sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 18 "Buszowanie w domu Weyna"

To już rok istnienia mojego bloga!
POV Meggie
Obudziłam się w łóżku... nie moim łóżku. Zaraz! Impreza, alkohol, David. Pośpiesznie rozejrzałam się po pomieszczeniu, na szczęście chłopak leżał obok mnie. Wzdrygnęłam się i spojrzałam pod kołdrę. Uff... jestem w bieliźnie. Wstałam po cichu i wzięłam swoją wczorajszą sukienkę, którą później założyłam w łazience. Miałam wielkie szczęście, że drzwi prowadzące do wcześniej wspomnianego pomieszczenia były w tej sypialni. Po ubraniu się postanowiłam zbudzić chłopaka.
-David pobudka.- szepnęłam, szturchając piwnookiego w ramię.
-Daj spać!- warknął. O nie panie Swift, nie będziemy się tak bawić.- pomyślałam. Rozejrzałam się po pokoju. Hmm... komoda, burko, książki... nie... lusterko, laptop, jakieś ciuchy, szafka. Podeszłam do szafki, po czym otworzyłam ją na rozcież. Książki, duuuużo książek. Z westchnieniem zamknęłam mebel. Wyszłam z pokoju, by poszukać przydatnych rzeczy. Na korytarzu pod ścianą spał chłopak, a obok niego dziewczyna. Wyminęłam parę i zeszłam po schodach. W salonie było strasznie brudno, mnóstwo puszek po piwie i butelek po wódce, czy winie, sporo do połowy pełnych szklanek. Starając się na nikogo, ani na nic, nie nadepnąć ruszyłam w stronę kuchni. Weszłam do pomieszczenia, gdzie był podobny syf co w salonie. Zaczęłam otwierać szafki, znalazłam leki przeciw bólowe, które wzięłam. Sama miałam małego kaca, ale Davidowi bardziej się one przydadzą. Wracając, znalazłam dość sporej wielkości garnek, do tego wzięłam sobie drewnianą łychę. Weszłam z powrotem na piętro i później do sypialni, w której się znaleźliśmy. Stanęłam nad chłopakiem, po czym z zamachem uderzyłam łyżką w garnek. Ciemnowłosy natychmiastowo znalazł się w pionie z mordem wymalowanym na twarzy. Zaczęłam się rechotać jak opętana. Jego reakcja – bezcenna. Wygramolił się z łóżka, podszedł do mnie i... poczochrał po głowie. Serio, David? Serio?- prawie wrzasnęłam na głos. Zaczęłam poprawiać nastroszone włosy. I tak nagle mnie olśniło.
-ANNE!
-Co, Anne?- zdezorientowany chłopak wpatrywał się we mnie jak w wariatkę.
-No, Anne.- złapałam się za głowę.
-Co, no, Anne?- wyraźnie był rozbawiony tą sytuacją.
-A wal się.- warknęłam i założyłam ręce na klatce piersiowej.
-Oj, Meg. Nie obrażaj się.- przytulił mnie. Nie ulegnę, nie ulegnę... nie ulegnę... nie... ulegnę... RZESZ! Odwzajemniłam uścisk chłopaka z lekkim uśmiechem.
-Słuchaj przeszukajmy cały dom Weyn'a, jak nie będzie w nim Anne, to znaczy, że na noc wróciła do domu.- wyjaśniłam.
-Nie lepiej na początku zobaczyć czy Anne, nie ma u siebie?- zapytał. Spojrzałam na niego tak, jakbym chciała go zabić. -Okej, okej... zrobimy jak uważasz.- zaśmiał się, na co ja wywróciłam oczami.
-Pomyślałam, żebyś ty sprawdził parter, a ja sprawdzę pierwsze piętro, pasi?- szturchnęłam go lekko w ramię.
