrozumienia, że nie chce go znać. Zamknęłam oczy, przygryzając
dolną wargę. Wyrwałam mu się i zdecydowanym krokiem weszłam do
klasy. Zaczęłam rozglądać się po sali w poszukiwaniu wolnego
miejsca. Niestety wszystkie były zajęte... no prawie wszystkie,
zostały te na końcu. Usiadłam więc w jednej z nich i pochyliłam
się nad plecakiem, aby wyjąć książki. Gdy Justin wszedł do
klasy wszyscy wlepili w niego oczy, starłam się uniknąć jego
spojrzenia, ale okazało się to nie możliwe. Perfidnie przesuwał
po mnie wzrokiem, od czubka głowy, aż po czarne buty. Zacisnęłam
zęby i wbiłam wzrok w okno, o dziwo nie usiadł obok mnie, ale całą
lekcje czułam na sobie jego palące spojrzenie. Gdy po dzwonku
wyszłam na korytarz, nie było go. Po prostu zniknął. Zeszłam na
dół do szatni, otworzyłam szafkę i szybko wciągnęłam na siebie
niebieski płaszcz i czarne botki, przy czym cały czas rozglądałam
się na boki. Justin nie pojawił się w szatni. Czyżby dał mi
spokój? Wychodząc ze szkoły dziękowałam Bogu, że mogę w
spokoju wrócić do domu. Meg skończyła lekcje godzinę wcześniej
i zabrała samochód, więc byłam skazana wracać do domu na
piechotę. Niebo było pochmurne, ale nie padało. Jeszcze. Przeszłam
przez parking i wyszłam na główną ulicę. Wtedy właśnie zaczął
padać deszcz. Naciągnęłam na głową kaptur, przez chwile
myślałam, że ten dzień nie zakończy się katastrofą... ale nie,
ten dzień jest taki jak wszystkie inne, czyli beznadziejny.
Obejrzałam się, w moją stronę nadjeżdżał czarny NISSAN 350Z.
Zatrzymał się obok mnie, niestety nie widziałam kierowcy... boczne
szyby były przyciemniane. Serce podskoczyło mi do gardła, drzwi od
strony prowadzącego auto, otworzyły się. Wyszła z niego
zakapturzona postać, nie mogłam zobaczyć jej twarzy, ale gdy
podszedł bliżej zobaczyłam jego twarz. Justin uśmiechał się
jakby właśnie dostał niewiarygodnie, wspaniały prezent. Wyminęłam
go, ale zanim zdążyłam zrobić krok złapał mnie za ramie i
odwrócił w swoją stronę. Mogłam się mu wyrwać, uciec i
zostawić na środku ulicy... ale 1) miał samochód i szybko by mnie
dogonił 2) miałam szanse dać mu do zrozumienia, że powinien mnie
zostawić i 3) wcale nie miałam ochoty mu się wyrwać. Zamiast więc
uciec, spojrzałam mu w oczy i nie wierząc, że to robię,
zapytałam:
-Czego chcesz?
-Chciałem z tobą pogadać przed matmą, ale nie dałaś mi
szansy... chciałbym ci to wszystko wynagrodzić.
-Wszystko? To znaczy co?
-Wiesz co.- uśmiechną się przekornie, tak, że w jego policzkach
pojawiły się dołeczki.- Nie mam czasu...
-Wynagrodzisz to, dając mi spokój- przerwałam mu szybko i
wyminęłam po raz drugi. Nie złapał mnie za rękę, tylko wsiadł
do auta i odpalił silnik. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Czyżby poskutkowało? Może właśnie odbyłam z nim ostatnią
rozmowę... Justin podjechał do mnie swoim samochodem i opuścił
szybę.
-Jeśli ze mną nie porozmawiasz, będę tak jechał aż do twojego
domu i nigdy nie dam ci spokoju. Wsiadaj, przynajmniej nie zmokniesz.
