niedziela, 19 czerwca 2016

Rozdział 19 " "Randka" "

POV Anne
Wczoraj z powodu tego co się wydarzyło, zapomniałam nastawić budzika. Z rana robiłam wszystko niedbale i na szybko. W tym momencie zbiegałam ze schodów chowając klucze od domu do torebki. Wsiadłam do auta, w którym siedziała, o dziwo, wyszykowana i gotowa Meggie. Spojrzałam zdenerwowana na Meg, była mocno rozbawiona. Wyciągnęłam szczotkę do włosów z torby i zaczęłam rozczesywać kołtuny. Dziewczyna już chciała coś powiedzieć, lecz zgromiłam ją wzrokiem w stylu „nawet o tym nie myśl”. Zaburczało mi głośno w brzuchu, przez co jęknęłam. Rano miałam czas tylko na ubranie się i umycie zębów.
*30 min później*
Korytarze były puste, czułam się jakbym przebiegła co najmniej dwa kilometry, mimo że pokonałam tylko odległość z parkingu do holu. Bolały mnie płuca, miałam wrażenie, że wbijają się w nie małe igiełki. Ah ta kondycja... Na dworze było pochmurno i szaro z powodu deszczu. Przez co i korytarze były dziwnie mroczne. Spojrzałam za siebie, w oddali zauważyłam Meggie, która poszła w stronę schodów posyłając mi ostatnie pożegnalne spojrzenie. Nabrałam powietrza kiedy straciłam ją z oczu. Co prawda od sali dzieliło mnie zaledwie pięć metrów, ale przejście tego dystansu okazało się dla mnie torturą. Kiedy wreszcie dotarłam do drzwi i weszłam do sali, cała klasa wgapiała się w dużą plazmę wiszącą nad tablicą, łącznie z nauczycielką. Powoli weszłam do środka, jak najciszej zamknęłam drzwi i jeszcze raz rozejrzałam się po sali. Z daleka zobaczyłam kilka wolnych miejsc, jedno z nich obok Justina. Chłopak ledwo podniósł na mnie wzrok, miałam wrażenie, że jest zainteresowany filmem. Odważyłam się dosiąść do blondyna, a kiedy nie raczył zaszczycić mnie swoim spojrzeniem, zaczęłam perfidnie się na niego gapić. Oparłam swój policzek na zaciśniętej pięści i zmarszczyłam czoło, starając się naśladować Justina. Widziałam tylko jego profil, ale dostrzegłam na jego twarzy lekki uśmiech.
-Obiecuje ci, że nie spojrzę na ciebie do końca lekcji.- powiedział.
Nie uwierzyłam mu i wbiłam swój palec pomiędzy jego żebra. On jednak położył głowę na ławce i spuścił wzrok. Cóż tak mi się chyba nie uda, muszę przyjąć inną strategie. Położyłam mu rękę na plecach i przejechałam nią lekko w dół, co też nie przyniosło skutku, bo chłopak jedynie mruknął coś pod nosem i z powrotem zajął się oglądaniem filmu. Wiedziałam, że korci go, żeby na mnie spojrzeć, więc postanowiłam udać obojętność i odwróciłam się w stronę okna. Przez chwilę naprawdę zapomniałam o Justinie. W oddali zauważyłam dziwie znajomą, zakapturzoną postać. Każdy krok tej osoby zdawał się mnie utwierdzać w przekonaniu kim jest ten człowiek, ale to przecież niemożliwe. Nagle chłopak idący ulicą zrzucił kaptur z głowy. Z wrażenia i strachu spadłam z krzesła. Zdawało mi się jednak, że nikt nie zwrócił na mnie uwagi, z wyjątkiem Justina. Natychmiast wstał i pomógł mi usiąść.