-Pasi. - pokazał mi język, po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł z pokoju. Pościeliłam łóżko i również zrobiłam to, co David przed chwilą. Korytarz był długi i dość wąski. Postanowiłam zacząć od początku. Otworzyłam pierwsze drzwi po prawej. Lekko zaskrzypiały, przez co wzdrygnęłam się. Przy tym wszystkim towarzyszyło odzywające się sumienie. Nie mój dom, a buszuje w nim i zaglądam w praktycznie każdy, najmniejszy zakamarek. W pomieszczeniu znajduje się sporej wielkości biurko, dużo półek i szafek z książkami i kilka lekko zakurzonych i starych obrazów w brązowych ramkach. Na biurku była masa jakiś papierów oraz dokumentów. Postanowiłam nie być aż tak chamska i nie przeglądać ich. Szybko wyszłam z jak mi się zdaje czyjegoś biura. Zamknęłam drzwi, po czym weszłam do pokoju naprzeciwko tego, w którym byłam chwilę temu. Drzwiczki cicho zaskrzypiały, przez co się wzdrygnęłam. Zaczęłam się rozglądać, w środku panował nieskazitelny porządek. Nie to co u mnie w szafie.- pomyślałam. Zapaliłam światło, po sekundzie mogłam więcej dostrzec. Brzoskwiniowe ściany, rama łóżka i komoda w tym samym odcieniu brązu, biały, puchaty dywan, pasujący do wygładzonej, również białej pościeli. Zgasiłam światło i wyszłam po cichu z pokoju. Weszłam do trzeciego, zwykła, wygodna i oczywiście bardzo zadbana łazienka. Utrzymana w zieleni i żółci. Nie zwracając uwagi na szczegóły, poszłam dalej. Kolejna sypialnia, tym razem bardziej „nastoletnia”. Wiecie wodne łóżko, porozwalane ciuchy i gdzieniegdzie gry na konsole. Pokój w kolorze pomarańczowym zdecydowanie wyróżniał się od tych wszystkich pomieszczeń, w których już byłam. Przeszukałam jeszcze trzy pokoje ( małą bibliotekę, dziwne pomieszczenie z masą luster i chyba pokój gościnny). Podeszłam do drzwi z napisem „Weyne”. Im byłam bliżej, tym lepiej słyszałam dobiegające stamtąd głosy. Lekko przystawiłam ucho nasłuchując i robiąc przy tym zapewne komiczną minę:
-Nie wiem o co ci chodzi.- usłyszałam dobrze znany mi głos, to musi być Anne. Normalnie to pewnie już dawno te drzwi były by wyłamane, a ja wrzeszczałabym: Z buta wjeżdżam, wyłamuje zamek jednym strzałem! No, ale to nie jest mój dom. Zeszłam... wróć... zbiegłam ze schodów na parter. Zaczęłam szukać Davida. W salonie go nie było, przedpokój też odpadł. Usłyszałam szmery w kuchni, więc się tam skierowałam. No tak kto by pomyślał, że szanowny Swift raczy poszukać mojej przyjaciółki w lodówce. Ehh, faceci. Chłopak kręcił tyłkiem w rytm lecącego przeboju z radia, które musiał włączyć wcześniej. Mimo, że muzyka była puszczona cicho, widać było, że David się wczuł w to... co teraz robi. Odchrząknęłam starając się nie zaśmiać:
-I jak tam poszukiwania?- zaczęłam wesołym tonem, chłopak podskoczył przestraszony i złapał się za klatkę piersiową. No dobra nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać jak wariatka, która uciekła z psychiatryka. Na szczęście nie musiałam się długo śmiać sama, gdyż Swift dołączył do mnie. Chwilę się śmieliśmy, do puki ja nie przestałam.
-A jak tam twoje poszukiwania?- zagadał.
-Znalazłam ją i musisz mi pomóc.- powiedziałam ciągnąc go za nadgarstek na zewnątrz.
-Mam się bać?- chłopak zaśmiał się, lecz widać było, że przynajmniej w 10% to pytanie jest na poważnie.
-Raczej nie.- odparłam, obchodząc willę. Okej, to chyba ten balkon.- praktycznie szepnęłam pod nosem. -Teraz się skup. Podejdziemy pod ścianę, kucniesz, weźmiesz mnie na barana, później ja stanę na twoich barkach i wejdę na balkon.- tłumaczyłam gestykulując rękami.