-Podwieziesz mnie prosto pod dom? Żadnych przystanków?- ta
propozycja wydała mi się atrakcyjna.
-Tego nie mogę ci obiecać, ale myślę, że cię nie zawiodę. Nie
daj się prosić... jeśli ci się nie spodoba odczepię się od
ciebie już na zawsze. Nigdy więcej nie będziesz musiała ze mną
rozmawiać.
-Nigdy nie mów nigdy.- wyszeptałam, patrząc na buty.
-Co powiedziałaś?- zapytał, najwyraźniej nie słysząc moich
słów. Przeczesałam włosy dłonią. Mam jeszcze trochę drogi do
domu, jestem zmęczona i nie zmoknę... ale z drugiej strony nie ufam
Justinowi, co jeśli wywiezie mnie poza Londyn i zostawi w jakimś
ciemnym lesie, gdzie nie ma zasięgu? Czemu miałabym mu zaufać?
-Dobra.- powiedziałam w końcu.- Ale masz jechać spokojnie i nie
wariować na drodze.
-Okej.- otworzyłam sobie drzwi i usiadłam po jego prawej. W środku
było bardzo ciepło, a fotele były wygodne. Oparłam głowę o
zagłówek i wlepiłam wzrok w okno. Po pół godzinie jazdy moje
powieki stały się ciężkie i powoli zapadałam w sen.
-Nie zasypiaj, mieliśmy pogadać.- westchnęłam ciężko i z trudem
przewróciłam głowę w jego stronę.
-O czym chcesz rozmawiać?
-Nie wiem... ale chyba powinniśmy rozmawiać, skoro chcę cię
przeprosić.
-A nie możesz po prostu powiedzieć „przepraszam”?- powiedziałam
poirytowana. Nie chciałam siedzieć w tym aucie... chciałam tylko,
żeby wreszcie dał mi spokój. Nie odpowiedział więc spojrzałam
na drogę.- Daleko jeszcze?
-Nie jesteś zbyt cierpliwa.
-Spostrzegawczy jesteś.- wypaliłam. Odchrząkną i spojrzał na
mnie.
-Droga zajmie nam jeszcze jakąś godzinę... Co u tego frajera?-
poparzyłam na niego pytająco, uśmiechną się ironicznie, co
chwilę zerkając na drogę.- Davida?
-Po pierwsze, co cię to interesuje? Po drugie, nie nazywaj go tak.
-Nic. Chcę podtrzymać rozmowę.
-Wszystko u niego w porządku.- powiedziałam i znów spojrzałam za
okno. Właśnie mijaliśmy jedną z głównych ulic Londynu, byłam
ciekawa gdzie mnie zabiera, ale zanim zdarzyłam go oto zapytać,
zmorzył mnie sen.
POV Justin
Nie wiem czemu to robię, nie zależy mi na Anne... ja po prostu chcę
się z nią spotykać, nie wystarcza mi czas spędzony w szkole i
wgapianie się w nią na każdej lekcji. Żadna dziewczyna nie robi
na mnie wrażenia, ona też, u każdej podoba mi się tylko wygląd,
nigdy nie patrze na to jaki mają charakter i wszystkie są takie
same. Wyskakują z majtek na mój widok, są uległe, nie stawiają
oporu. Jednym słowem są łatwe. Anne też nie stawia oporu... to
znaczy nie w tym sensie... wie, że może mi się postawić i próbuje
to zrobić, ale nie potrafi. Jest zamknięta i na pewno łatwo mi nie
pójdzie. Nie ufa mi, widać to na pierwszy rzut oka, ale wsiadła do
samochodu i to zdziwiło mnie najbardziej, byłem prawie pewny, że
będę musiał użyć siły... bardzo mnie zaskoczyła. Ta sytuacja
dała mi do zrozumienia, że jednak mam szansę i mam zamiar to
wykorzystać. Ostro skręciłem w prawo... Ann prosiła mnie żebym
jechał ostrożnie, ale teraz kiedy śpi to nie ma znaczenia. Deszcz