-Dlaczego spadłaś z krzesła?- zapytał odwracając ode mnie wzrok. 
-Yyy... potknęłam się.- palnęłam, nawet nie myśląc.- Spojrzałeś na mnie, złamałeś obietnice.- dopowiedziałam szybko, by nie zadawał więcej pytań na temat mojego upadku.
-Jaka obietnica?- widziałam, że udawał głupiego.
-Ta, którą złożyłeś na samym początku lekcji.- przewróciłam oczami. Chłopak zaczął cicho chichotać, po czym założył mi za ucho niesforny kosmyk. Yyy... to było zdecydowanie nie na miejscu... chyba.
-Potknęłaś się, tak?- spytał szeroko się uśmiechając, ja jedynie zawstydzona spuściłam wzrok na splecione ręce.
-No, tak.- mruknęłam pod nosem. Blondyn pokręcił głową rozbawiony. Nie wiedząc co zrobić zaczęłam oglądać film. Po jakiś dziesięciu minutach poczułam, że brązowooki trąca mnie swoim kolanem w moją nogę. Na początku starałam się nie zwracać na to uwagi. Jednak po kolejnych 10 minutach zrobiło się to wkurzające, bardzo wkurzające. Zdenerwowana spojrzałam na niego, chłopak przyglądał mi się w skupieniu cały czas szturchając mnie. -Mógłbyś przestać?- spytałam przez zaciśnięte zęby.
-Nie.- puścił mi oczko i perfidnie się do mnie uśmiechnął. Zezłoszczona spojrzałam na zegarek naścienny. Jeszcze pięć minut i będę wolna... przez krótką przerwę. Zaczęłam stukać paznokciami o ławkę, prosząc o to by Justin przestał tykać mnie swoim kolanem w moje. Zadzwonił dzwonek, nareszcie! Jeszcze tylko dwie lekcje i będzie dłuższa przerwa, na której wreszcie będę mogła coś zjeść. Myśląc tak o lunchu wpadłam na jakiegoś chłopaka.
-Bardzo cię przepraszam.- powiedziałam zawstydzona.
-Nie, to ja przepraszam. Powinienem uważać gdzie idę, a nie smsować.- powiedział platynowy blondyn, drapiąc się w tył głowy. -Tak w ogóle, to jestem Evan.
-Anne.- uścisnęłam lekko jego dłoń. Jeszcze tydzień temu nawet by mi się nie przyśniło, że mogłabym gadać z jakimkolwiek chłopakiem na "luzie".
-Naprawdę cię przepraszam za tą wpadkę. Może miałabyś dziś po szkole czas, bym ci jakoś to wynagrodził?- zaproponował, uśmiechając się przy tym niesamowicie.
-Jasne.- zgodziłam się, bez zastanowienia. Wymieniliśmy się numerami. Pomachałam mu na pożegnanie, po czym zaczęłam się kierować pod klasę, w której miałam mieć następną lekcję. Po szkole postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu, by przygotować się do wyjścia z Evanem. Najpierw odrobiłam lekcje, po czym przeszukałam swoją szafę, wybrałam wygodny strój, w końcu nie wiedziałam przecież dokąd idziemy.