-O-okej.- zawahał się, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Podeszliśmy do ściany i chłopak wziął mnie na barana. Wplątałam ręce we włosy Davida i spróbowałam stanąć na jego barkach, jak to zaplanowałam. Niestety pierwsza próbą nie do końca wyszła. Przy drugiej próbie poszło lepiej. Stałam na prostych nogach, niestety nadal nie dosięgałam celu.
-Troszkę wyżej.- szepnęłam.
-Musiałaś włożyć szpilki?- mruknął z grymasem Swift.
-Nie marudź.- odburknęłam. -Jest!- wrzasnęłam, gdy udało mi się złapać jednej z małych kolumn. Dobra, teraz tylko się podciągnąć. - powtarzałam sobie w myślach. Zebrałam się w sobie i jak nigdy na wf'ie podciągnęłam swoje ciało. Przerzuciłam nogi na drugą stronę balkonu. Już miałam pukać w szybkę, gdy sobie coś uświadomiłam. Jak ja z Anne stąd zejdziemy?! Trudno, już nie ma odwrotu. Podeszłam do okna, starając się być niezauważoną. Na razie idzie mi w miarę okej. Widziałam trochę nie wyraźne postacie, przez białą firankę. Na pewno było to trzech chłopaków i jedna dziewczyna- zapewne Ann. Coś mówili, ale niestety nic nie mogłam usłyszeć. Dobra, raz kozie śmierć. Zapukałam dość mocno w szybę. Po chwili jakiś chłopak z masą loków na głowie, odgarnął na bok firankę. Był bardzo zdziwiony, tak jak i pozostali. Mimo wszystko, zielonooki wpuścił mnie do środka. Oczywiście jak wiadomo, od razu podbiegłam do przyjaciółki i z całej siły przytuliłam.
-Martwiłam się o ciebie.- szepnęłam jej we włosy. Stałyśmy tak parę minut, gdy przypomniałyśmy sobie, że nie jesteśmy w pomieszczeniu same. -To my może już pójdziemy. - powiedziałam do nich. Ju... jak on miał, a tak... Justin prychnął pod nosem. Nie przejęłam się tym zbytnio, póki nie doszłam do drzwi, których nie mogłam otworzyć. Po prostu świetnie.- warknęłam w myślach.
-Moglibyście nas wypuścić?- zapytała grzecznie Anne. Chłopaki jedynie zaczęli się śmiać.
-O nie moi drodzy, tak się nie bawimy. Liczę do trzech, albo wywarze drzwi.- warknęłam. -1... 2... i 3!- z nogi przywaliłam w drzwi, przez co puściły zawiasy. Nie patrząc na nich, a w sumie, czemu nie? Mieli komiczne wyrazy twarzy, w stylu: co się właśnie stało?
Wyszłam z pokoju, ciągnąc za sobą Anne. Przydały się lekcje karate. Wyszłyśmy przed dom i skierowałyśmy się po Davida. Zdezorientowany szedł za nami, pod czas krótkiej drogi powrotnej do domu. Byłam w miarę wyspana, tak samo jak David, za to widać było, że Ann chętnie by się przespała. Oczywiście moja siostra poszła spać, a ja z chłopakiem oglądaliśmy seriale.

**
Ten rozdział jest tak jakby o niczym, no ale cóż lepsze to niż nic.

Nie wierze, to już rok na tym blogu. Jestem taka szczęśliwa, nawet nie wiem kiedy to zleciało. Bardzo przyjemnie pisze mi się te opowiadanie (oczywiście jeśli mam czas). Czytałam nie dawno wszystkie rozdziały od pierwszego do siedemnastego. Nie wiem, czy wy też widzicie jak przez ten czas zmienił się mój styl pisania, ale ja to zauważyłam. I mogę szczerze powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Jak zakładałam tego bloga moim marzeniem, było mieć 1000 wyświetleń, nigdy bym nie pomyślała, że licznik pokaże ponad 10000 wejść. I te wszystkie miłe komentarze, nawet nie wiecie jak bardzo mi one pomagają. Dobra, nie przedłużam, bo się rozpisałam :)