przestał padać już kwadrans temu i teraz na niebie wyraźnie było
widać gwiazdy. Muszę się postarać... więc zabieram ją w
miejsce, które nawet mnie wprawiło w zachwyt. Spojrzałem na nią z
ukosa i uśmiechnąłem się pod nosem. Jej głowa była oparta o
zagłówek, usta lekko rozchylone. Oddychała miarowo i spokojnie tak
jak tamtej nocy kiedy udało mi się wejść do jej pokoju, miała
różowe policzki , jedna rękę oparła o szybę, druga bezwładnie
zwisała z kolana. Całość wyglądała dość komicznie. Ziewnąłem
i skręciłem na stacje benzynową... musiałem zatankować i trochę
się bałem, że kiedy się zatrzymam Anne się obudzi. Zaparkowałem
ostrożnie, nie wyłączając silnika wyszedłem z auta. Stacja była
dość mała, rozejrzałem się ostrożnie sprawdzając gdzie są
kamery, ale nie zauważyłem żadnej. Powoli podszedłem do zbiornika
z paliwem, kasjer siedzący w małym budynku nawet nie podniósł na
mnie wzroku. Nalałem paliwa do pełna, szybko wsiadłem do samochodu
i odjechałem z piskiem opon. Anne nadal spała. Nie płace, mam
pieniądze, ale po prostu nie chce mi się tracić czasu. Zresztą to
nie wiele, robiłem gorsze rzeczy i nikt mnie nigdy nie przyłapał,
gliny są tępe i nawet gdyby wpadły na jakiś trop nie stawiły by
mi czoła. Ale żadnego dowodu nie znaleźli i nie znajdą, jestem na
to za cwany.
POV Anne
Obudziłam się kiedy samochód się zatrzymał, lekko rozchyliłam
powieki. Justina nie było w samochodzie, stał na zewnątrz i
nalewał paliwa do baku. Rozglądał się dookoła z cwanym
uśmieszkiem przylepionym do buzi. Nie zapłacił, ale jak mogłam
pomyśleć, że to zrobi? Kiedy usiadł obok mnie poczułam zapach
benzyny, szybko zamknęłam oczy, nie wiem czemu, ale wolałam żeby
nie widział, że nie spałam. Ruszył tak nagle i gwałtownie, że
poczułam jak wszystkie wnętrzności przewracają mi się w brzuchu.
Zamknęłam oczy i zasnęłam ponownie. Obudziło mnie gwałtowne
hamowanie, moja ręka ześliznęła się z szyby, o którą była
oparta. W jednej chwili uderzyłam czołem o drzwi samochodu i
usłyszałam śmiech Justina. Westchnęłam cicho na jego widok, był
skupiony na drodze, ale co chwile zerkał w moją stronę z
rozbawieniem.
-Co?- zapytałam rozdrażniona.
-Nic, tylko śmiesznie wyglądasz. Zawsze wstajesz taka wściekła?-
na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.
-Nie... czasem jestem przerażona, bo obok mnie leży nieznajomy
facet.
-To była akcja. Będziesz mi to wypominać cały czas?
-Myślę, że nie będę na ciebie skazana przez cały czas.-
zamrugałam i spojrzałam na drogę.- Gdzie jesteśmy?
-Już niedaleko.
-Okej.- mruknęłam i powoli sięgnęłam do kieszeni.
-Co robisz?- zapytał zaciekawiony.
-Nic, jest późno, a Meg nie ma pojęcia gdzie jestem.. muszę jej
powiedzieć, że nadal żyję.- gdy to powiedziałam usłyszałam
jego chichot, ale tym razem nie miałam zamiaru pytać co go tak
rozbawiło. Zamiast tego wybrałam numer swojej przyjaciółki, po
dwóch sygnałach usłyszałam znajomy głos.
-Mówi David, Meg jest chwilowo zajęta. Przekazać jej coś?