Mój telefon wydał z siebie krótki dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej. Wzięłam go do ręki i przejechałam palcem po dotykowym ekranie. Uśmiechnęłam się na widok smsa od Evana.

Od: Evan
Moglibyśmy się spotkać w kawiarence niedaleko centrum?

Do: Evan
Dobrze.

Odłożyłam telefon na biurko, po czym wzięłam do ręki szczotkę i zaczęłam czesać włosy w niedbałego kłosa. Szybko się uporałam z fryzurą, na piętrze zostawiłam karteczkę, by Meggie się nie martwiła. Zamknęłam dom, po czym z lekkim uśmiechem ruszyłam w stronę umówionego miejsca. Zajęło mi to jakieś pół godziny. Z daleka widziałam szyld mojej ulubionej kawiarni. Weszłam do środka, od razu biorąc głęboki wdech. Poczułam mocny zapach kawy, którą uwielbiałam. Ściany kafejki były koloru miętowego. Okrągłe, brązowe stoły były nakryte białymi obrusami, prawie każdy ktoś okupował. Wystawy różnych ciast, babeczek, pączków i innych wypieków cieszyły oko. W środku panowała przyjemna, ciepła atmosfera. Rozejrzałam się i dostrzegłam blondyna, siedzącego przy oknie, które przysłonięte były kremowymi, cienkimi firankami.
-Cześć.- powiedziałam pierwsza, ciesząc się, że nie muszę się nudzić w domu.
-Cześć.- chłopak natychmiast wstał i odsunął mi krzesło. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Jaki gentlemen. - przeszło mi przez myśl. -Na co masz ochotę?- podał mi kartę do ręki, po czym się uśmiechnął. Spojrzałam na cienką książeczkę, po chwili wiedziałam co chciałabym zamówić.
-Karmelową latte, poproszę.- powiedziałam, gdy tylko podszedł do nas kelner, któremu przy okazji oddałam kartę.
-Ja za to poproszę cappuccino.- siknął głową do kelnera, że może już odejść. Blondyn chciał zacząć rozmowę, gdy przerwał mu dzwoniący telefon. Chłopak uśmiechnął się do mnie przepraszająco, po czym wstał i skierował się w stronę toalety. Czekałam krótką chwilkę, a przy zajętym przeze mnie stoliku pojawił się ten sam kelner, co wcześniej, tylko tym razem z moim i Evana zamówieniem. Podziękowałam cicho starszemu o przynajmniej sześć lat mężczyźnie, peszył mnie jego wzrok. Mimo, że chłopak był przystojny, nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego, gdy był blisko czułam, że jest typowym magnesem na problemy. Tak jak Justin.- stwierdziłam w myślach.
-A mimo to się z nim zadaję.- szepnęłam pod nosem, mieszając łyżeczką swój napój. Patrzyłam za okno, niebo było do teraz przysłonięte granatowymi chmurami, z których po parunastu sekundach spadł obfity deszcz. Przyglądałam się spływającym kropelkom wody po szybie, gdy znów GO zauważyłam. Stał po drugiej stronie ulicy, oparty o drzewo i co chwilę zaciągał się papierosem. Starałam się przyjrzeć mu choć trochę bliżej, jednak odległość, deszcz i sam jego ubiór (kaptur na połowie twarzy i ledwo zauważalne okulary przeciwsłoneczne) wcale nie pomagały. Jedyne co udało mi się dostrzec to typowy szelmowski uśmieszek, który znałam aż za dobrze. Patrzyłam się przez dłuższy czas na niego, gdy poczułam lekki uścisk na ramieniu, mimo wszystko podskoczyłam przestraszona.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć, czy coś.- Evan zdezorientowany, podrapał się w tył głowy.
-Nic się nie stało, po prostu się zamyśliłam.- powiedziałam, przelotnie zerkając za okno. Nie ma go już.
-To... ile masz lat?- palnął chłopak, chcąc jak najszybciej zagłuszyć niezręczną ciszę, między mną a nim, chociaż w kawiarence panował gwar.
-Siedemnaście, a ty?- odparłam, nie chciałam by czuł się niezręcznie.
-Osiemnaście.- odetchnął z ulgą. -Mieszkam w internacie zaraz obok szkoły, ciebie tam nie widziałem, więc pewnie mieszkasz tu na stałe.
-Można tak powiedzieć.- odparłam, zaczynając pić już zimną, ale nadal przepyszną latte.
-Co masz na myśli?- blondyn zmarszczył brwi wyraźnie zaciekawiony.
-Jasper kupił mi i Meggie dom podczas naszego pobytu tu.
-Jasper to twój lub Meggie chłopak?- zapytał, na co ja o mało co nie wyplułam kawy. Odstawiłam ją na bok i zaczęłam się śmiać na całego. -Co cię tak bawi?- spytał, uśmiechając się szeroko na widok mojej głupawki.
-No bo...- musiałam zakryć twarz dłońmi, czułam jaka czerwona jestem- Jasper to mój i Meg ojczym.- teraz to i chłopak śmiał się razem ze mną. Po paru minutach ciągłego śmiechu i prób uspokajania się usłyszeliśmy ciche stukanie w szybę. Oboje zwróciliśmy tam swój wzrok. Za szybą stała szczupła brunetka z brązowymi oczami, trzymała kolorową parasolkę i uśmiechnięta machała do nas. Kilka minut później siedziała obok mnie, cała w skowronkach.
-Jestem Jasmine, dziewczyna tego oto tlenionego blondasa.- mówiąc to mrugnęła do Evana, a do mnie wyciągnęła prawą dłoń, którą lekko uścisnęłam.
-Anne.- mruknęłam cicho, chichocząc pod nosem. Brunetka była taka radosna, że i mi się zdarzyło parę razy szeroko uśmiechnąć. Dziewczyna chwilę później zajadała się zamówionym ciastem i popijała kawą blondyna, który był "obrażony".
-Jak chcesz to ci kupie kawę, tylko oddaj mi moją.- jęknął zrezygnowany, ale również rozbawiony. Jasmine tylko mruknęła niewyraźnie, że czyjeś smakuje najlepiej i konsumowała dalej słodkości. Wyglądali tak słodko, że aż im zazdrościłam. Dopełniali się idealnie. Spojrzałam na zegarek naścienny w białej ramce, była 17:55. To był bardzo szybki dzień, taki dość spokojny... no, prócz kolesia, którego dziś widziałam dwa razy. Mój telefon zabrzęczał, więc wyjęłam go ze spodni, by sprawdzić o co chodzi.