-Hej David, to ja Anne. Chciałam tylko powiedzieć Meggie, żeby się
nie martwiła.
-Ok, przekaże jej to, na razie.
-Cześć.- kiedy się rozłączyłam Justin parkował na zadbanym i
pustym parkingu. Spojrzałam na niego, jego ręce nerwowo zaciskały
się na kierownicy, a kostki były lekko białe. Zignorowałam to i
rozejrzałam się dookoła. Wszędzie było widać drzewa przez,
które przebijał się słaby blask gwiazd. Ale poza tym wszędzie
było ciemno. Przeszedł mnie dreszcz, co mogliśmy robić w takim
miejscu jak to? Wprost idealna sceneria na zabójstwo. Ale gdyby
chciał mnie zabić pozwolił by mi zadzwonić do Meg? Przewróciłam
oczami, znowu zaczynam dramatyzować. Justin otworzył drzwi i
wysiadł z samochodu, zastanowiłam się chwile i zrobiłam to co on.
Powietrze było tu świeże, nie tak jak w Londynie. Nie było czuć
spalin samochodowych i w przeciwieństwie do miasta było tu
niewiarygodnie cicho. Poczułam na sobie jego wzrok, ale się nie
odwróciłam nie chciałam na niego patrzeć. Usłyszałam jak
odwraca się w drugą stronę, co zmusiło mnie żebym na niego
spojrzała. W ciemności widać było tylko jego sylwetkę,powoli
ruszył w kierunku drzew i przeszedł przez zadbany trawnik.
Skierowałam się w jego stronę, kiedy go dogoniłam potknęłam się
o wystający korzeń i wpadłam na niego. Justin obrócił się w
moją stronę, zauważyłam tylko jego uśmiech. Szybko puściłam
jego kurtkę na której zacisnęłam rękę. Miałam nadzieje, że on
też nie widzi mojej twarzy, bo czułam jak płoną mi policzki.
-Złap się mnie. Jest ciemno... chyba nie chcesz się przewrócić?
-Nie dzięki, poradzę sobie.- odpowiedziałam, ale po kilku krokach
pożałowałam swojej decyzji. Uderzyłam kolanem w jedno z drzew i
poczułam straszny ból, przewróciłam się na plecy i jęknęłam
cicho, że akurat w tym miejscu musiało rosnąć to cholerne
drzewo!!!Usłyszałam jak Justin kuca nade mną.
-Fajtłapa.- powiedział, nie żeby mnie to uraziło, ale poczułam
się trochę nieswojo. Bez słów złapał mnie za jedną rękę i
wziął na barana. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu, które
przerywały tylko moje westchnienia. Zastanawiałam się czy nie jest
mu ciężko, ale nie wydawał się zmęczony. Kiedy bez ostrzeżenia,
postawił mnie na ziemię zrozumiałam, że jesteśmy na miejscu.
Podniosłam głowę do góry, tu było o wiele jaśniej. W oddaleniu
około dziesięciu metrów było widać koniec zbocza? Biła z niego
tajemnicza jasna poświata. Podeszłam bliżej, niedaleko urwiska
stało kilka ławek... kiedy przeszła obok nich poczułam się tak
jak bym przekroczyła jakąś granicę. Już z tego miejsca mogłam
podziwiać niesamowity krajobraz, na dole rozciągał się Londyn.
Wszędzie było widać światło, wyraźnie odznaczały się tylko
ciemniejsze i mniejsze uliczki. Całość tworzyła coś w rodzaju
pajęczej sieci. Oczywiście nie mogłam zobaczyć wszystkiego,
miasto było zbyt duże, a ja byłam na zbyt małej wysokości. Nagle
zapragnęłam wspiąć się wyżej, znaleźć miejsce w którym będę
mogła oglądać Londyn w całej okazałości. Uśmiechnęłam się
sama do siebie, właśnie na chwile zapomniałam o wszystkich
problemach i o Justinie, który stał zaraz na mną.
-Zaraz wracam, zostawiłem coś w samochodzie.- powiedział, ale ja
nie zwróciłam na niego uwagi, wzruszyłam ramionami i nadal
przyglądałam się miastu, które powoli zapadało w sen. To miejsce
było niesamowite, ale wydawało się opuszczone... jakby nikt nie
odwiedzał go od wieków. Usiadłam ostrożnie na jednej z ławek
ustawionych w półkolu. Czemu zabrał mnie w takie miejsce? Musiałam
przyznać, że mi się tu podoba... ale to z kolei oznacza, że będę
skazana na jego towarzystwo i już nigdy się nie odczepi. Wredna
pijawka. Przeklinając go w myślach cały czas zerkałam do tyłu.
Za mną było zupełnie ciemno, wiatr co chwile poruszał konarami
drzew... to mnie przerażało. A jeśli za chwilę zza tego drzewa,
wyskoczy facet z piłą mechaniczną... albo co gorsza Justin?
Starałam się skupić na Londynie, ale nie potrafiłam. Kiedy
wrócił, w reku trzymał pudełko z pizzą i koc.
-Powiedzmy, że to nie jest randka... co robi się na nie randce?-
zapytał z uśmiechem.
-Zapytaj raczej czego się nie robi.- odpowiedziałam, z ironią.-
Ale masz rację, to nie jest randka.
-Ale jeżeli to nie jest randka... to co to jest?
-Wymuszone spotkanie, dwójki ludzi, którzy kompletnie się nie
znają.- powiedziałam, starając się przybrać poważny ton.
-Ta... masz rację, ale po jakimś czasie to „spotkanie”, może
przerodzić się w randkę.
-Gdybyś powiedział mi to wcześniej nie zgodziłabym się na to,
żeby tu przyjechać.- wypaliłam, w czasie kiedy on otwierał
pudełko z pizzą.
-To, ci się tu nie podoba?- uniósł brwi. Musiałam przyznać, że
jest tu pięknie i tak, cholernie mi się tu podoba... ale się
bałam. Czy jeśli to powiem, będzie mnie prześladować do końca
życia? W sumie nawet dobrze mi się z nim rozmawiało. Przeszły
mnie ciarki. Jak mogło mi się z nim dobrze gadać? Rozbił mi
głowę, przezywa moich przyjaciół i zachowuje się jakby wszystko
było u jego stup.- Dostanę odpowiedź?- westchnęłam, a Justin
teatralnie powtórzył to po mnie.
-Muszę się zastanowić.- powiedziałam.
-Już się zastanowiłaś?- uniosłam oczy do góry, wołając o
pomstę do nieba.
-Tak.- powiedziałam, właściwie nie wiedziałam czemu to robię.-
Jest tu pięknie... ale to niczego nie zmienia, nie przekonałeś
mnie do siebie.- z niedowierzaniem pokręcił głową i uśmiechną
się.- Wiesz, że kiedy się uśmiechasz w twoich oczach nie widać
radości?-zapytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Odwróciłam się od niego i spojrzałam na miasto, a kiedy znowu na
niego popatrzyłam wydawał się jednocześnie rozbawiony,
zaciekawiony i zamyślony. Po chwili milczenia powiedział:
-Przyglądasz mi się?- zabawnie poruszał brwiami tak, że
wybuchnęłam śmiechem. Po godzinie rozmowy, poczułam niesamowite
zmęczenie. Zjedliśmy całą pizzę, która niestety była już
zimna, ale nadal pyszna. Nie spodziewałam się tak świetnego
spotkania. Oparłam się o jego ramię i zasnęłam. Czułam jak
lekko podnosi mnie z miejsca, ale nie chciałam mu się wyrwać.
Wtuliłam się w jego pierś i poczułam nagły przypływ spokoju.
POV Justin
Anne spała całą drogę. Jej stwierdzenie wprawiło mnie w
zakłopotanie... poczułem jak wszystko we mnie płonie.