Od: Meg
Ale ty pamiętasz, że mamy sprawdzian jutro z biologii, prawda?

Całkowicie o tym zapomniałam, a do tego w poniedziałek mnie w szkole nie było, więc muszę jeszcze trochę nadrobić zaległości.

Do: Meg
Zapomniałam, zaraz wracam.

Gdy tylko podniosłam wzrok z telefonu, zobaczyłam jak Jasmine brudzi nos Evana bitą śmietaną. Jego mina wyrażała zdezorientowanie, połączone z rozbawieniem i dużą ilością miłości do brązowookiej. Szybko znalazł się obok niej i zaczął wycierać nos w jej szyje, przez co dziewczyna głośno się śmiała i nie ukrywam, że na mojej twarzy również zawitał uśmiech.
-Wiecie co gołąbeczki? Ja muszę niestety już wracać, bo jutro mam sprawdzian i wiem tylko tyle, że dotyczy biologii.- chyba dopiero po tym jak się odezwałam, przypomnieli sobie, że są w kawiarni, a ja siedzę z nimi przy stole. Jasmine zrobiła się cała czerwona, za to chłopak zawstydzony podrapał się w tył głowy. Nie byli typową parą ogień-woda, mieli ze sobą dużo wspólnego. Z tego co zdążyłam zauważyć oboje lubią sobie dokuczać, śmiać się z normalnych sytuacji, czy po prostu obejrzeć ich ulubiony film lub posłuchać tego samego rodzaju muzyki. Wstałam od stołu i położyłam pieniądze obok szklanki po latte. Jasmine trzepnęła brązowookiego w głowę, wyraźnie była zawiedziona nim.
-Może cię podwieźć?- spytała z uśmiechem, który chyba zawsze jej towarzyszy. Po wypowiedzeniu tego pytania, przez dziewczynę, Evan zachował się, jakby nagle go olśniło.
-Nie, dzięki. Z chęcią się przejdę i trochę pomyślę, do tego już nie pada.- uśmiechnęłam się do nich przepraszająco. Podeszli do mnie i oboje przytulili. Przechodząc przez kawiarnię, rozejrzałam się po niej. Teraz było o wiele mniej ludzi, klientów mogłam policzyć na palcach u jednej ręki. Wyszłam przed restauracje i odetchnęłam rześkim powietrzem po deszczu. Starałam się stawiać nogi na suchych kawałkach chodnika, co nie było proste. Gdybym była normalną nastolatką, zaczęłabym się zastanawiać, dlaczego nie mam chłopaka. Ale nie zastanawiam się, bo wiem dlaczego, nie chcę. Nie chcę znów poczuć zawodu. Jednak Jasmine i Evan to idealna para bez problemów, żyjąca chwilą, teraźniejszością. Nawet nie zauważyłam, że wpadłam na kogoś, a po twardej klacie, mogę stwierdzić, że na chłopaka.
-To ty.- usłyszałam niski głos zanim podniosłam głowę.
-Cześć.- odpowiedziałam patrząc na Justina. -Co z tobą?- zapytałam, nie wyglądał najlepiej, co najmniej jakby chciało mu się wymiotować.
-Nic! Nic się ze mną nie dzieje.- nie spodziewałam się takiej reakcji, teraz wyglądał na wściekłego.
-Właśnie widzę.- westchnęłam unosząc oczy do góry, czym dałam mu znać, że jego zachowanie zbliżone jest do zachowania kobiety w ciąży. -Powiesz mi o co chodzi, czy mogę sobie iść? Wygląda na to, że zaraz znowu się rozpada.- skłamałam, bo niebo było prawie bezchmurne.
-Co miałbym ci mówić?!- spojrzał na mnie zirytowany.
-Nie ważne.- westchnęłam i wywróciłam oczami.
-Jak udała ci się randka? -wypalił nagle. Tym pytaniem wprawił mnie w zdziwienie. Randka? Zmierzyłam go wzrokiem od dołu do góry, nerwowo tupał nogą. Ale, że Evan? W duchu palnęłam się w czoło.
-Jesteś zazdrosny?- wzięłam głęboki wdech i czekałam na jego ripostę lub wybuch. Justin nie uśmiechnął się, nie rzucił tekstem w stylu "chciałabyś" i jeżeli wcześniej byłam zdziwiona to teraz jestem praktycznie sparaliżowana. Zamiast tego spuścił wzrok i podrapał się po tyle głowy. Ten ruch od razu przypomniał mi o Evanie - paradoks.
-Nie wiem, nie, to znaczy tak, znaczy nie. Nie rozumiem samego siebie.- plątał się.
-Ja też nie wiem o co ci chodzi.- nie żeby coś, ale naprawdę nie miałam zielonego pojęcia o co brązowookiemu chodzi.
-Nie ważne.- machnął ręką zrezygnowany, po czym naburmuszył się jak 5-latek, któremu mama nie kupiła wymarzonej zabawki.
-Justin nie jestem twoją dziewczyną, żebyś mógł spodziewać się, że nie będę wychodziła z innymi ludźmi. Zresztą to wcale nie była randka. A jeśli chcesz wiedzieć to ja w życiu, już nigdy, przenigdy nie pójdę na randkę.- fuknęłam urażona, by po chwili uświadomić sobie co powiedziałam. Chłopak wpatrywał się we mnie zdziwiony. Już miał coś powiedzieć, gdy zadzwonił telefon. Odebrał i odpowiadał tak lub nie, na zadawane przez drugiego rozmówce pytania. Po czym bez żadnego pożegnania rozłączył się, kończąc konwersacje.
-Do jutra, mała.- powiedział, po czym pocałował mnie w policzek. Zamurowało mnie i to chyba dosłownie, bo przez jakieś dwie minuty nie ruszyłam się z miejsca. Nawet gdy Justin odszedł, wsiadł do swojego auta i odjechał z piskiem opon. Nadal nie będąc w pełni świadoma, ruszyłam przed siebie. Ocknęłam się dopiero, gdy poczułam, że weszłam w kałuże i to nie byle jaką, bo woda w niej sięgała mi do kostek. Jak poparzona odskoczyłam, rozchlapując wodę na jeszcze większą skalę. Z moich ust posypała się wiązanka przekleństw.
-Nie pamiętam żebyś była taka wulgarna, gdy byliśmy razem.- znam ten głos, znam ten śmiech, ale nie chce GO znać.

-Jason.- szepnęłam, byłam zdziwiona i przestraszona jednocześnie.


**
Tak wiem, długo mnie nie było. I mnie zabijecie/zabiliście xd I nie wiem kiedy kolejny xd
PS. Piłam kawę... ja zła :p
A tak w ogóle to są:
-Evan Mancilly
 -Jasmine Ponnly

piątek, 26 lutego 2016

PRZEPRASZAM

Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! I jeszcze raz PRZEPRASZAM!!! Wiem, że rozdziału nie było ponad dwa miesiące, jak nie trzy. Pewnie nikt już nie czeka na kolejny post itd. Jest mi strasznie głupio, do tego brak weny i inne problemy.
I tak może dla pocieszenia gif z Justinem.