Zdenerwowałem się... ale nie mogłem wszystkiego spieprzyć. Było
już tak blisko, jestem prawie pewny, że mi ufa. Dokładnie znałem
następny krok... muszę się do niej zbliżyć, dać poczucie
bezpieczeństwa. Uśmiechnąłem się pod nosem wjeżdżając na
teren jej domu.
POV Meggie
Gdy czarny samochód wjechał na podwórko, serce podskoczyło mi do
gardła... Anne dzwoniła do mnie, żebym się nie martwiła. Ale jak
mogłam się nie martwić? Cały wieczór spędziłam na staniu w
oknie i czekaniu, aż w końcu wróci. Obie nie znałyśmy tu nikogo
oprócz Davida... więc z kim mogła się spotkać, gdzie pójść?
Ale naprawdę się przeraziłam dopiero kiedy zobaczyłam kierowcę.
Justin siedział obok, jak mi się wydaje, śpiącej Anne...zmrużyłam
oczy. Muszę wyjść na zewnątrz. Wybiegłam z domu i szybkim
krokiem podeszłam do samochodu. Zapukałam w okno, gdy się
otworzyło, pojawiła się uśmiechnięta twarz tego idioty.
-Co tu robisz?!- krzyknęłam rozhisteryzowana.
-Cicho... odwiozłem twoją przyjaciółkę. Nie widać?
-Nie jestem ślepa.- powiedziałam.- Ale czemu ty ją odwozisz?
-Za dużo pytań.- powiedział i bez dalszych wyjaśnień wysiadł z
auta. Przeszedł obok mnie i otworzył drzwi od strony pasażera.
Dziwiłam się, jak Ann mogła tak spokojnie usnąć w JEGO
samochodzie? Wziął ją na ręce.
-Puść ją.
-Chcesz, żebym puścił ją na środku podwórka? Dasz sobie radę
sama?
-Nie.- powiedziałam speszona. I zaprowadziłam go do mieszkania.-
Sypialnia Anne jest... - Justin nawet na mnie nie spojrzał. Szybkim
krokiem wszedł po schodach i trafił prosto do
sypialni mojej przyjaciółki. Co do cholery?!
-Skąd wiesz gdzie Anne ma sypialnie?- zapytałam groźnym tonem,
kiedy schodził ze schodów. Wyglądał na zadowolonego z siebie i
trochę rozbawionego. Już otworzył buzie, ale zanim zdążył coś
powiedzieć, David staną obok mnie.
-Co się tu dzieje?- zapytał, a ja westchnęłam.
-Sama nie wiem.
POV David
Spojrzałem na Justina, na Meg i znów na Justina. Co on robi w ich
domu. Meggie wyglądała na wściekłą i poirytowaną.
-Gdzie jest Anne?- poczułem niepokój.
-Na górze.- odpowiedział. Zszedł ze schodów, uśmiechną się do
nas i wyszedł. Tak po prostu. Staliśmy w przedpokoju jeszcze jakiś
czas.
-Idę sprawdzić co z Anne. Poczekasz na mnie w salonie?
-Tak, jasne.- powiedziałam. Przeszedłem do pokoju i usiadłem w
wygodnej kanapie. W tej samej chwili poczułem wibracje w kieszeni.
Od nieznany:
Czy to nie jest dziwne, że w twoim domu nie ma żadnych zdjęć z
twojego wczesnego dzieciństwa?
Takie smsy dostaje, już od dłuższego czasu... starałem się je
ignorować, ale przychodzą za często. Zaczynam się niepokoić.
Szybko wstałem z siedzenia i wszedłem do przedpokoju.
-Meg! Muszę iść!
-Co?!- wybiegła z pokoju i zmierzyła mnie wzrokiem. Ale ja jej nie
odpowiedziałem, naciągnąłem kurtkę wyszedłem na zewnątrz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz